Home HomeTrylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)Trylogia Lando Calrissiana.02.Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona (3)Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzeniaCarey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka KuszielaVinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata ZmianaChmielewska Joanna PechDarwin Karol AutobiografiaCarter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean ParkMoorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalScypion Afrykański Starszy. Największy wódz starożytnego Rzymu Gabriel R.A
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ufam, że nie rzucisz mnie tej lwicy na pożarcie?James usiadł w fotelu stojącym przed kominkiem, opierającnogi na zydlu.- Mamy zatem oddać się pod babskie rządy?-Tak jest, panie.I lepiej grzecznie słuchać tych dam.James zrezygnacją rozłożył ramiona.- Niech będzie, Diego, poddaję się - westchnął, po czym dodałpoważniejszym tonem: - I bardzo dziękuję.Jestem ciwdzięczny bardziej, niż potrafię to wyrazić słowami.Nazajutrz dwaj kapitanowie maleńkiej floty Raleigha powitaliJamesa i jego sługę na pokładzie  Dorothy".Statki zamorskiejwyprawy rzuciły właśnie kotwice w Sutton Harbor i zpokładów widać było morze dachów oraz uliczek Plymouth.Wkapitańskiej kajucie ustalano trasę na podstawie najlepszychdostępnych map.Kapitan Arthur Barlowe zadziwił Jamesaswoim spokojnym, opanowanym zachowaniem i ogromnymmorskim doświadczeniem.Lacey liczył więc, że popłynie pod jego komendą.Drugi dowódcaPhilip Amadas okazał się jego całkowitym przeciwieństwem.Był żywy jak ogień, kipiący temperamentem i widać było, że ztrudem utrzymuje na wodzy swój gwałtowny charakter.Odrazu zrobił sobie wrogów z Jamesa i Diega, z niepotrzebnąbrutalnością spychając czarnego sługę na bok, kiedy wchodzilido kajuty.Widać było, że długie lata morskiej służbyzaostrzyły jeszcze jego trudny charakter.-Odpływamy, jak tylko zapełnią się ładownie - powiedział doJamesa Barlowe.- Po dwóch miesiącach żeglugi powinniśmydobić do wybrzeży Ameryki.James przyglądał się spękanym od soli i wiatrów palcomkapitana sprawnie wodzącym po mapach, aby pokazaćzebranym trasę wytyczoną przez ocean.Miał kwadratowepaznokcie, z których jeden, całkiem posiniały, świadczył, żepalec musiał dostać mu się w tryby kabestanu.Takie ręce, któreświadczyły, że w razie potrzeby dowódca sam łapie za liny,wzbudzały zaufanie.- Ma pan już całą załogę, kapitanie? - zagadnął.Barloweuśmiechnął się chytrze.-Jeszcze nie, brachu.to znaczy, panie Lacey.Nie ma wPlymouth zbyt wielu wyg, którzy byliby skorzy popłynąć wpobliże hiszpańskich terytoriów Ameryki.Ludzie słyszeli, cosię stało z tymi, którzy wpadli w łapy inkwizycji.Boją się.James dowiedział się wiele o słynącej z okrucieństwahiszpańskiej inkwizycji dzięki pobytowi w Niderlandach.Takościelna instytucja, ścigająca i karząca heretyków, cieszyłasię upiorną sławą, nie dziwiły go zatem obawy marynarzy.- Nie martwi się pan jednak, że na statku zabraknie rąk dopracy? Barlowe zrolował mapę.- Bez obaw, panie.Na tydzień przed terminem naszegowypłynięcia kazałem rozpuścić w portowych szynkach plotki ohiszpańskim złocie.To najlepsze lekarstwo na strach przezinkwizycją.Na kei już ustawia się kolejka chętnych.- Powinni płynąć dla dobra Anglii! - rzucił przez ramięAmadas, grzebiący wśród papierów w poszukiwaniu mapyKaraibów.Barlowe klepnął go po plecach ze swobodą, jaką dajewieloletnia, szorstka przyjazń.-Wolnego, Philipie, nie każdy wyznaje twoje szlachetnezasady.Stara, nieodparta chciwość będzie najlepszą gwarancjąich dobrej służby.Oba statki były niewielkie i pod pokładami panowałaciasnota, lecz James był zadowolony ze swojej kajuty na  BarkRaleigh", położonej w pobliżu mostka kapitańskiego.Dzielił jąz Diegiem.Koja była za krótka, a pomieszczenie tak małe, żestanąwszy pośrodku, rozłożonymi rękami mógł dotknąć ścian,ale ta norka była królewską komnatą w porównaniu zkomorami pod pokładem, w których gniezdziła się zwykłazałoga.-Przynajmniej nie będziesz mógł bałaganić, panie -prychnąłDiego, gdy zobaczył, gdzie będą mieszkać przez dwa następnemiesiące.- Mniej roboty dla mnie.- Nie mów hop! - ostrzegł James, z zadowoleniemodnotowując, że Diego po ich krótkim rozstaniu w Londyniestał się teraz mniej służalczy.Stanowczo wolał go w takim wydaniu.Teraz po raz pierwszyzobaczył w swoim słudze człowieka, który nie musi dłużejukrywać myśli przed panem. -Jeśli będziesz marudził, zostawię cię na pastwę Indian -zagroził.Diego skrzywił się.Rozglądał się dalej, oceniając, jak upchaich rzeczy w tej klitce.- Masz większe doświadczenie w długich morskichpodróżach, Diego - ciągnął James.- Jak myślisz, co nam będziepotrzebne? - zapytał.- Grube buty, ciepłe płaszcze i mnóstwo szczęścia.Diegonogą wsunął pod koję poobijany nocnik.-Och, panie, byłbymzapomniał.Powinienem ci to jużdawno powiedzieć.James zerknął na bure koce, którymi zasłano koję, i zanotowałw myśli, żeby wziąć własną pościel.- Fuj, czy tu nie czuć pluskiew? - skrzywił się.- Nie, za to zaczyna mi się choroba morska - przyznał Diego.James wzniósł oczy do nieba, przypominając sobie ichprzeprawę przez wzburzony kanał.Skoro samo kołysaniestatku na kotwicy przyprawiało Diega o chorobę, co dopierobędzie na oceanie!- Módlmy się, żebym ja się też nie rozchorował - westchnąłgłęboko.Pałac Greenwich, południowy brzeg TamizyZycie jest niesprawiedliwe, uznała Jane.Nie dość, że musiałasię pożegnać - być może na zawsze - z mężczyzną, któregokochała, to teraz jeszcze miała udawać uczucie wobec jakiegośobrzydliwego Francuza. - Montfleury to znamienity szlachcic! - wmawiał jej parę dnitemu ojciec w korytarzu pałacu Greenwich.- Większośćdziewczyn skakałaby z radości, słysząc, że ma go poślubić.Jane z irytacją stukała stopą, aż drżały jej perłowe kolczyki.- Nie należę do tej  większości", ojcze.Mam najwidoczniejwiększe wymagania co do mężczyzn.- Dygnęła, zamierzającsię oddalić.-Posłuchaj, nie musisz udawać uczucia; wystarczy tylko,żebyś towarzyszyła mu na nabożeństwie wielkanocnym,dobrze? - poprosił brat, odcinając jej drogę odwrotu.Jane, osaczona przez ojca i Henry'ego przed drzwiami swojejkomnaty, nie chciała wywołać publicznego skandalu,zwłaszcza że ci dwaj byli zdolni do wszystkiego.- Henry, nawet gdybym nie wiem jak chciała, nie jestem wstanie dostrzec w nim niczego, co nie byłoby odrażające.A tymbardziej udawać miłości, bo nikt by w to nie uwierzył.Wyśmialiby mnie!Perceval zerknął na purpurowiejącą twarz ojca.Hrabiawyglądał, jakby zaraz miał zadławić się gniewem - tak roz-wścieczył go upór córki, która śmiała sprzeciwić się jego woli.- Ojcze, pozwól, że chwilę porozmawiam z nią na osobności.Thaddeus niechętnie wycofał się w głąb korytarza, mruczącpod nosem obelgi pod adresem wszystkich córek Ewy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •