[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Robiłem z Mateuszem przy nowym dworze, ale że poganiał i zwiesna była na świecie, pachniałosłonko, tom go rzucił, a szli natenczas ludzie do Kalwarii - poszedłem z nimi, by odpustu dostąpić iświata coś niecoś przejrzeć.- Daleko to do onej Kalwarii?- Dwa tygodnie szlim, aż za Krakowem, alem nie doszedł.W jednej wsi, gdzieśmy połedniowali, stawiałgospodarz chałupę, a tyle się na tym rozumiał, co koza na pieprzu, zezliłem się, skląłem juchę, bodrzewa namarnował, i ostałem u niego, że to i prosił.Bez dwa miesiące wyrychtowałem mu dom, że nadwór patrzył, aż mnie za to chciał swatać ze swoją siostrą, wdową, co wpodle na pięciu morgachsiedziała.- Pewnikiem stara.- Bogać ta młoda, ale niczego jeszcze, a jakże, tyla że ino łysawa zdziebko, koślawa i świdrem patrzała,ale na gębie gładka, kiej bochen, którego myszy bez parę niedziel obgryzały, galanta kobieta, dobra,wyżerkę miałem sielną - a to jajecznica z kiełbasą, a to gorzałka z tłustością, a to inne smaki były, atak się znarowiła do mnie, że dzień w dzień pod pierzynę była puszczać gotowa.ażem w nocy sięwyniósł we świat.- Nie było się to przyżenić, zawżdy pięć morgów.- I zawszony kożuch po nieboszczyku.A mnie co po kobiecie! Z dawna mi już obmierzło to babienasienie, z dawna! A to nic jeno krzyczy, wrzeszczy, lata, jako te sroki na płocie, wy słowo, a onadwudziestu kiej grochowinami trzęsie.wy macie rozum, a ona ino ozorem zamiata.Mówisz kiej doczłowieka, a ta ni wyrozumie, ni rozważy, jeno bele co klepie.Powiadają, że Pan Jezus dał kobiecie inopół duszy i musi być to prawda.a drugą połówkę diabeł miał narządzić.- Są i mądre pono, są.- rzekł melancholijnie.- To i białe wrony pono są, ino że nikto ich nie widział !- Nie mieliście to swojej kobiety, co?- Miałem, miałem!.- urwał nagle, wyprostował się i zapatrzył siwymi oczami w dale, stary już był,zeschły na wiór, żylasty, prosty - ino się jakoś przygarbił teraz i fajka mu latała w zębach, a łypałpowiekami prędko, prędko.- Schodzi, wciągać! - wrzeszczał chłop od pił.- Prędzej tam, Bartek, nie stójcie, bo i piły staną - wrzeszczał Mateusz.- Hale, głupi, rychlej nie można, nizli poradzi.Wlazła gapa na kościół, kracze i myśli, że jest księdzemna ambonie - mruknął ze złością, ale musiało mu się cosik zrobić na wnątrzu, bo częściej odpoczywał,wzdychał i za południem się oglądał.Dobrze, że zaraz przyszło, bo jakoś i kobiety się już pokazały z dwojakami, a Hanka wychodziła zawęgla młyna.Tartak stanął, poszli wszyscy jeść do młynicy.Antek zaś, że dobrze znał się zmłynarczykiem, bo niejedną flachę wypili ze sobą, wpakował się do jego izdebki, nie uciekał już odludzi ni stronił od nich, ino im takie oczy pokazywał, że sami go omijali.W gorącu takim, że ledwie można było dychać, siedziało paru chłopów w kożuchach i pogadywałowesoło, byli to ludzie z dalszych wsi, co do młyna przywiezli i czekali na zmielenie, dokładali torfu doczerwonego już piecyka, kurzyli papierosy, że cała izdebka tonęła w dymie, i rajcowali.Antek usiadł na jakichś workach pod okienkiem, dwojaki wziął pomiędzy kolana i łakomie pojadałkapustę z grochem, a potem kluski ziemniaczane z mlekiem, a Hanka ukucnęła mimo i z rozczuleniemwpatrywała się w niego.Wysechł był od pracy, poczerniał, a od tego robienia na mrozie twarz mumiejscami łuszczyła się ze skóry, ale mimo to urodny się jej widział jak nikt drugi na świecie.Juści, żetak było, wysoki, prosty, śmigły; w pasie cienki, w barach rozrosły, gibki; a twarz miał długawą, suchą,nos kiej ten dziób jastrzębi, jeno nie tak garbaty, oczy wielkie, siwozielone, a te brwie, to jakby krychępociągnął przez całe czoło, od skroni prawie szły do skroni, że kiedy je w gniewie ściągnął, to ażstraszno było patrzeć, a czoło miał wyniosłe, ino na pół przysłonięte równo obciętymi, ciemnymi,prawie czarnymi włosami i wąsy golił do cna jak wszyscy, że mu ino te białe zęby grały w czerwonychwargach jako sznur paciorków.rodny był całkiem, że nigdy dość napatrzeć się nie mogła na niego.- Nie mógł to ociec przynieść, będziesz to co dnia tyle drogi biegała!- Gnoju mieli urzucić spod jałówki, a samam wolała ci przynieść!Zawsze tak kierowała, by samej obiad przynosić i chociaż popatrzeć na niego.,- Cóż tam? - spytał dojadając.- A cóż by! - oprzędłam już worek wełny i odniesłam organiścinej pięć proników.Kuntentna byławielce.Pietruś ino jakiś rozpalony, jeść nie je i matyjasi cięgiem.- Obżarł się i tyla.- Pewnie, że tak, pewnie.A i Jankiel zachodził po gęsi.- Sprzedasz to?- Hale, a na zwiesnę to kupowała będę!- Jak uważasz, tak zrób, twoja w tym głowa.- I u Wachników znowu się pobiły, aż po księdza chodzili, żeby rozbroił.a u Paczesiów cielę pono sięudławiło marchwią.- Co mi ta po tym - mruknął niecierpliwie.- Organista jezdził po snopkach - powiedziała po chwili, ale już nieśmiało.- Cóżeś dała?- Dwie przygarście lnu oczesanego i cztery jajka.Powiedział, że jak nam będzie potrzeba, to da wózowsianki i poczeka na pieniądze do lata albo i na odrobek da.Nie wzięłam, po cóż nam brać od niego.przecież.należy nam się jeszcze paszy od ojca, wzielim ino dwa wozy, a z tylu morgów.- Nie pójdę się upominać i tobie zakazuję.Wez od organisty na odrobek, a nie, to się ostatnie bydlęsprzeda, a pókim żyw, ojca o nic prosił nie będę, rozumiesz.- Rozumiem, od organisty wziąć.- A może i zarobię tyla, że starczy, nie bucz ino przy ludziach!- Dyć nie płaczę, nie.ale wez od młynarza z pół korczyka jęczmienia na kaszę, to taniej wyjdzie nizligotową kupować.- Dobrze, powiem dzisiaj i zostanę na któren wieczór, to się zmiele.Hanka wyszła, a on pozostał jeszcze kurząc papierosa, nie wtrącając się do rozmów, jakie chłopi wiedli,a mówili właśnie o bracie dziedzicowym z Wólki.- Jacek mu było, znałem go dobrze! - zawołał Bartek wchodząc na ten czas do izdebki.- To wiecie pewnie, że powrócił z dalekich krajów.- Nie, myślałem nawet, że już dawno pomarł!- %7ływie, bo coś ze dwie niedziele temu, jak przyjechał.- Wrócił, ale powiadali, że coś niespełna rozumu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]