Home HomeCammilleri Rino InkwizytorCrichton Michael Jurassic ParkChmielewska Joanna Studnie Przodkow 1Morressy John Kedrigern pokazuje co potrafiTom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojnaTolkien J.R.R Wyprawa (2)Jordan Robert Triumf chaosu (2)Foster Alan Dean Zaginiona DinotopiaStephen King TOLudlum.Robert. .Przesylka.z.sal
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    . Jednak wedle dekretów in-kwizycji nikt nie może być więziony, jeśli mu się nie wykazało winy.Wydobądz go stam-tąd, zanim nie przypomni sobie o tym i nie zażąda odszkodowania. A jeśli ucieknie?. Postarajcie się znowu go zaaresztować. A jeśli już go nie odnajdziemy? Posłuchaj,  wybuchnął zniecierpliwiony Konrad,  jeżeli zdołam wykazać, że tobył on, będą go ścigać wszystkie zbiry Viscontiego i odnajdą go nawet w mysiej dziurze!Bądz spokojny, będą mieć pizańczycy coś do przypieczenia! Dobrze, dobrze! Nie ma się czym irytować! Już pędzę!.Rozdzielili się więc i Konrad ruszył w stronę kurii.Przybywszy do swej komnaty, nalał wody do szklanki, usiadł i usiłował uporządko-wać myśli.Ucisk, jaki poczuł siedząc, uświadomił mu, że na stołku pozostała strzała sprzeddwu wieczorów.Wziął ją do rąk, obserwując z roztargnieniem.Potem jednak coś przyszło mu do głowy.Podniósł się i podszedł do ściany, w którejw pierwszą, bezsenną noc utkwił grot.Szukał w drewnie wgłębienia i znalazł je.Wsunąłstrzałę w otwór, następnie uważnie obserwował kąt, pod jakim się wbiła.Podszedł dookna, w które wstawiono już szybki, i otworzył je.Wrócił do strzały i, wyciągając szyję,przyłożył do niej twarz, śledząc linie jej lotu, by dostrzec, z jakiego miejsca została wy-puszczona.Zdziwił się niepomiernie spostrzegłszy, iż pióra bełtu wskazywały wyrazniena gołębnik kurii.Rzucił się więc do okna, by przyjrzeć się dokładniej, ale nie było wątpliwości: pałaczałamywał się pod kątem a na końcowym skrzydle, w górze, znajdował się gołębnik.Wybiegł z komnaty; potem stanął, zawrócił, wyjął strzałę ze ściany i położył ją nakrześle; następnie pospiesznie wyszedł, zaczepił napotkanego sługę, pytając jak dojść dogołębnika.Otrzymawszy odpowiedz, odwrócił się od zdziwionego mężczyzny, zszedł ze scho-dów, zakręcił, tym razem wszedł po stopniach w górę, znowu zszedł i ponownie wspiąłsię aż wreszcie dotarł na miejsce.44 Podszedł do drzwi, przekręcił kluczyk i znalazł się pośród niespodziewanego fur-kotu skrzydeł, smrodu ptasich odchodów i rozsianych wszędzie piór.Zakrywając twarz, doszedł do okna i popatrzył w kierunku komnaty, z której przy-szedł.Ujrzał swoje okno, otwarte tak, jak je zostawił, łoże oraz, w głębi, wyłożoną drew-nem ścianę.Obrócił się, rozglądając się wokoło.Gołębie uspokoiły się i obsiadły grzędy bacz-nie go obserwując.Wtedy przyjrzał się oknu gołębnika.Było niziutkie, raczej otwór niżokno, pozwalający ptactwu wylatywać i powracać.Zaczął przyglądać się pomieszczeniu, chociaż sam nie wiedział, czego szuka.Uważnie obejrzał ściany, klatki, podłogę.Nagle coś zwróciło jego uwagę.Znajdowało się na ziemi, pośrodku gołębnika.Schylił się, odrzucił łajno i przyjrzał się uważniej: była to czerwonawa plama zeskrzepłego wosku.Nie można by jej było odróżnić od nieczystości, gdyby nie spojrzećz bliska.Podniósł się z posępną miną, powoli zamknął za sobą drzwi i wrócił tą samądrogą.W komnacie dokończył pić wodę ze szklanki, potem wyciągnął się na łożu, usiłującznalezć jakiś układ mozaiki z tym nowym elementem.Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że szkoda fatygi.Do dwu rozbieżnych tropów,katarów i Turka, doszedł teraz trzeci, żeby wszystko skomplikować.Spróbował zamknąć oczy, by wyciszyć myśli.Koniecznie musiał oderwać się, odpocząć.Postanowił więc, że jeśli nie można zrobić jednej rzeczy, należy zrobić inną.W gruncie rzeczy nigdy nie widział Pizy.Krótki spacer po mieście to było to, czego pra-gnął, by uwolnić umysł, przynajmniej na trochę, od dręczących myśli.Pospiesznie skreślił dla Gadda dwa słowa na kartce, którą zostawił na widocznymmiejscu stołu, i wyszedł IX.Ranek był naprawdę piękny, ciepły i słoneczny.W żywym blasku tej wspaniałej dłu-giej jesieni kolory miasta i ludzi zdawały się jakieś inne, jaskrawsze.Konrad poszedł w stronę katedry, by dokładniej obejrzeć tę dziwaczną wieżę, nigdyniedokończoną, której sława obiegła już cały świat.Stanął pod nią i uniósł wzrok: o, tak,istotnie była dziwaczna!Pewien prałat w kurii, w Rzymie, opowiedział mu niegdyś jej historie.Zaledwie za-częto ją wznosić, gdy nagle się przechyliła, więc przegnano precz architekta.Jednakzdaje się, że nowi budowniczowie chcieli, by została taka, jaką była.A dlaczego by nie?  myślał Konrad, obserwując niezwykłą budowle od dołu dogóry  dlaczego nie?Pomysł wzniesienia jej, z wyprostowaniem nieco nachylenia każdego nowego szykukolumn mógł się okazać genialny.Co powiedzą przyszłe pokolenia o tej wieży?  za-stanawiał się. Czy, że nie potrafili zbudować jej prosto, czy też, że byli tak zuchwali,że zbudowali ją krzywo?Powierzywszy wieże sądowi przyszłości, zwrócił uwagę na katedrę, kierując się kugłównemu wejściu.Ale nie wszedł do środka.Nie miał za dużo czasu.Uniósł oczy, by popatrzeć na bu-dowlę i uznał, że jest wspaniała.Och, nie po raz pierwszy, oczywiście, widział katedrę,widywał nawet bardziej okazałe i oryginalne.Za każdym jednak razem doznawał tegosamego odczucia, mieszaniny skupienia i zdumienia.Tak, chrześcijańska katedra była istotnie jak modlitwa, nieustanna modlitwa ludu,hymn w kamieniu do Boga.Wszystko tu mówiło o boskości i jej stosunku do ludzi: drzewo ustawione na krzyżi drzwi umieszczone zgodnie z biegiem słońca, tym symbolem śmierci i zmartwych-wstania; idealne linie tworzące kwadraty, symbol człowieka, albo trójkąty, znak Trójcyi koła, znak doskonałości i powracania; biblijne liczby, zawsze się powtarzające, cztery,trzy, siedem, dwanaście; a także delikatne kamienne koronki, prawdziwe cuda cierpli-46 wości; faliste linie posągów, pomalowanych, żeby nie zmieniły wyrazu pod wpływemoświetlenia, pod żadnym kątem; ogromne freski, z kompozycjami wyrażającymi już tosiłę, już to słodycz, albo cierpienie, spokój, grozbę, łagodność.A jeszcze gra światła w środku, otwory tak ustawione, by słońce padało na okre-ślony ołtarz o określonej porze, lub też kiedy indziej na inne malowidło.A gwałtownefalowanie naw  pośród których oko gubiło się, nigdy wszak nie czując znużenia z wysmukłymi kolumnami, tak delikatnymi, że można by prawie wątpić w ich wy-trzymałość, gdy tymczasem stawiły czoła wiekom.Zaś w głębi zasada i zwieńczenie wszystkiego  Chrystus Pantokrator, Władcawszechświata, najwyższy Król, ogromny, łagodny, uroczysty.Ta olbrzymia postać nie wzbudzała jednak lęku wszechmocą, przeciwnie: obda-rzała ufnością i nadzieją znikomego człowieka, który, uwolniony od ciężaru codzien-nego krzyża przychodził do katedry i spoglądał w górę.Konrad nie wstąpił do kościoła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •