Home HomeKS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IVMichael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwaWinston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995](27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 2Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 2 Nieprzyjaciel Boga (3)dołęga mostowicz tadeusz bracia dalcz i s ka tom iCornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 1 Zimowy Monarcha (2)Szept roz Medeiros TeresaGeorge R.R. Martin 3 Nawałnica mieczy cz.1Sejda Kazimierz CK Dezerterzy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Zwierzę podeszło w stronę czarnoksiężnika i delikatnie zatopiło zęby w jegożyle.Chwilę pózniej Drinij Bara roześmiał się dziko. Znowu mam swoją duszę.Dzięki ci, o wielki Władco Kotów.Pozwól misię jakoś odwdzięczyć! Nie ma takiej potrzeby  Meerclar uśmiechnął się przewrotnie  a pozatym czuję, że twój los jest już przesądzony.%7łegnaj, Elryku z Melnibon.Z przy-101 jemnością odpowiedziałem na twoje wołanie, chociaż widzę, że nie podążasz jużstarożytnymi ścieżkami swych ojców.Jednak przez pamięć na dawną przyjazń nieodmówiłem ci drobnej przysługi.%7łegnajcie, wracam do cieplejszego miejsca, niemógłbym dłużej przebywać w tak niegościnnej krainie.Wizerunek Władcy Kotów rozmył się.Meerclar powrócił do świata przepeł-nionego bursztynowo-błękitnym ciepłem, by ponownie zapaść w przerwany sen. Dalej, bracie czarnoksiężniku!  zawołał z uniesieniem Drinij Bara.Teraz dokonamy zemsty, na którą tak długo czekaliśmy!Razem z Elrykiem zeskoczył z wozu, lecz pozostała dwójka nie była równieskora do walki.Dookoła zgromadzili się barbarzyńcy z Terarnem Gashtekiem na czele.Wieluz nich trzymało w pogotowiu łuki z długimi strzałami założonymi na cięciwy. Zastrzelcie ich!  wrzasnął Zwiastun Pożogi. Zastrzelcie ich teraz,zanim zdążą przywołać inne demony.Deszcz strzał ze świstem pomknął w stronę wozu.Drinij Bara uśmiechnął sięi wyrzekł kilka słów, niemal od niechcenia poruszając dłońmi.Strzały zatrzymałysię w powietrzu, wykręciły i runęły z powrotem, przy czym każda z nich w tajem-niczy sposób wbiła się w gardło człowieka, który ją wystrzelił.Terarn Gashtekjęknął i obrócił się na pięcie, roztrącając zgromadzonych wojowników.Gdy jużznalazł się w bezpiecznym miejscu, wydał rozkaz do ataku.Wiedząc, że wycofanie się będzie równoznaczne z klęską, barbarzyńcy zacie-śnili otaczające czwórkę przyjaciół koło.Zwit rozjaśniał już nabrzmiałe chmurami niebo, gdy Moonglum spojrzał w gó-rę. Spójrz, Elryku  wykrzyknął, wskazując na coś ręką. Tylko pięć  odparł albinos. Tylko pięć, ale może tyle wystarczy.Melnibonanin sparował mieczem kilka godzących weń ciosów.Mimo że sammiał teraz nadludzkie siły, wydawało się, iż cała moc opuściła Zwiastuna Burzy,który był teraz nie bardziej użyteczny niż zwyczajne ostrze.Nie przerywając wal-ki Elryk odprężył wszystkie mięśnie i poczuł, jak moc przepływa z jego ciałaz powrotem do czarnej klingi.Runiczne ostrze znowu poczęło śpiewać i chciwie wyszukiwać gardła i sercadzikich barbarzyńców.Drinij Bara nie miał miecza, lecz wcale nie odczuwał jego braku.Czarno-księżnik bronił się bardziej wyrafinowanymi środkami.Dookoła niego piętrzyłysię stosy trupów.Ciała pokonanych pozbawione były kości; makabryczny efektmagicznej osłony czarownika.Dwójka czarnoksiężników, Moonglum i wysłannik wyrąbywali sobie drogępośród na wpół oszalałej tłuszczy barbarzyńców, rozpaczliwie starającej się po-konać wrogów.W zamieszaniu trudno było wypracować logiczny plan dalszego102 działania.Elwheryjczyk i posłaniec z Karlaak porwali jatagany z ciał zabitychi włączyli się do walki.W końcu udało im się dotrzeć do obrzeży obozowiska.Cała horda barbarzyń-ców uciekała na zachód, popędzając konie uderzeniami ostróg.Nagle Elryk do-strzegł Terarna Gashteka z łukiem w ręce.Melnibonanin odgadł, jaki zamiarpowziął wódz barbarzyńców i krzyknął ostrzegawczo do Drinij Bary, który stałodwrócony plecami do Zwiastuna Pożogi.Czarnoksiężnik, wykrzykujący właśniesłowa jakiegoś przerażającego zaklęcia, spojrzał w jego stronę i urwał, zamierza-jąc za pomocą magii obronić się przed ciosem.Nim jednak zdążył to uczynić,strzała wbiła mu się w oko. Nie!  krzyknął jeszcze Drinij Bara.I umarł.Widząc, że jego sprzymierzeniec nie żyje, Elryk zatrzymał się i spojrzał w nie-bo, gdzie znajome mu stwory zataczały w locie olbrzymie kręgi.Dyvim Slorm, syn Elrykowego kuzyna Dyvima Tvara, Władcy Smoków, przy-prowadził legendarne smoki Imrryr, by wspomóc swego krewniaka.Jednak więk-szość olbrzymich gadów spała jeszcze i miała spać przez następne stulecie.PanSmoczych Jaskiń zdołał obudzić jedynie pięć smoków.Dotychczas Dyvim Slormnie mógł włączyć się do walki, w obawie, by nie uczynić krzywdy Elrykowi i jegoprzyjaciołom.Terarn Gashtek także dostrzegł majestatyczne stworzenia.Wódz barbarzyń-ców widział, że jego ambitny plan podbicia świata sypie się w gruzy.Rzucił sięw stronę Elryka. Ty białolicy łajdaku!  zawył. To ty jesteś odpowiedzialny za wszystko,co się stało! Teraz zapłacisz cenę, jaką wyznaczy ci Zwiastun Pożogi!Albinos roześmiał się i zasłonił się mieczem przed atakiem rozjuszonego bar-barzyńcy.Wskazał palcem na niebo. One także noszą miano Zwiastunów Pożogi, Terarnie Gashteku, i lepiej odciebie zasłużyły sobie na ten przydomek!I Melnibonanin zatopił ostrze swego miecza w ciele barbarzyńcy.Teram Ga-shtek zakrztusił się i jęknął, gdy klinga wyciągała zeń duszę. Możliwe, że byłem plagą tego świata, Elryku z Melnibon  wydusił z sie-bie  ale walczyłem o wiele czyściej niż ty.Obyś ty i wszystko, co jest ci drogiebyło przeklęte na całą wieczność!Elryk roześmiał się znowu, lecz głos zadrżał mu lekko, gdy ponownie spojrzałna ciało barbarzyńcy. Od długiego już czasu nie muszę się obawiać podobnych klątw, przyjacielu.Przypuszczam, że twoja też nie odniesie pożądanego efektu. Albinos przerwałnagle. Na Ariocha, mam nadzieję, że się nie mylę.Sądziłem, że nad moim103 przeznaczeniem nie ciążą już żadne klątwy, ale być może nie mam racji.Niemalże wszyscy wojownicy Terarna Gashteka siedzieli już w siodłach i całahorda co sił w koniach pędziła na zachód.Należało ich powstrzymać, gdyż podró-żowali z prędkością, przy której szybko dotarliby do Karlaak, a jedynie Bogowiewiedzieli, co mogli zrobić barbarzyńcy dotarłszy do bezbronnego miasta.Nad głową Elryk słyszał łopot trzydziestostopowych skrzydeł.Nozdrza albi-nosa poczuły znajomy zapach olbrzymich, latających gadów, które ścigały go całelata temu, gdy poprowadził flotę korsarzy do ataku na swoje rodzinne miasto.Mel-nibonanin rozróżnił charakterystyczny dzwięk Smoczego Rogu i dostrzegł Dyvi-ma Slorma usadowionego na grzbiecie smoka-przewodnika.W osłoniętej żelaznąrękawicą dłoni krewniak Elryka trzymał długi, podobny do dzidy bodziec.Zataczając koła smok zniżył lot.Ogromne cielsko wylądowało na ziemi trzy-dzieści stóp od albinosa; skórzaste skrzydła rozpostarły się raz jeszcze, a potemzłożyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •