Home HomeA. i B. Strugaccy Pora deszczowKress Nancy Zebracy nie maja wyboruJoseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat (2)Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (2)Cassandra Clare Kroniki Bane'aForsyth Frederick Negocjator (4)Helena Katz Cold Cases, Famous Unsolved Mysteries, Crimes, and Disappearances in America (2010)Grisham John Ława PrzysięgłychUMOWA O DZIELOw strone milosci montgomery
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • urodze-zycie.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Coś do siebie mówią i nie sposób zrozumieć - co.Nie spocił się pan? Tak, czytałem i to nawet dwa razy.I wtedy zobaczył, że Diana biegnie do niego roztrącając gości.- Chodź tańczyć! - krzyczała z daleka.Ktoś zagrodził jej drogę, ktoś złapał za rękaw, wyrwała się śmiejąc, a Wiktor wciąż szukał oczami żółtoskórego, nie mógł znaleźć i czul nieprzyjemny niepokój.Diana podbiegła do niego, schwyciła za rękaw i wciągnęła w koło.- Chodź, chodź! Tu są sami swoi - pijaczyny, łajdaczyny, sukinsyny.Pokaż im jak się to robi! Ten smarkacz nic nie potrafi.Wciągnęła go do środka, ktoś w tłumie wrzasnął “Niech żyje pisarz Baniew!".Adapter, który zamilkł na chwilę, znowu zagrzmiał i zaszczekał, Diana przywarła do Wiktora, potem odskoczyła, pachniało od niej perfumami i winem, była cała rozpalona i Wiktor nic już teraz nie widział - oprócz jej ożywionej prześlicznej twarzy i rozwianych włosów.- Tańcz! - krzyknęła i zaczęła tańczyć.- Zuch jesteś, że przyjechałeś.- Tak.Tak.- Po co jesteś trzeźwy? Zawsze jesteś trzeźwy, kiedy nie trzeba.- Jeszcze będę pijany.- Dzisiaj jesteś mi potrzebny pijany.- Będę.- Żeby robić z tobą, co będę chciała.Nie ty ze mną, tylko ja z tobą.- Tak.Śmiała się zadowolona i oboje tańczyli w milczeniu nic nie widząc i o niczym nie myśląc.Jak we śnie,.Jak w czasie bitwy.Taka ona teraz była - jak sen, jak bitwa.Diana Na Którą Naszło.Dookoła klaskali w dłonie, coś pokrzykiwali, jeszcze ktoś próbował tańczyć, Wiktor odepchnął go, żeby nie przeszkadzał, a Roscheper przeciągle krzyczał “O mój biedny, pijany ludu!"- On jest impotentem?- Ja myślę.Przecież go kąpię.- No i jak?- Absolutnie.- O mój biedny, pijany ludu! - jęczał Roscheper.- Chodźmy stąd - powiedział Wiktor.Wziął ją za rękę i poprowadził.Pijaczyny i sukinsyny rozstępowali się przed nimi śmierdząc czosnkiem i spirytusem, a w drzwiach zagrodził im drogę wielkousty młokos o rumianych policzkach, powiedział coś chamskiego, świerzbiły go pięści, ale Wiktor powiedział mu “Później, później" i młokos znikł.Trzymając się za ręce przebiegli pustym korytarzem, następnie Wiktor nie wypuszczając jej ręki otworzył drzwi, nie wypuszczając jej ręki zamknął drzwi od środka i było gorąco, zrobiło się gorąco nie do wytrzymania, duszno i pokój na początku był wielki i przestronny, a potem stał się wąski i ciasny, wtedy Wiktor wstał i otworzył okno, czarne wilgotne powietrze obmyło jego pierś i ramiona.Wrócił do łóżka, namacał w ciemnościach butelkę z dżinem, napił się i oddał ją Dianie.Potem się położył i znowu z lewej płynęło zimne powietrze, a z prawej było gorące, jedwabiste i czułe.Teraz słyszał, że pijaństwo trwa nadal - goście śpiewali chórem.- To na długo? - zapytał.- Co? - zapytała sennie Diana.- Długo oni będą wyć?- Nie wiem.Co nas to obchodzi? - odwróciła się na bok i przytuliła policzek do jego ramienia.- Zimno - poskarżyła się.Pokręcili się włażąc pod kołdrę.- Nie śpij - powiedział Wiktor.- Aha - wymamrotała Diana.- Dobrze ci?- Aha.- A jeśli za ucho?- Aha.przestań, boli.- Słuchaj, może mógłbym pomieszkać tu przez tydzień?- Mógłbyś.- A gdzie?- Teraz chcę spać.Daj pospać biednej, pijanej kobiecie.Wiktor zamilkł i leżał bez ruchu.Diana już spała.Właśnie tak zrobić, pomyślał.Tu będzie dobrze i spokojnie.Tylko nie wieczorem.A może i wieczorem.Nie będzie chyba chlał przez wszystkie wieczory, przecież musi się leczyć.Pobędę tu ze trzy, cztery dni.pięć, sześć.i trzeba mniej pić, wcale nie pić i popracować.bardzo dawno nie pracowałem.Żeby zacząć pracować, trzeba zdrowo się wynudzić, żeby już na nic poza tym nie - mieć ochoty.Drgnął, zasypiając.A w sprawie Irmy.W sprawie Irmy napiszę do Roc-Tusowa, oto co zrobię.Żeby tylko Roc-Tusow nie stchórzył, to tchórz.Jest mi winien dziewięćset koron.Kiedy mowa o panu prezydencie, wszystko to nie ma znaczenia, wszyscy stajemy się tchórzami.Dlaczego tak się boimy? Czego właściwie się boimy? Boimy się zmian.Nie będzie można iść do knajpy dla pisarzy, żeby golnąć kielicha.portier przestanie się kłaniać.w ogóle nie będzie portiera, sam będziesz portierem.Kiepsko, jeśli do kopalni.to rzeczywiście kiepsko.Ale tak bywa bardzo rzadko, nie te czasy.obyczaje złagodniały.Sto razy o tym myślałem i sto razy dochodziłem do wniosku, że nie ma się czego bać, a wszystko jedno się boję.Dlatego, że to chamska siła, pomyślał.To bardzo straszne, jeśli przeciwko tobie jest bezmyślna, świńska, szczeciniasta siła nie poddająca się niczemu, ani logice, ani emocjom.I Diany nie będzie.Zdrzemnął się i znowu się obudził, dlatego że pod otwartym oknem jacyś głośno rozmawiali i rżeli niczym zwierzęta.Zatrzeszczały krzaki.- Nie mogę ich sadzać - powiedział pijany głos policmajstra - nie ma takiego prawa.- Będzie - powiedział głos Roschepera.- Jestem posłem, czy nie?- A czy jest takie prawo, żeby tuż za miastem - rozsadnik zarazy? - zaryczał burmistrz.- Będzie! - z uporem powiedział Roscheper.- Oni nie są zaraźliwi - zabeczał falsetem dyrektor gimnazjum [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •