Home HomeDoyle Arthur Conan Przygody Sherlocka HolmesaHoward Robert E Conan z Cimmerii (SCAN dal 994)Conan Doyle A. Przygody Sherlocka HolmesaDoyle Arthur Conan Studium w szkarłacieHoward Robert E. Conan Droga do tronuConan Doyle A. Przygody Sherlocka Holmesa (2)Terry Pratchett MortClancy Tom Niedzwiedz i smokEddings DavChalker Jack Cerber
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Okazało się to niełatwym zadaniem: w czasie wieczornej pijatyki zawędrował do nieznanej mu części stale rozrastającego się obozowiska, a trunek przyćmił jego zwykle czujne zmysły.Dookoła w blasku księżyca rysowały się pstrokate wielokąty namiotów wielonarodowej zbieraniny najemnych żołdaków.Conan co chwila potykał się o niewidoczne kołki i linki, nadepnął nawet na śpiącego pod odkrytym niebem mężczyznę, który niezgrabność Cymmerianina skomentował soczystymi przekleństwami w akbitańskim dialekcie.Conan znalazł się w pobliżu grupy sporych, ośmiokątnych na miotów.Ich niezwykły wygląd i fakt, że stały na uboczu, podpowie- dział mu jednak, dokąd zawędrował.Jeden z pawilonów rozświetlała mętna poświata lamp czy też kociołków z węglami.Cymmerianinowi wpadło do głowy, by zaskrobać w płótno wejścia i zapytać o drogę.Właśnie zrezygnował z tego pomysłu, gdy od strony zdającego się podpierać niebo drzewa dobiegły go słowa:- Zawróć, natręcie! Zapuściłeś się w niebezpieczną okolicę.Nie zamierzam powtarzać ostrzeżenia! - Głos, chociaż oziębły i pozbawiony wyrazu, był niewątpliwie kobiecy.Conan stanął w miejscu i odwrócił głowę.Utkwił wzrok w cieniu listowia, chcąc rozpoznać wartowniczkę.Kobieta odezwała się ponownie; jej głos nie przypominał już jednak szczęknięcia zimnej stali, ale szmer wyprawionej skóry.Poczekaj chwilę.Może okrzyknęłam cię zbyt ostro.lub zbyt łagodnie.Widzę, że intruzem okazał się Conan, obrońca kobiet.Cymmerianin zmrużył oczy, przyglądając się sylwetce w ciemnościach.- Ten tytuł odpowiada bardziej tobie, Drusandro.- To prawda, taką mam obecnie rolę.Dzisiaj i co czwartej nocy.- Wojowniczka zaśmiała się niemal melodyjnie i wynurzyła się z cienia.- Jedynie w ten sposób grupa kobiet może zaznać choć trochę odpoczynku w legowisku brudnych, ogarniętych rują wieprzy.Skinieniem głowy wskazała najgęstsze zbiorowisko namiotów w pobliżu.Conan odpowiedział z niewzruszoną miną pozbawionym emocji tonem:- Dowiedziałem się, że masz wielkie doświadczenie w pętaniu dzikich świń.- W pętaniu? Owszem.- Drusandra przytaknęła z uśmiechem.- W pieczeniu i przyprawianiu również.- Jej oczy zabłysły w ciemnościach.- Nie masz powodów do obaw, Conanie - niczym nam nie zawiniłeś.Drusandra ubrana była w płaszcz z kapturem w ciemnym, utrudniającym jej dostrzeżenie odcieniu.Opończa rozsunęła się, gdy uprzednio wyprostowana kobieta przybrała swobodniejszą pozę.Conan dostrzegł pod okryciem błysk łuskowej zbroi, nie zaś noszonego zwykle przez Drusandrę pancerza.Wojowniczka wsparła dłoń na biodrze i stwierdziła:- Nie będziemy cię nawet wypytywać, co sprawiło, że zapuszczasz się tu tak późno.Użyta przez kobietę liczba mnoga sprawiła, że Conan rozejrzał się czujnie dookoła.Z nieprzyjemnym zaskoczeniem dostrzegł, że za jego plecami bezszelestnie czai się jeszcze jedna osoba - o wiele za blisko, by mógł czuć się swobodnie.Była to gibka Ariel w czarnym stroju.Dziewczyna nie zdejmowała dłoni z rękojeści miecza i sztyletu w pochwie przy lewym biodrze.- Prawdę mówiąc, zasłużyłeś na zaproszenie - rzekła Drusandra.- Od dawna żaden gość nie zaszczycił swą obecnością naszego namiotu.- Ostatnio niejeden próbował tego dokonać - odparł Conan, odsuwając się w bok od dwóch uzbrojonych kobiet.- Pani kapitan, jeżeli chodzą ci po głowie pomysły na chwytanie mężczyzn w pułapkę, ostrzegam cię.- Nie, Conanie, nie masz powodów do obaw - Cymmerianin nie był w stanie orzec, czy te słowa zawierają zawoalowaną groźbę, czy są jedynie dowodem nie tajonego podziwu.- Twoje bezpardonowe postępowanie zaskarbiło ci moje wyjątkowe.uznanie.Sądzę, że moje towarzyszki są tego samego zdania.Prawda, Ariel?Conan odwrócił się.Dziewczyna pochyliła głowę i w milczeniu wlepiła wzrok w ziemię.Jej twarz była pogrążona w zbyt głębokim cieniu, by Cymmerianin mógł odczytać jej wyraz.- W takim razie chodźmy!Drusandra ruszyła przed siebie przez łaty cienia w stronę niskie- go daszku przed wejściem do pawilonu, jak gdyby była pewna posłuszeństwa jej słowom.Przystanęła na chwilę, ściszonym głosem zamieniła parę słów z kimś tuż za wyszywanymi zasłonami.Podtrzymała j e zapraszającym gestem, ukazując oświetlone rozproszonym, migoczącym blaskiem przytulne wnętrze.- Dlaczego nie, na Isztar! - mruknął pod nosem Conan i ruszył śladem Drusandry.Pochyliwszy się, przeszedł tuż pod jej roztaczającym woń dymu i piżma ramieniem.Drusandra weszła za nim, Ariel zaś pozostała na zewnątrz.Wnętrze było skromne, lecz przytulne.Ziemię pokrywały kobierce i futra, sienniki pod ścianami zasłane były kołdrami z jedwabiu i wełny w jaskrawych barwach.Brak było mebli czy wielkich poduch, rolę siedzeń i oparć zaś pełniły siodła.Namiot oświetlały jedynie cztery olejne lampy w kątach - tak, iż z zewnątrz nie można było ujrzeć sylwetek osób w środku.Ciepłe wnętrze wypełniała woń kwietnego kadzidła.Pawilon stanowił kwaterę ośmiu najemniczek.Większość z nich nie oderwała się od swoich zajęć po wejściu Conana.Ostrzyły i polerowały broń, naprawiały ubrania lub przycinały włosy na taką długość, by wygodnie mieściły się pod bojowym hełmem.Dwie kobiety siedziały ze skrzyżowanymi nogami na posłaniu, pochłonięte wykładaniem liczmanów z kości słoniowych na czarne płótno w jakiejś grze.Inna klęczała przed wyciągniętą na brzuchu towarzyszką i masowała naoliwioną skórę jej śniadego grzbietu.Stroje kobiet dawały się określić w najlepszym razie jako niedbałe: niektóre miały na sobie tylko nocne koszule, inne były nagie od pasa w górę.Prezentowały rozmaite typy urody: od wysmukłej dziewczyny z południowo-wschodnich dżungli po niską Hyrkankę o szerokich biodrach i barkach.Większość jednak miała mleczną cerę, charakterystyczną dla mieszkanek hyborejskich krain; one właśnie najbardziej zachęcająco odpowiadały na spojrzenia Cymmerianina.Krew Conana zaczęła się burzyć, gdy zobaczył w tak intymnej scenerii kobiety, które uprzednio znał wyłącznie jako sprawne wojowniczki.Odwrócił się do Drusandry.Dowódczyni najemniczek zdjęła płaszcz, odpasała miecz i złożyła go przy wejściu.Po chwili rozpięła rzemienie kolczugi i została tylko w przylegającej kusząco do ciała jedwabnej koszuli.Po chwili wahania Conan odpasał swój ą broń i złożył j ą przy pozostałych.Drusandra wskazała mu wolne miejsce na posłaniach wśród kobiet.Barbarzyńca czuł, że czerwieni się bardziej, niż usprawiedliwiałoby to ciepło w namiocie.- Napijesz się, Cymmerianinie? Ludmiła, przejmiesz resztę mojej warty.- Gospodyni pochyliła się nad ogniem, tlącym się w kociołku na środku pawilonu, i zaczęła nalewać parujący płyn z blaszanego dzbanuszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •