[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stella, córka farmera, wreszcie znajduje odpowiednie dla siebie wojenne zajęcie i zaczyna pracę w go-spodarstwie rolnym, najpierw w Warwickshire (znowu Szekspir!), potem w Norfolk i w końcu w Suffolk, uniejakiego pana Angusa McIvera, mieszkańca Wykenfield.- I tam, pewnego pięknego czerwcowego wieczoru, wybrałam się na spacer z doliny do Holyspring -mówi Stella.- Było już dość pózno, a ja pracowałam od piątej rano, więc byłam zmęczona i na chwilę usiadłamna trawie pod Nun Wood.Zachwycił mnie spokój tego miejsca i cisza tak wielka, że zupełnie wyraznie słysza-łam szum płynącej daleko w dolinie rzeki.Wyciągnęłam się na trawie i zaczęłam obserwować jaskółki.Pamię-tam warkot silników bombowców, startujących z bazy w Deepden.Odlatywały stamtąd co wieczór, a rano wra-cały.- Co miałaś na sobie? - pytam.Doskonale wiem, w co była ubrana, ale nawet już na skraju snu chcę usłyszeć to raz jeszcze.- Cóż, nic szczególnie atrakcyjnego.- odpowiada Stella rozmarzonym głosem.- Ubranie, które nosi-łam do pracy - solidne trzewiki, spodnie farmerki, starą koszulę w kratę.Byłam spocona i brudna, i pewniemiałam siano we włosach, bo tamtego dnia oporządzałam konie.Tak czy inaczej, odpoczywałam na polu wpobliżu Opactwa i z jakiegoś powodu postanowiłam wracać właśnie drogą, która biegła obok niego.Dom byłwtedy zamknięty, zbyt zaniedbany i za mały, aby wojsku opłacało się go zarekwirować.Dziadziuś był w Lon-L RTdynie - oczywiście wtedy nie myślałam o nim w ten sposób, wiedziałam tylko, że posiadłość należy do panaMortlanda, który ma syna, pilota myśliwców, stacjonującego gdzieś w Sussex.- A Sussex było daleko - dopowiadam.Kiwa głową.- Dlatego nie sądziłam, że kogoś spotkam.Ruszyłam przed siebie ścieżką i przystanęłam pod starymiklasztornymi murami, obok refektarza.Powoli zapadał zmrok.Wokół panował tak cudowny spokój, że z łatwo-ścią można było zapomnieć o wojnie, chociaż ja starałam się tego nie robić, bo przecież.Widzisz, te samolotycodziennie wieczorem przelatywały nam nad głowami, a następnego ranka nie wszystkie wracały do bazy.- I nagle usłyszałaś kroki.- Tak, nagle usłyszałam kroki na ścieżce od strony domu.Odwróciłam się i zobaczyłam młodego męż-czyznę.Stał przy drzwiach refektarza i patrzył w niebo.Był bardzo wysoki, miał jasne włosy.Nie zdawał sobiesprawy z mojej obecności, chyba go trochę przestraszyłam.Spojrzał na mnie i zobaczyłam najbardziej niezwy-kłe oczy, jakie kiedykolwiek widziałam - ciemnoniebieskie, prawie granatowe.Patrzyliśmy na siebie chwilę i.- To była miłość od pierwszego wejrzenia.- Coś w tym rodzaju.Sen bierze mnie już w ramiona, słyszę jednak cień uśmiechu w jej głosie.- Z całą pewnością było to coś niesamowitego, niespotykanego.Coś, czego nie doświadczyłam wcze-śniej, chociaż książki przygotowywały mnie na to przeżycie.Zpisz, Maisie?Jestem pewna, że słyszę jej pytanie, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć.Unosi mnie silny prąd igdzieś z oddali dobiega odgłos cicho zamykanych drzwi.Znię o letniej nocy w czasie wojny.Nasłuchuję kro-ków Tatusia na wyżwirowanej ścieżce i widzę, jak zbliża się do mnie, więc podnoszę się z łóżka, żeby goprzywitać.Na palcach podchodzę do okna i ponieważ wiem, że jest blisko, odsuwam zasłony i czekam.Jednak wtedy sen oddala się, już nie pierwszy raz.Słyszę muzykę i zaczynam śnić o moich siostrach.Julia, Finn i trzej młodzi mężczyzni, którzy im towarzyszą, nie śpią.We śnie widzę ogniki papierosów i słyszębulgot rozlewanego do kieliszków wina.Znię, że moja siostra Finn wypowiada zaklęcie - krawędz życia, po-wtarza, krawędz życia".Nagle ktoś - może to Dan? - wstaje zza stołu w odpowiedzi na jej słowa.Zaczyna tań-czyć i po jakimś czasie pozostali dołączają do niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]