Home HomeMichael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwaMichael Barrier The Animated Man, A Life of Walt Disney (2007)Michael Barrier Animated Man. A Life of Walt Disney (2007)Michael Grant Gone. Zniknęli. Faza pišta CiemnoœćMcNaught Judith RajBeauman Sally Krajobraz miłoÂściDavBrown Dan Kod Leonarda da Vinci IMN (pdf by kreegorn)Gilstrap John Za kazda ceneFeist Raymond E Srebrzysty ciern
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nie było w nim scho-dów ani żadnego rozpoznawalnego dzieła rąk ludzkich.Bez żadnego rozsądnego powodu począł wyobrażać sobie Agaka i Gagakę pod postacią gadów, gdyż wła-śnie one mogłyby przedkładać łagodnie wznoszące się korytarze nad schody i bez wątpienia niewielki odnosiłyby pożytek z konwencjonalnego umeblowania.Moż-liwe jednak , że istoty te były w stanie zmieniać kształt podług woli, przybierając ludzkie kształty, gdy tylko uznały to za korzystne.Elryk niecierpliwie wyczekiwałspotkania z czarownikami.Ashnar niecierpliwił się z zupełnie innego powodu — przynajmniej on samtak twierdził.— Powiadali, że jest tu skarb — mruknął.— Myślałem, że zaryzykuję życieza sowitą opłatą, ale jak widzę, nie ma tu nic cennego.— Przytknął zrogowaciałą dłoń do wilgotnej powierzchni.— Nawet kamienia czy cegły.Z czego są te ściany, Elryku?Elryk potrząsnął głową.— Sam się nad tym zastanawiałem, Ashnarze.Nagle Elryk spostrzegł przed nimi wielkie, gniewne oczy wyglądające z ciem-ności.Usłyszał grzechoczący, zbliżający się dźwięk.Oczy wyraźnie się powiększyły.Ujrzał czerwony pysk, żółte kły, pomarańczowe futro.Rozległo się warcze-nie i bestia skoczyła nań, ledwo zdążył wznieść w swej obronie Zwiastuna Burzy i krzyknąć ostrzegawczo do pozostałych.Stworzenie okazało się olbrzymim pawianem, za którym podążał co najmniej tuzin innych.Elryk pchnął ostrzem, trafiając olbrzyma w podbrzusze.Wielkie pazury wysunęły się, wbijając w ramiona i boki Melnibonéanina.Jęknął, gdy poczuł szpony szarpiące mu ciało aż do krwi.Ramiona miał unieruchomione i nie mógł wyciągnąć miecza.Jedyną jego szansą było powiększenie istniejącej już rany.Z całej siły naparł na rękojeść, przekręcając ostrze w ranie.Wielka małpa wrzasnęła, błysnęły nabiegłe krwią oczy.30Żółte kły wyciągnęły się w stronę gardła Elryka.Zęby zacisnęły się na szyi Melnibonéanina, cuchnący oddech omal nie pozbawił go tchu.Raz jeszcze przekręciłczubek Zwiastuna Burzy.Bestia ponownie wrzasnęła z bólu.Groźne zębiska zsunęły się po żelaznej kryzie chroniącej szyję Elryka; tyl-ko ona ratowała go od natychmiastowej śmierci.Walczył ze wszystkich sił, by uwolnić choć jedno ramię.Po raz trzeci przekręcił rękojeść, po czym szarpnąłmieczem gwałtownie w bok, powiększając ranę podbrzusza.Warczenie i jęki pawiana stawały się coraz donośniejsze, ale teraz Melnibonéanin mógł spośród nich wyodrębnić nowy dźwięk; oto Zwiastun Burzy począł mruczeć z cicha i wibro-wać w jego ręce.Wiedział, że miecz karmi się uchodzącą z wielkiej małpy mocą, nawet gdy ta z całej siły stara się go zniszczyć.Część tej ogromnej siły zaczęła wypełniać ciało Elryka.Melnibonéanin, doprowadzony do ostateczności, zebrał się w sobie i naparł na rękojeść, rozcinając w poprzek brzuch małpy tak, że jej krew i wnętrzności chlu-snęły obfitą falą.Olbrzymie pazury puściły go nagle, a on sam zatoczył się do tyłu, wyszarpując jednocześnie miecz z rany.Pawian zakołysał się, spojrzał ogłupiały i przerażony na ziejącą w podbrzuszu straszliwą dziurę i padł na podłogę.Elryk odwrócił się, gotów udzielić pomocy najbliższemu z towarzyszy.Uczy-nił to w samą porę, by ujrzeć śmierć Terndrika z Hasghan.Trzymająca go w uści-sku jeszcze większa małpa odgryzła mu właśnie głowę.Krew szerokim strumieniem bryzgała z rany.Elryk zręcznie wbił Zwiastuna Burzy w tułów zabójcy Terndrika, trafiającprosto w serce.Bestia i jej ofiara razem runęły na posadzkę.Dwóch innych towarzyszy broni już nie żyło, kilku doznało ciężkich obrażeń, lecz pozostali walczyli dalej, choć ich miecze i zbroje były purpurowe od krwi.Elryk runął w wir boju.Rozpłatał czaszkę pawianowi zmagającemu się wręcz z Hownem ZaklinaczemWęży, któremu miecz wypadł z omdlałej ręki.Hown schylając się po utraconą broń posłał Elrykowi pełne wdzięczności spojrzenie, po czym wspólnie rzucili się ku największemu z napastników.Wyprostowana małpa była o wiele wyższa niż Elryk.Przypierała do muru Erekosë, chociaż miecz wojownika sterczał wbity w jej ramię.Hown i Elryk zaatakowali jednocześnie z dwóch stron.Pawian zawarczał,wrzasnął i odwrócił w stronę nowych przeciwników, wyszarpując wbity w ramię miecz ich towarzyszowi z ręki.Ruszył do walki, lecz Zaklinacz Węży i Melnibonéanin znów uderzyli, przebijając serce i płuco.Zwierzę zaryczało, rzygnęło krwią.Padło na kolana, oczy zaszły mu mgłą.Powoli osunęło się na ziemię.W korytarzu zaległa cisza, dokoła wyczuwało się tchnienie śmierci.Nie żył Terndrik z Hasghan i dwóch wojowników z drużyny Coruma.Wszy-scy ludzie Erekosë odnieśli poważne rany.Padł także jeden z podkomendnych Hawkmoona, lecz pozostali trzej dziwnym trafem nie doznali żadnego uszczerb-ku.Hełm Bruta z Lashmar miał wgniecenie, a Ashnar zwany Rysiem był nieco 31zabryzgany krwią, lecz nic poza tym.Ashnar podczas walki stawił czoło dwóm pawianom naraz.Teraz z rozszerzonymi oczami oparł się plecami o ścianę, dysząc ciężko.— Wydaje mi się, że nasze wysiłki są mało skuteczne — powiedział, uśmie-chając się półgębkiem.Zebrał się w sobie i przeszedł nad zwłokami pawiana, by dołączyć do Elryka.— Im szybciej uporamy się z tym zadaniem, tym lepiej.Jak myślisz, Elryku?— Zgadzam się — Elryk odwzajemnił uśmiech.— Chodźcie.I poprowadził kompanię dalej, aż dotarli do komnaty, której ściany przepuszczały różowe światło.Nie zaszedł jednak daleko, gdy poczuł, że coś chwyta go za kostkę.Spojrzał w dół, by z przerażeniem ujrzeć długiego, cienkiego węża owijającego mu się wokół łydki.Było już za późno, by użyć miecza, więc chwycił gada u nasady głowy, odczepił od swej nogi i oderwał łeb od reszty ciała.Jego towarzysze poczęli miażdżyć węże nogami i krzyczeć, by ostrzec się nawzajem.Gady nie wyglądały na jadowite, ale kłębiły się całymi tysiącami, zdawały się wylęgać wprost z podłogi.Były one cielistego koloru i nie miały oczu, czym przypominały raczej dżdżownice niż zwykłe węże.Okazały się jednak nadspodziewanie silne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •