[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biegnąc, Adika modliła się do Obfitej, mamrocząc słowa i z trudem łapiąc oddech:- Nie pozwól jej umrzeć, o Obfita.Niechaj moje fatum nie pociągnie za sobąnieszczęścia dla wioski w ten właśnie sposób.Dom rodzących leżał poza wioską, na wzgórzu tuż obok rzeki.Otaczał go płot,mający trzymać z daleka szukające pożywienia świnie, uparte kozy i dzieci.Obok wrót leżałakupka nieporąbanego drewna.Spoglądając za siebie, w kierunku wioski, Adika ujrzała mężaWeiwary nadchodzącego wraz z braćmi.Zamknęła za sobą wrota i trzykrotnie stanęła raz na jednej, raz na drugiej nodze.Potem potrząsnęła przymocowanymi do domu dzwonkami i przestąpiła próg, robiąc to tak, byżadną częścią ciała nie dotknąć drewnianej framugi.Zwiatło wpadało do izby tylko dziękiuchylonym drzwiom i dymnikowi.Weiwara siedziała na stołku porodowym, pogrążona wtransie, z oczami na wpół przymkniętymi.Sapała i chrząkała, będąc na granicy histerii,pomimo iż Matka Orla monotonnie śpiewała spokojną pieśń.Weiwara urodziła swe pierwszedziecko trzy lata temu, a jak wszyscy wiedzieli, dwa pierwsze porody były najbardziejniebezpieczne: jeśli kobieta je przetrwała, wielce prawdopodobne, że bogowie obdarzali jąbłogosławieństwem i siłą.Adika przyklęknęła obok miski stojącej przy progu.Umyła ręce i twarz wodązaprawioną lawendą.Wstała i ruszyła, zataczając koła, ku czterem kątom izby, szepcząc wkażdym z nich błogosławieństwo i oczyszczając je gałązką jałowca.Weiwara ciężko dyszała.Matka Orla zawodziła piskliwie.Jej najstarsza córka, Agda, posmarowała ręce warstwątłuszczu, także z dodatkiem lawendy, w celu przepędzenia złych duchów.Agda skłoniła sięAdice z należnym szacunkiem, a ta klęknęła przed kolejną kobietą.Getsi rozpoczęła rytuaływstępne, jako że to ona właśnie miała być położną, gdy jej rówieśnice dojdą do lat i będąrodzić dzieci.Agda przemówiła niskim głosem.Krew, piana i tłuszcz zmieszały się na jej rękach.- Dziękuję, że przybyłaś, Wybrana.Nie patrzyła prosto na Adikę, lecz zerkała na Weiwarę, upewniając się, że rodzącakobieta jej nie słyszy.- Kiedy badałam ją dwa dni temu, wyczułam główkę dziecka skierowaną ku dołowi,przy udzie.Teraz jednak w dole jej dróg rodnych znajdują się nóżki.Rozwiązanie już sięzbliża.A kończyny dziecka nie powinny się tam znajdować.- Pokiwała głową, spoglądającna swe ręce.Potem podniosła oczy na Adikę.Zwiatło wpadające przez dymnik kryło wyrazjej twarzy.- Myślę, że dziecko jest martwe.- Agda splunęła, tak by słowa nie pozostały w jejustach.- Mam nadzieję, że możesz powstrzymać duchy, aby nie pociągnęły Weiwary naDrugą Stronę wraz z dzieckiem.Weiwara cierpiała w cieniu.Jej niezwiązane włosy okryły jej ramiona niczym płaszcz.Jęczała lekko.Głos Orli wzmógł się.- Już czas - wydyszała Weiwara.Agda usiadła między kolanami Weiwary i gestami nakazała matce pochwycić ramionarodzącej i zaśpiewać inną pieśń, aby kobieta mogła przeć.Agda delikatnie zbadała kanałrodny.Getsi przypatrywała się temu zza jej pleców, stojąc niczym bocian na jednej nodze, zodzieniem zarzuconym na jedno ramię.Adika wstała i podeszła do progu domu, dbając o to, by nie stanąć do rodzącej tyłem.Przy okapach znajdowały się koszyki wyplecione z wierzby z owiązanymi wokółtalizmanami.Ponieważ dom połogów był kanałem między światem realnym a światemumarłych, zawsze musiał być chroniony talizmanami i rytuałami.Teraz, ściągnąwszy koszykna dół, Adika znalazła potrzebne jej rzeczy.Zza drzwi doleciały odgłosy rąbania siekierą.To mąż Weiwary zajmował się magiądostępną mężczyznom, rąbiąc drwa w nadziei, że to pomoże bezpiecznie oddzielić siędziecku od matki.Weiwara zaczęła gorączkowo dyszeć, Agda rzekła zaś surowo:- Musisz wstrzymywać powietrze, potem przeć, a dalej znowu oddychać.Postępujwedług liczenia Orli.Adika znalazła mały żółty garnek i pędzelek zrobiony ze świńskiej szczeciny.Stanęłaobok Agdy.- Podaj mi swe dłonie.Agda zawahała się, ale Orla skinęła głową.Weiwara wywracała oczami.Pomiędzykolejnymi oddechami jęczała.Adika szybko nakreśliła na dłoniach Agdy znak rogów Obfitejw kształcie księżyca, symbolizujące narodziny i łuk Dzikiej Władczyni, która czyniławszystko wolnym.Swe własne czoło naznaczyła kijem Starej Wiedzmy, by przyciągnąćśmierć do siebie zamiast do tych, którym pisane było żyć.Za pomocą gałązki jarzębiny położyła magiczne pieczęcie w rogach domu.Zatrzymawszy się przy progu, uchyliła lekko drzwi, zerkając na zewnątrz.Mąż Weiwaryrąbał drwa.Jego szerokie ramiona lśniły w słońcu.Po plecach spływał mu pot.Nieco dalej stał Alain, najwyrazniej nieco zakłopotany.Na jego widok będącą w transie Adiką szarpnęło w bok.W porównaniu zmieszkańcami wioski był bledszy i szczuplejszy.Tutejsi mężczyzni mieli szersze twarze iramiona, a wykonywana w słońcu praca powodowała, że ich skóra odznaczała się brązowąopalenizną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]