[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chęć życia wzięła górę nad honorem.- Niech tak będzie!Wallie schował miecz do pochwy, wyciągnął rękę do przeciwnika i pomógł mu wstać.Następnie uniósł wysoko ich złączone dłonie.Widzowie zawyli.- Piękna walka, lordowie! - powiedział Tivanixi rozpromieniony.- Przejdzie dolegendy! Jeszcze nigdy nie widziałem takiego pojedynku!- I nie zobaczysz, przynajmniej w moim wykonaniu - oświadczył Wallie i klepnąłBoariyiego w plecy.- A w twoim?- Nigdy, panie!Uzdrowiciele rzucili się opatrywać ranę triumfatora, ale Wallie ich odprawił.Bał sięzakażenia, a poza tym draśnięcie już przestało krwawić.- Lordowie.Herold ogłosił wynik pojedynku.Choć świeciło słońce, na ziemię spadły wielkiekrople deszczu.Wallie zaczął się trząść.Boariyiemu zabandażowano głowę.W końcu onrównież od-- Wasale, złóżcie przysięgę krwi lordowi Shonsu.Lordzie Shonsu, mam zaszczyt.Przedstawił Tivanixiego.Wallie odpowiedział słabym głosem.Bał się, że zarazzemdleje.- Gdzie, do diabła, jest Nnanji? - spytał, rozglądając się po dziedzińcu.- Tysiąc sto czterdzieści cztery - powiedział kasztelan z uśmiechem.Na twarzach Siódmych pojawił się wyraz zastanowienia.Zieloni, którzy tworzylipierwszy szereg widzów, wymienili rozdrażnione spojrzenia.Kilku pokiwało głowami izrobiło mądre miny.Nie wszyscy Siódmi pojęli, o co chodziło Tivanixiemu.Wallie zrozumiał i przeraził się. Twoje przysięgi moimi przysięgami".Nnanjisuzerenem! Mistrz zawczasu pomyślał o konsekwencjach czwartej przysięgi.Taktowniezniknął, bo inaczej Siódmi musieliby paść mu do nóg i złożyć hołd poddańczy.Piątemu!Po ceremonii prezentacji pięciu Siódmych złożyło przysięgę krwi i ucałowało stopyShonsu.Boariyi pożyczył miecz i wypowiedział słowa pierwszej przysięgi.Obiecał wypełniaćrozkazy lorda Shonsu, ale pod warunkiem zachowania godności, co mogło oznaczaćwszystko.- Przemówisz do szermierzy, panie? - zapytał główny herold.Wallie potrząsnął głową.Uznał, że coraz mocniej zacinający deszcz jest dostateczną wymówką.- Jutro spotkam się z radą oraz Szóstymi i powiem, jak walczyć z czarnoksiężnikami.Lordzie Zoariyi, twój bratanek ogłosił reguły postępowania szermierzy wobec cywili.Powtórzje, proszę, w moim imieniu.Lordzie Tivanixi, przejęto dwa statki, tak?Kasztelan skinął głową.Minę miał niepewną.- Zwolnij je i wypłać odszkodowanie załogom.Pięć sztuk złota na osobę.- Przezchwilę Wallie myślał, że spotka się ze sprzeciwem, co oznaczałby, że skarbiec jest pusty.-Powiedz żeglarzom i handlarzom, że zjazd nie będzie w przyszłości rekwirował statków,natomiast wynajmie je na uzgodnionych warunkach.Przysięgam na mój miecz.Co jeszcze? W głowie mu wirowało.Miał mdłości.- Kto z Siódmych jest najlepszym jezdzcem?Szermierze wymienili zdumione spojrzenia.Po chwili Tivanixi skromnie przyznał, żetrochę jezdził w młodości.- W takim razie przyjdz do mnie godzinę przed zachodem słońca, panie.Przyprowadzsiodlarza i kowala.- Tylko żadnych minstreli - z szerokim uśmiechem na twarzy dodał Nnanji, któryraptem pojawił się u boku mentora.Wallie oparł się na nim z wdzięcznością.- Zabierz mnie do domu - wyszeptał.Ledwo stał na nogach.Nnanji aż zachwiał się pod ciężarem.Obrzucił mentorataksującym spojrzeniem i władczym gestem wskazał na dwóch potężnych Szóstych.- Ty! I ty! Chodzcie! - Potem takim samym tonem zwrócił się do Siódmych.-Pójdziecie z nami, lordowie!Wallie poczuł, że szermierze biorą go na plecy.Zaprotestował słabo, ale Nnanjijeszcze nie skończył.- Muzycy! Minstrele! Szermierze o poranku"!Tomiyano czekał w szalupie niedaleko brzegu, na wypadek gdyby ktoś musiał szybkouciekać.Nnanji miał do wyboru dwie przystanie, wiec oczywiście wybrał dalszą.Orkiestrazagrała marsza, trębacz zaintonował melodię, minstrele ją podjęli.Pochód ruszył.Dwajmuskularni Szóści nieśli nowego suzerena do łodzi, Siódmi podążali za nimi, a na końcukroczyli pozostali szermierze.Wszyscy radośnie śpiewali pieśń, która miała stać się nie tylkohymnem zjazdu w Casr, ale całego cechu: Szermierze o poranku".Na czele paradowałNnanji Piąty.W ręce dzierżył obnażony miecz, zawodził najgłośniej i jednocześnie uśmiechałsię szeroko.Księga czwarta:Jak szermierz przejął dowództwo1- Co teraz?Przez chwilę sądził, że słowa zostały wypowiedziane na głos.Przestraszony otworzyłoczy i spojrzał bezmyślnie na gołe deski sufitu.Pytanie mógł zadać tylko on.Znajdował się w swojej kabinie na Szafirze.Rana na ramieniu pulsowała tępo podbandażem.Był rozleniwiony po śnie.Jja zmyła z niego krew gorącą wodą, niewyobrażalnyluksus na drewnianym statku.Zmęczenie ustąpiło, co oznaczało, że organizm uzupełniłstraconą krew.Wallie czuł się dobrze.Niebezpieczeństwo minęło, zaczynała się praca.Nagie drewniane ściany, ciasna kajuta.ale czuł się jak w domu.Najchętniejmieszkałby na statku.Generał powinien przebywać z armią, lecz z niego nigdy nie będzietypowy dowódca.Przypuszczał, że Brota zgodziłaby się zostać przez jakiś czas w Casr, żebynie tracić Thany.Nie spał długo.Do kabiny wpadało dzienne światło.%7łycie na Zwiecie było proste,żadnych telewizorów, klimatyzacji, centralnego ogrzewania, książek, czasopism.W kabinieznajdowała się tylko koja, mała skrzynia na parę ubrań, upchnięte w kącie łóżeczkoVixiniego, parę rzeczy osobistych.Najcenniejsza własność wpatrywała się w niego, nieruchoma jak posąg.Możliwe, żesiedziała tu przez cały czas, kiedy spał.Z bezgraniczną cierpliwością niewolnicy czekała, ażwłaściciel się obudzi.Gładka brązowa skóra, dwie czarne przepaski, ciemne nieprzeniknioneoczy, ciemne włosy o nareszcie przyzwoitej długości.Uśmiech mówił rzeczy, których niemożna było wyrazić słowami.- Co teraz? - zapytał.Jednym płynnym ruchem kobieta wstała ze swojego miejsca przy ścianie i wyciągnęłasię obok niego.Położyła mu chłodną dłoń na twarzy i zajrzała w oczy, rozbawiona iszczęśliwa.- Jesteś głodny? Spragniony? Samotny? Uśmiechnął się i zapragnął ją dotknąć, aleleżała przytulona do jego zdrowego ramienia, więc zrezygnował z próby.- Nie, ukochana.Jestem teraz suzerenem.Mam armię, ponad tysiąc żołnierzy, którzyzłożyli mi przysięgę posłuszeństwa i gotowi są za mnie zginąć.Co dalej?Jja wsunęła mu palce we włosy i wargami musnęła jego usta w krótkim pocałunku.Drugą ręką pogładziła mężczyznę po piersi.Odsunęła się trochę i spojrzała mu w oczywyczekująco.- Za chwilę - powiedział.- A co potem?- Suzeren nie powinien pytać niewolnicy o takie rzeczy.Odebrał armię Boariyiemu,żeby nie pozwolić mu na błędne decyzje, ale sam nie podjął żadnych.- Ja pytam.- Rób, co uważasz za słuszne.Wallie czuł jej ciepłą jedwabistą skórę.Doznanie było bardzo miłe.Nie mógł jednakzapomnieć o dręczących go sprawach.- Myśl o wojnie mnie przeraża, ukochana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]