[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takiemu komuś trzeba lekką ręką wymazać zawartość jego mózgu.Romb mógł skutecznie zatrzymać ten gatunek ludzi na zawsze, dostarczając im jednocześnie twórczych możliwości rozwoju, które pod subtelną kontrolą, mogłyby ewentualnie dać coś wartościowego samej Konfederacji.Naturalnie przestępcy zsyłani na planety Rombu bardzo chcieli tam na miejscu okazać się przydatni.Jedyną alternatywą dla nich była przecież śmierć.W rezultacie wiele twórczych umysłów stało się niezbędnymi dla Konfederacji.Zapewniły sobie tym samym własne przetrwanie.Przewidziano to zresztą i nikt nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia.Podobnie jak organizacje przestępcze w przeszłości, te obecne również świadczyły usługi, które – choć uważane za nielegalne czy niemoralne – cieszyły się ogromnym popytem.Ta cholerna sonda sprawiała mi ból jak wszyscy diabli.Zazwyczaj odczuwałem jedynie mrowienie, po którym następowało uczucie senności i sen, z którego budziłem się po kilku minutach w świetnej formie.Tym razem mrowienie przeszło w ból, który wydawał się wwiercać wprost do czaszki, skakać w jej wnętrzu i obejmować kontrolę nad całą moją głową.Było to tak, jak gdyby olbrzymia dłoń objęła mój mózg, ścisnęła, puściła, znowu ścisnęła, a wszystko to w ogłuszającym bólem rytmie.Tym razem nie zasnąłem.Straciłem przytomność.Przebudziłem się i jęknąłem cicho.Bolesne pulsowanie ustało, ale pamięć o nim była zbyt świeża i zbyt żywa.Minęło kilka minut, nim znalazłem w sobie dość sił, żeby usiąść.Napłynęły stare wspomnienia, a ja zdumiewałem sam siebie, przypominając sobie niektóre z dawnych przygód.Zastanawiałem się też, czy moje „sobowtóry” poddane zostaną podobnej kuracji, skoro ich pamięci nie da się wymazać po zakończeniu misji, tak jak mojej.Uzmysłowiłem sobie, iż będą oni musieli być zlikwidowani, jeżeli są w posiadaniu całej zawartości mojej pamięci.Gdyby tak się nie stało, zbyt wiele tajemnic znalazłoby się na planetach Rombu Wardena i mogłyby one wpaść w ręce ludzi, którzy wiedzieli, jaki z nich zrobić użytek:Ledwie zdążyłem o tym pomyśleć, kiedy nagle uświadomiłem sobie, iż coś jest nie tak.Rozejrzałem się po małym pokoiku, w którym się obudziłem i natychmiast zorientowałem się, co jest grane.To nie była Klinika Służb Bezpieczeństwa; to nie było żadne ze znanych mi miejsc.Malutkie pomieszczenie, około dwunastu metrów sześciennych objętości, z tym że sufit usytuowany nieco wyżej niż normalnie.Znajdowała się tutaj koja, na której się przebudziłem, a poza tym maleńka umywalka, standardowy zasobnik na jedzenie i wysuwana toaleta w ścianie.To wszystko.Nic więcej.chociaż.Rozejrzałem się wokół i bez trudu zauważyłem to, co było najbardziej oczywiste.Tak, nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, który nie byłby rejestrowany przez kamerę i mikrofon.Drzwi były prawie niewidoczne i na pewno nie dałoby się ich otworzyć od wewnątrz.Pojąłem natychmiast, gdzie jestem:To więzienna cela.Co gorsza, poczułem delikatną wibrację.Nie pochodziła z żadnego konkretnego źródła.Uczucie nie było zbytnio irytujące; w rzeczywistości wibracja była tak słaba, iż prawie niezauważalna, ale ja wiedziałem, co ona oznacza.Znajdowałem się na pokładzie statku, poruszającego się gdzieś w przestrzeni.Wstałem, zataczając się lekko pod wpływem nagłego zawrotu głowy, który przeszedł równie szybko, jak się pojawił, i przyjrzałem się sobie: Moje ciało było drobne i gibkie; prawie żylaste, świetnie umięśnione i pozbawione zbędnego tłuszczu.Kilka blizn po ranach to nic nadzwyczajnego: może z wyjątkiem faktu, iż sądząc po ich wyglądzie, ran tych nie opatrywał na pewno żaden lekarz.Skóra miała naturalny ciemny odcień; cera w kolorze oliwkowym, choć nieco niezwykła, nie robiła wrażenia nienaturalnej.Było to więc ciało człowieka zrodzonego w sposób naturalny, a nie takiego, który jest rezultatem inżynierii genetycznej.Zapewne niełatwo mi będzie pogodzić się z tym, że jestem nie tyle niski, co wręcz mały.Nie wiem, jak długo stałem tam bez ruchu.Ostatnie odkrycia ogłuszyły mnie.Przecież to nie ja! Jestem jednym z nich! Jednym z tych sobowtórów!Usiadłem na pryczy, powtarzając sobie, że to nie możliwe.Wiedziałem przecież, kim jestem, pamiętałem wszystko, każdy szczegół ze swego życia i ze swojej pracy.Po jakimś czasie szok ustąpił miejsca wściekłości.Wściekłości i frustracji.Byłem kopią, imitacją kogoś, kto wciąż żyje i działa.Kto, być może, obserwuje mój każdy ruch i zna każdą moją myśl.Nienawidziłem wtedy tego drugiego, nienawidziłem go z taką siłą, która nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.Siedzi tam sobie wygodnie i bezpiecznie, i obserwuje moją pracę, obserwuje sobie to wszystko.A kiedy to się skończy, wróci do domu, by złożyć sprawozdanie, wróci do tego przyjemnego życia, podczas gdy ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]