[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wybaczyć czy wyzwać na udeptaną ziemię?- Nie żartujcie z bronią - powiedziała Helena surowym tonem.- Nikita, przestań się wygłupiać.- Te pistolety mają co najmniej ze sto lat - powiedział Grubin.- Ląduje się je od przodu.- Na udeptaną ziemię! - roześmiała się Milica.- Pamiętam, jak to bywało.- Panowie, weźcie pod uwagę - powiedział Ałmaz - że ja trafiam na trzydzieści kroków w czerwiennego asa.- W czerwiennego asa - powtórzył Sawicz jak zahipnotyzowany.- W samo serce.Milica podbiegła, odebrała Sawiczowi szkatułkę i powiedziała:- Będę waszym sekundantem.Bez sygnału nie strzelać.Dwanaście kroków.Walczycie o serce pięknej damy.- Wcale nie potrzebuję walczyć - powiedział Ałmaz patrząc na Helenę - bo serce i tak zabiorę.Całkiem możliwe, myślał Sawicz, że sto lat temu gdzieś niedaleko cofał się w kierunku zarośli inny mężczyzna, taki sam jak ja, ale inny.Narażono na szwank honor ukochanej kobiety.Kobiety, która nigdy nie będzie do ciebie należeć, lecz dla której gotów jesteś umrzeć.Zamiast automobilu stała kareta.Czarna kareta.Ale kobieta została utracona.Utracona dwukrotnie, gdyż jeśli nawet człowiek wróci na rozdroże, zdobędzie prawo wyboru innej drogi, droga ta mimo wszystko zaprowadzi go w to samo miejsce.- Dawno już tak nie stałem z pistoletem.Odzwyczaiłem się - powiedział Ałmaz odbierając broń z rąk Milicy, poczym sprawnie odciągnął twardy kurek.- Przygotuj się, kornecie.- A czy pojedynkował się pan kiedyś? - zapytała Szuroczka, która biegała po bilety do miejskiej kasy i wróciła w najgorętszym momencie.- Dwukrotnie, kochanie - odparł Almaz.- Dwukrotnie.- I oba razy o kobietę?- Nie, oba razy o poważne sprawy.O kobietę walczę po raz pierwszy - powiedział Ałmaz, obrócił się ponownie do Heleny i poprosił: - Ofiarowałabyś mi chusteczkę na pamiątkę.- Ałmazie Fiedotowiczu! - powiedziała surowo Helena.- Żartuję.Sawicz ścisnął ciepły, poręczny uchwyt pistoletu i poczuł, jak zrasta mu się z dłonią, a ręka zaczyna się wolno unosić, bowiem trzeba, aby pierś przeciwnika i lufa broni znalazły się na jednej linii.Ałmaz nie spieszył się.Podrapał się pistoletem za uchem i powiedział obojętnie:- Sawicz, zapomniałeś odwieść kurek.W ten sposób broń ci nie wystrzeli.Sawicz usłuchał.- Mocniej ciągnij - powiedział Ałmaz.- Na razie go zabezpieczyłeś.Tak, teraz jest w porządku.Celuj.Wiesz jak?- Wiem - powiedział Sawicz.W głowie przewalały mu się skłębione myśli.Upadnę, to znaczy on upadł brocząc krwią, upadł na trawę, a krew splamiła mu koszulę, zobaczę, to znaczy on zobaczy zrozpaczone oczy Heleny, rozkochane oczy Heleny, utracone na zawsze oczy Heleny.- Pali - krzyknęła Milica.Almaz, któremu ta zabawa już się nieco znudziła, wprawnym ruchem przesunął lufę w górę i w bok, żeby przypadkiem kogoś nie postrzelić, i szczęknął kurkiem.Opuścił rękę i chciał już odejść, kiedy Sawicz krzyknął:- Stój! Mój strzał!Sawicz dostrzegł uśmiech przeciwnika, ale nie potrafił się zatrzymać.To był pojedynek i jeden z nich musiał zginąć.Grzmotnęło, pistolet szarpnął się w ręku.Pocisk, który spokojnie przeleżał w lufie ponad sto lat, gwizdnął nad uchem Ałmaza i zniknął, strąciwszy po drodze gałązkę z drzewa.Helena rzuciła się ku Ałmazowi, stojąca na ganku Wanda wyrzuciła w przerażeniu ręce do góry.W oddali rozległ się czyjś wrzask, i zaległa cisza.Zamilkły nawet ptaki i pszczoły.- Nie sądziłem - powiedział Sawicz upuszczając pistolet na trawę - że on wystrzeli.Przecież jest taki stary.- Bałwan - powiedział Ałmaz.- Prawdziwy pojedynek - powiedziała lekkomyślna Milica.- Ałmaz ma prawo do strzału.Heleno Siergiejewno, proszę nie płakać.On i tak by nie trafił z tej odległości.- Przepraszam - powiedział Sawicz.Rozpaczliwy wrzask, który rozległ się w chwili wystrzału za furtką, zbliżał się coraz bardziej.W ogródku zjawił się Udałow.To właśnie on był źródłem owego wrzasku.- Zostałem zabity! - oświadczył.- Do czego to podobne? - zapytała Ksenia Udałowa wchodząc za mężem do ogródka.Udałow był bez spodenek.Spodenki niosła za nim żona.Na biodrze Udałowa widniał siniak.Ksenia pokazała wszystkim kulę.- Wyjęłam ją ze spodni - powiedziała.- Złożę skargę.Sawicz odwrócił się na pięcie i uciekł do sieni, odepchnąwszy stojącą w drzwiach Wandę.Zapragnął, żeby zrobiło się ciemno.- Oddaj spodnie - powiedział Udałow do żony biorąc się.w garść.- Nie jestem smarkaczem.33Wieczór był wietrzny i zapowiadał zmianę pogody.W samochodzie ulokowano najpierw kobiety i dzieci.Ksenia z Udałowem na kolanach usiadła obok kierowcy.Grubin chciał tam umieścić również Milicę, ale Wania, którego trzeba było wziąć do Moskwy, żeby oddać mamie, stanął okoniem.On również chciał być przy kierownicy i Helena Siergiejewna musiała się z nim przenieść na przednie siedzenie.Wania natychmiast zaczął dokazywać i zaczepiać Udałowa, a Ksenia, współczując mężowi, zerkała z irytacją na cudzego dzieciaka.Tylne siedzenie zajęła Szuroczka, Wanda i Milica, a Stiepan Stiepanowicz z albumem i ponury Sawicz przysiedli na walizkach.W ostatniej chwili Sawicz oświadczył, że nigdzie nie pojedzie, ale Ałmaz wziął go na stronę, porozmawiał chwilę i namówił do wyrażenia zgody.Wanda wyciągnęła rękę, żeby pogładzić go po ramieniu, ale Sawicz odsunął się, więc powiedziała:- Jak nie, to nie.Od wieków wybierałam się do Moskwy.Przecież mam do tego prawo na starość.- I tak nie możesz pojawić się w pracy - powiedział Grubin.Sawicz milczał.Ałmaz i Misza Standal ulokowali się na tylnym stopniu.Automobil budowano w latach, kiedy jeszcze istnieli lokaje, wobec czego wyposażono go w stopień tak szeroki, że zmęczony fagas mógł na nim przysiąść.Kotka Milicy, o której wszyscy zapomnieli, w ostatniej chwili zdążyła wskoczyć do samochodu, i kruk, krążący nad Grubinem, poczuł się tym dotknięty, krzyknął więc na nią, żeby się nie wychylała.- Ale arka Noego! - powiedział Ałmaz.- Ruszaj, sałata.Jedziemy podbijać stolicę.Grubin dodał pary, dym wystrzelił w pociemniałe niebo, w trzewiach automobilu załomotało i kabriolet wolno, niczym parowóz ciągnący półkilometrowy skład wagonów, ruszył z miejsca.Kruk usiadł na chłodnicy, zatrzepotał skrzydłami i zaśpiewał fałszywie:- “Żegnaj, miasto ukochane!”- Nie przeszkadzaj - powiedział Grubin, przekrzykując stuk silnika.- Zasłaniasz mi drogę.Wania wtórował krukowi i wówczas ptak, żeby duet lepiej brzmiał, przefrunął Wani na ramię.Ksenia obawiała się kruka i osłaniała przed nim Udałowa.Miasto przejechali wolniutko, wzbudzając sensację i wywołując ironiczne komentarze ludności.Wcale ich to jednak nie peszyło, gdyż oderwali się już od miejskiego życia.Wypolerowane do połysku mosiężne i srebrne detale automobilu promieniowały łagodnym blaskiem.Na skrzyżowaniu spotkali redaktora Malużkina.Poznał on żółtą łysinę Stiepana Stiepanowicza, która kołysała się ponad krawędzią kabrioletu, poznał Standala stojącego na tylnym stopniu, zdziwił się i obraził, i zdążył krzyknąć:- Żebyście jutro byli w redakcji przed dziesiątą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]