[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pieniądze rodzinne właściwie skończyły się również.Ani młody George Blac-khill w Anglii, ani Karolina w Noirmont, nie popadli, rzecz jasna, w nędzę, aledawne bogactwo odbiegało ich świńskim truchtem.Tyle mieli, że mogli żyć przy-zwoicie i na tym koniec.George skończył studia i pracował w bankowości, wy-kazując nawet dość dużo rozumu, Karolina zaś czerpała dochód z winnic w No-irmont i paryskich nieruchomości.Na to, żeby zaprosić do siebie córkę i wnuki,a nawet zięcia, stać ją było w pełni.W trzy lata pózniej umarła Justyna.Jadąc na pogrzeb matki, Karolina rozmy-137ślała ponuro nad biblioteczną klątwą.Owszem, coś tam już udało się jej zrobić.Nie od razu, zaraz po wojnie pie-lęgnowała Filipa, który na niedowładzie ręki nie poprzestał, dostał także nerwicy,bo w jednej akcji nie uratował życia przyjacielowi.Starał się, usiłował, stąd ta rę-ka, i nie udało mu się, już wtedy był starym prykiem do niczego.Coś z tą depresjąnależało zrobić, wyszedł z niej w końcu, ale przez parę lat Karolina miała trudneżycie.Gmerała w bibliotece, wyszła poza ten początkowy narożnik i natknęła sięna zapiski, które na długi czas przyczyniły jej zgryzoty.Kartki w książkach, ma-ły zeszycik i milion notatek na marginesach dzieł przyrodniczych.Tematycznienawet miało to sens, ale owe notatki właśnie należało uporządkować i przepisać.Siedziała nad tym prawie dwa lata, właśnie skończyła, przepisy, jakie znalazła, na-pełniły ją podziwem i zachwytem, zaczęła szukać lekarza, który zainteresowałbysię tą treścią i opracował cały materiał naukowo, i wtedy właśnie umarła Justy-na.Zatem znów przerwa.Komplikacje spadkowe.Ona sama przecież dziedziczypo matce, część resztek majętności przypadnie zapewne bratankowi, pytanie, ktozapłaci podatek spadkowy, będzie musiała zostać w Anglii, aż się wszystko roz-wikła.Sakwojażyka dawno już przestała szukać.Po Marcinku i jego żonie istotniezostały w Noirmont jakieś zlekceważone rupiecie, przejrzała je i kazała wynieśćna strych.Sakwojażyka wśród nich nie znalazła.Strych przeszukała również z ta-kim samym skutkiem.Nosiła się z zamiarem odnowienia przynajmniej częścipomieszczeń zamkowych, bo skąpstwo jej teściowej doprowadziło budowlę doupadku, ale koszty nieco ją przestraszały.Mąż nie służył jej żadną pomocą, faktuzubożenia rodziny nie przyjmował do wiadomości.W biblioteczną klątwę uwierzyłaby już całkowicie, gdyby wiara nie zmuszałajej do ciężkiej pracy.Dostatecznej ilości służby nie było już dawno, sama odwala-ła całą robotę, zajmując się przy tym domem, mężem i gospodarstwem, gmeraniew książkach przekraczało jej siły.A tu dobrobyt rodziny miał zależeć od dokład-nego przejrzenia tego naboju, razem z dziełami, których w ogóle nie dawała radyunieść, koszmarna myśl, Karolina nie chciała się z tym pogodzić.Miała nadziejęna pomoc Ludwiki, nic z tego, Ludwika tkwiła w Polsce i kichała na zamkowąbibliotekę, drwiąc sobie z klątwy.Zastrzyk finansowy po śmierci Justyny okazał się znaczący, podatek spad-kowy zapłacił bratanek, Karolina wróciła nieco bogatsza i zrealizowała zamiarodnowienia części zamku.Przy tej okazji znalazł się sakwojażyk, na którym od lat już położyła krzyżyk.Z apartamentów Marcina i jego żony wynoszono kanapkę, ulubiony mebel Anto-inette.Upuszczono ją, kanapka była stara, uderzywszy o posadzkę, rozleciała sięczęściowo, ściśle biorąc otworzyła się w niej jakby skrytka pod siedzeniem.Karo-lina nie miała pojęcia, że coś takiego, właściwego raczej dla rozkładanych kanapdo spania, przeznaczonego do chowania pościeli, może znajdować się w małym138mebelku o charakterze salonowym.A jednak znajdowało się, prztyknęło, otwarłoi wyleciał z tego sakwojażyk.Przestał być żółty, mocno ściemniał, ale z pewnością był poszukiwanym sa-kwojażykiem pomocnika jubilera.Z bijącym sercem Karolina chwyciła przedmioti zajrzała do środka, na wszelki wypadek bez świadków.Pierwotna zawartość Sakwojażyka pozostała prawie bez zmian, zubożona tyl-ko usunięciem zjełczałego balonika czekoladowego i wzbogacona zawiniątkiem,w którym Antoinette, nie wiadomo po co, przechowała jakieś szczątki robótkiręcznej.Kilka muszelek z dziureczkami, ścinki czerwonego aksamitu i strzęp-ki czegoś, jakby włosia i poszarpanej gąbki.Karolina przyjrzała się temu z po-wątpiewaniem, rozczarowana, bo w głębi duszy drgnęła jej nadzieja na diament,z westchnieniem zgarnęła wszystko i wepchnęła do Sakwojażyka z powrotem.Właściwie mogła go wyrzucić, ale niby dlaczego? Miejsca jest dosyć, niech zo-stanie jako pamiątka rodzinna.Potem zaś nastąpiły wydarzenia okropne, zupełnie jakby klątwa nabrała mo-cy.Umarł Filip i hrabią de Noirmont teoretycznie został jego wnuk w prostej linii,Wojtuś Górski, syn Ludwiki, urodzony i wychowany w komunistycznym kraju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]