[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Phyllis Newcombe była pełną radości życia, dwudziestodwuletnią dziewczyną, nade wszystko lubiącą tańczyć.Właśnie podczas tańca 27 sierpnia 1938 r.w pełnym po brzegi Chelmsford Shire Hall w angielskim hrabstwie Essex dosięgnął ją okropny los.Na oczach przerażonego narzeczonego Henry'ego McAuslanda i tłumów świadków z sukni ofiary wybuchły niebieskie płomienie.W ciągu kilku minut, kiedy to wszyscy bezradnie biegali i krzyczeli, z dziewczyny zostały zwęglone zwłoki.Tylko jej narzeczony starał się gasić nieziemski ogień, bijąc rękami, przy czym nabawił się ciężkich oparzeń.Nawet fachowe środki gaśnicze z pewnością nic nie zdziałałyby przeciwko takim piekielnym płomieniom.Na przekór wszystkim dziwnym okolicznościom urzędowy lekarz sądowy orzekł, że suknia Phyllis zapaliła się od papierosa.Pomijając już jednak fakt, że zapalenie się części ubrania -o ile nie jest ono nasycone benzyną, naftą czy podobnym materiałem -nie może spowodować tego, do czego byłoby potrzebne krematorium, to i z innych powodów teoria zapalenia się od papierosa była nie do obrony.Zrozpaczony ojciec młodej dziewczyny nie zadowolił się oficjalną uspokajającą gadaniną.Zażądał od lekarza sądowego, aby spróbował zapalić papierosem taką samą suknię jak ta, którą nosiła Phyllis.Mimo licznych prób to się nie udało.Wciąż natrafiamy na przypadki SHC, w których śmiertelny skutek przyniosło zapalenie się części ubrania, materaca lub innego przedmiotu.Można pomyśleć, że to normalne wypadki, tak jednak nie jest.Różnica między wspomnianymi zdarzeniami a na przykład często spotykanym zaśnięciem z papierosem jest niebotyczna.Typową cechą spontanicznego (samo?- )spalenia jest także i tutaj nienormalne ograniczenie zasięgu ognia.Nocna koszula powoduje zwęglenie ciała jej właścicielki, ale poza tym nie dochodzi do zapalenia niczego więcej.Gdyby nie chodziło o tragedię, to przypadek śmierci siedemdziesięciodziewięcioletniej Ellen Steers z miasteczka Shaw w Berkshire w Anglii miałby też nieco zabawne strony.Owa starsza dama, która uchodziła za hipochondryczkę i neurotyczkę, miała zwyczaj wbrew wszelkim przestrogom palić papierosy, leżąc w łóżku.Dlatego też w gruncie rzeczy nie zdziwiło nikogo, kiedy wreszcie zmarła w swojej sypialni wskutek zaczadzenia.W niewytłumaczalny sposób ogień strawił jedynie jej łóżko -przy czym ona sama się udusiła -poza tym jednak nie wyrządził żadnych większych szkód.Pomimo to sceptycy nie chcą całkiem odkładać ad acta teorii, że SHC mogłoby stanowić rzadkie połączenie pędu samozniszczenia i zdolności paranormalnych, które wyzwala splot nadzwyczajnych okoliczności.Trzymanie się takiej hipotezy jest zrozumiałe, ponieważ pozwala nam ona wciąż jeszcze być kowalem naszego losu.Bardzo mało pocieszająca jest bowiem myśl, że jakaś zewnętrzna moc albo siła natury mogłaby do woli dysponować naszym życiem, trawiąc super gorącym płomieniem bieliznę, pościel czy ciało ludzkie.Samospalenie po śmierciMimo to będziemy musieli się z nim pogodzić, czy tego chcemy, czy nie.Inaczej bowiem trzeba byłoby wprowadzić jeszcze bardziej jeżącą włos na głowie kategorię SHC, która by ostatecznie obróciła wniwecz każdą rozsądną próbę wyjaśnienia: samospalenie opóźnione, a konkretniej: samospalenie pośmiertne.Jest to zdarzenie tak absurdalne, że "San Francisco Chronicle" zaliczyła je do dziesięciu najdziwniejszych w roku 1973.7 grudnia tego roku pięćdziesięcioletnia Betty Satlow w Hoquiam (stan Waszyngton) padła ofiarą wypadku.Jej zwłoki złożono w kostnicy Coleman, w której potem nagle wybuchł pożar, zauważmy, trzy dni po śmierci pani Satlow.Strażacy byli bezgranicznie zdumieni, kiedy stwierdzili, że dym wydobywa się z trumny, która jednak nie była ogniskiem pożaru.Ogień musiał mieć zarzewie w ciele samej pani Satlow, i do połowy strawił jej doczesne szczątki.Zachowały się one tylko od bioder w dół, a tułów zamienił się w popiół.Szef policji z Hoquiam, Richard Barnes, zarządził śledztwo, które jednak nie dało żadnego rezultatu.Wykluczone było celowe podpalenie, podobnie jak każda przyczyna dająca się wytłumaczyć.Zawiedziony Barnes wysłał osmaloną trumnę do laboratorium Urzędu Skarbu w Waszyngtonie, znanego z tego, że umie się uporać z najbardziej nawet zawiłymi przypadkami.Czy i tym razem tak było? Tego się nie dowiemy.Podobnie jak w innych sprawach spontanicznego samospalenia, federalne władze USA, jak się zdaje, spuściły zasłonę milczenia; albo nie chcą się przyznać do niewiedzy, albo ich odkrycia są zbyt sensacyjne, aby mogły zostać udostępnione opinii publicznej.Jest i pozostaje faktem, że od tej chwili ani szef policji Barnes, ani jego następcy nie byli skłonni wydać jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]