[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kerkorian został wyróżniony za okazaną czujność.SierpieńUpał wisiał nad Costa del Sol niczym ciężka kołdra.Na plażach miliony turystów obracały się z brzucha na plecy i z pleców na brzuch, niczym steki na płonącym grillu, odważnie nacierając i oblewając się olejkami.Wszystko po to, by w ciągu dwóch bezcennych tygodni ich opalenizna nabrała mahoniowego odcienia, niestety, zbyt często przypiekali się po prostu na raka.Niebo było błękitnie blade, prawie białe i nawet wiejąca zwykle od morza bryza ograniczyła się do lekkiego zefirka.Daleko na zachodzie, majacząc na horyzoncie, unosił się w rozgrzanym powietrzu zarys Skały Gibraltarskiej; na jej zboczu niczym blizny na skórze trędowatego widniały zbudowane przez saperów Jej Królewskiej Mości jasne betonowe kanały zbierające wodę do podziemnych cystern.Na wzgórzach za plażą Casares powietrze było trochę chłodniejsze, ale niezbyt wiele; prawdziwej ulgi można było zaznać tylko o świcie i tuż przed zachodem słońca.Pracujący w winnicach Alcantara del Rio wstawali więc o czwartej rano, by po sześciu godzinach schronić się przed słońcem.Po lunchu, gdy zaczynała się tradycyjna hiszpańska sjesta, zapadali w drzemkę i spali aż do piątej, ukryci za grubymi, chłodnymi, pobielanymi ścianami swoich domów.Potem pracowali do zmierzchu, który nadchodził koło ósmej.Winogrona dojrzewały w promieniach słońca.Na zbiory trzeba było jeszcze trochę poczekać, ale zapowiadały się dobre tego roku.W swoim barze Antonio przyniósł jak zwykle cudzoziemcowi karafkę wina i rozpromienił się.- Sera bien, la cosecha? - zapytał.- Tak - odparł z uśmiechem wysoki mężczyzna - w tym roku zbiory będą bardzo dobre.Będziemy mogli zapłacić nasze rachunki w barze.- Antonio wybuchnął śmiechem.Wszyscy wiedzieli, że cudzoziemiec posiadał na własność własny kawałek gruntu i nigdy nie pił na kredyt.Dwa tygodnie później Michaił Siergiejewicz Gorbaczow nie był w nastroju do żartów.Na ogół wesoły i znany ze swego poczucia humoru i dobrych stosunków z pracownikami, potrafił też wpaść w szewską pasję, gdy, na przykład, jacyś przybysze z Zachodu prawili mu kazania na temat praw człowieka, albo wyprowadził go z równowagi podwładny.Siedział teraz przy biurku na siódmym i zarazem ostatnim piętrze budynku Komitetu Centralnego przy Nowoj Płoszczadi i gniewnie spoglądał na raporty rozrzucone na stole.Gabinet był długi i wąski, szeroki na sześć i długi na osiemnaście metrów.Biurko sekretarza generalnego stało naprzeciwko drzwi.Siedział plecami obrócony do ściany, po swojej lewej stronie mając okna wychodzące na plac.W oknach wisiały firanki i żółte aksamitne zasłony.Biurko znajdowało się u szczytu zwyczajnego konferencyjnego stołu ustawionego na środku pokoju.W odróżnieniu od swoich poprzedników Gorbaczow gustował w jasnym i lekkim wystroju wnętrz; stół, podobnie jak biurko, zrobiony był z białego buka, z każdej strony przystawiono doń osiem prostych, ale wygodnych krzeseł.Na tym właśnie stole leżały raporty zebrane przez jego przyjaciela i kolegę Eduarda Szewardnadze, na którego prośbę z niechęcią przerwał swoje wakacje w Jałcie na Krymie.Ze złością myślał, że wolałby kąpać się teraz w morzu ze swoją wnuczką, niż siedzieć tutaj w Moskwie i czytać te bzdury.Sześć lat minęło już od tego mroźnego marcowego dnia w roku 1985, kiedy Czernienko nareszcie pożegnał się z tym światem kiedy on sam w oszałamiającym tempie - choć przecież od dawna planował i przygotowywał się do tego - został wyniesiony na najwyższe stanowisko.Przez sześć lat starał się chwycić ukochany przez siebie kraj za kark i wprowadzić go w ostatnią dekadę dwudziestego wieku w stanie, w którym - na równych warunkach - mógłby się zmierzyć i zatriumfować nad kapitalistycznym Zachodem.Jak każdy Rosjanin z krwi i kości, połowicznie podziwiał, a zarazem w pełni pogardzał Zachodem; jego dobrobytem, finansową potęgą, jego nadętą pewnością siebie.W przeciwieństwie do większości Rosjan jednak przez długie lata nie przyzwyczaił się do myśli, że w jego ojczyźnie nigdy nic się nie zmieni; że korupcja, lenistwo, biurokracja i letarg są częścią tego systemu, że zawsze nim były i będą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]