[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Torm zabębnił pięściami o wewnętrzną klapę w całym statku rozległo się głuchedudnienie. Solo, powiedz, czego chcesz, zdobędę dla ciebie wszystko, przysięgam! Przecieżzależy ci na tym, żebyś był facetem numer jeden! Przecież właśnie taki jesteś, Solo!Han jeszcze raz rzucił okiem na własne odbicie.Gdyby jego oczy należały do innegoczłowieka, chyba powiedziałby, że jedynym uczuciem, które zawsze się w nich odbijało,był cynizm.W uszach rozbrzmiewały mu jeszcze słowa Torma.Czy właśnie taki jestem? zastanowił się.Spojrzał ponownie na Torma, ale tym razem jego twarz wyrażała jużzupełnie inne uczucia. Najlepiej zapytaj o to Rekkona! odrzekł, naciskając jednocześnie dzwignięotwierającą komorę awaryjną.Zewnętrzna klapa zamykająca luk rozwarła się.Na skutek olbrzymiej różnicy ciśnieńpomiędzy powietrzem w komorze a próżnią nadprzestrzeni ciało Torma zostało dosłowniewydarte z pomieszczenia.Gdy znalazło się już poza Tysiącletnim Sokołem , materiadotychczas tworząca człowieka uległa całkowitemu unicestwieniu, nie pozostawiającnawet siadu po tym, co jeszcze przed chwilą było Tormem.ROZDZIAA VIII Kapitanie Solo rzekła Atuarre, wyrywając go z zamyślenia.Lekko pochyliła się wdrzwiach kabiny. Czy nie sądzi pan, że już najwyższy czas, abyśmy porozmawiali?Jesteśmy tutaj prawie od dziesięciu standardowych godzin i wciąż nie podjęliśmy decyzjico do naszych dalszych poczynań.Musimy wreszcie coś postanowić, prawda?Han zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w mały, ledwo widoczny na horyzonciepunkcik, będący Mytusem VII. Tysiącletni Sokół znajdował się teraz pośród wysokich73@ Han Solo na krańcu gwiazdszczytów i górskich wierzchołków niewielkiej asteroidy, na której znalezli tymczasowypostój. Atuarre, nie wiem jak wy, Triańczycy, znosicie bezczynność i oczekiwanie.Ja osobiścienienawidzę ich z całego serca.Obawiam się jednak, że pozostało nam tylko usiąśćspokojnie i z założonymi rękami czekać na dalszy rozwój wypadków.Ta argumentacja nie trafiała jej do przekonania. Możemy spróbować innych sposobów, kapitanie.Moglibyśmy jeszcze raz usiłowaćskontaktować się z Jessą. Spojrzała na niego wyczekująco, wbijając w jego twarzzielone, cętkowane zrenice.Han błyskawicznie przekręcił się w fotelu i spojrzał jej prosto w oczy.Stało się to takszybko, że Atuarre nieco zmieszana cofnęła się o krok.Widząc jej reakcję, Han niecopohamował złość. Zabrałoby nam to chyba zbyt wiele czasu.Myślę, że po ataku myśliwców typu IRDJessa zarządziła całkowitą ewakuację i zaszyła się gdzieś w mysiej dziurze.Wprawdzie Sokół jest teraz wystarczająco dobrze wyposażony, ale tak czy siak mógłby minąćprzynajmniej miesiąc, zanim wpadlibyśmy na jej trop.Może jakimś cudem dotarłaby doniej nasza depesza lub przynajmniej jej fragmenty, ale nie możemy raczej na to liczyć.Nauczyłem się polegać wyłącznie na sobie.Jeżeli będę musiał Chewie ego odbijać sam,to to zrobię.Jej twarz nieco złagodniała. Nie jest pan sam, kapitanie.Mój mąż jest również tutaj, na Krańcu Gwiazd.Twojawalka jest również i moją. Wyciągnęła w jego kierunku wąską, zakończoną ostrymiszponami dłoń. Niech pan coś zje.Samo wpatrywanie się w Mytusa VII nam niepomoże, a wręcz może utrudnić znalezienie rozwiązania.Jeszcze raz spojrzał w kierunku odległego punkciku, po czym uniósł się z fotela.MytusVII był bezużyteczną skalistą planetą krążącą wokół niewielkiego słońca na samymkrańcu Wspólnego Sektora.Naprawdę miano Kraniec Gwiazd pasowało do niego jakulał.Rządy, decydując się na taką lokalizację więzienia, mogły być prawie pewne, że nikttutaj nie dotrze, chyba że tak jak Han przybyłby, żeby to więzienie znalezć.Ponieważ Mytus VII figurował na wszystkich wykazach jako krańcowa planeta swegosystemu słonecznego, Han skierował Sokoła w głąb przestrzeni kosmicznej na długoprzed tym, zanim zbliżyli się do planety, pozostając poza zasięgiem wszelkich czujnikówradarowych.Przybyli z przeciwnej strony systemu i wlatując w gęsto usianą asteroidamidrogę gwiezdną, przebiegającą pomiędzy Mytusem VII i jego słońcem, przycupnęli najednej ż tysięcy skalistych asteroid.Korzystając z olbrzymiej mocy silników Sokoła i wiązek ściągających, Han wepchnąłasteroidę na nowy tor.Poruszali się teraz w kierunku umożliwiającym dokładnąobserwację Mytusa VII, mając jednocześnie pewność, że nikt na powierzchni planety niezwróci nawet najmniejszej uwagi na nieco niezwykłe zachowanie niewielkiej asteroidy.Większość czasu schodziła Hanowi na dokładnej, szczegółowej obserwacji systemukomunikacyjnego planety przybywających i odlatujących statków.Analizakomputerowa nie dała się na nic przytłaczająca część informacji zakodowana byłaszyfrem, który okazał się zbyt trudny do złamania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]