Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dWilliam Wharton TatoLaurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczonaChmielewska Joanna HarpieTrocki Lew Moje życie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfr.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Powtórzyła w sandhi.- Ach - patrzył na nią szparkami oczu.- Już się nie boję.Kiedy.kiedy wyjdziemy?- Kiedy? Niedługo.- Pogładziła jego przepocone włosy, ujrzała, jak się uśmiecha.Nie wiedząc, o co pytał, powiedziała: - Gdy nabierzesz sił.- Bezwiednie użyła rodzinnej formy.- Nie sądziłem, że będziesz taka dobra.Zostaniesz ze mną.do tego czasu?- Zostanę.- Spojrzawszy w dół, dostrzegła nie tknięty dzban z gęstym lekarstwem, stojący przy jej kolanie.Podniosła go.- Musisz to wypić.- Wsunęła mu rękę pod ramiona, przekręciła na bok.Posłusznie wyciągnął wolną rękę, nie mógł jednak chwycić kubka; znów ujrzała świeże blizny na nadgarstku.Przytrzymała naczynie, dopóki nie wypił.Pod koniec zaczął kaszleć, w piersiach grzechotało mu, jakby były pełne kamieni.Plastykowy kubek wyślizgnął się z jej dłoni i potoczył pod pryczę.Trzymała mocno pozaziemca w ramionach, przekazywała mu swą siłę, aż atak minął, i jeszcze trochę.- Jesteś.taka prawdziwa - westchnął na jej ramieniu.- Taka miła.Opuściła go na posłanie już śpiącego.Siedziała długo, patrząc na niego, nim znowu oparła się o pryczę, położyła głowę na ręku i zamknęła oczy.- Jesteś prawdziwa.Słowa powitały ją jak starzy przyjaciele, gdy znowu się obudziła i powoli podniosła głowę znad zdrętwiałej od snu ręki.Usiadła, mrugając oczami.Pozaziemiec opierał się o ścianę, podtrzymywany kłębem koców.- Czy śnię, czy.naprawdę mówiłaś do mnie w sandhi?- Mówiłam - odpowiedziała w sandhi.Moon poruszała palcami, czuła mrowienie, gdy w ramieniu zaczęła znowu krążyć krew.- Nie mogę w to uwierzyć.Byłeś taki chory.- Poczuła wypełniające ją ciepło.Moc przyszła poprzez mnie i uleczyłam cię.- Myślałem, że jesteś Porywaczką Dzieci.Gdy byłem młody, niania opowiadała mi, że jest blada jak zorza.- Oparł się mocniej na zgromadzonych kocach.- Ale nie jesteś duchem.Prawda.? - Pytał, jakby nadal nie dowierzał swym zmysłom.- Nie.- Roztarta drugą ręką skręcone mięśnie karku, krzywiąc się.- Inaczej nie bolałoby mnie tak bardzo.- Też jesteś więźniem.- Pochylił się, lekko mrużąc oczy; oczy miał nadal trochę zaczerwienione.Kiwnęła głową.- Twoja twarz.Czy cię.męczyli? - zapytał.Pokręciła głową.- Nie.Nie zranili mnie.Boją się mnie, na razie.- Boją? - Spojrzał na drzwi i korytarz za nimi.Odległe odgłosy budzącego się do nowego dnia obozowiska dochodziły jak echo z innego świata.Uniosła twarz, ujrzała, jak krzywi się na widok rany na gardle, potem opuszcza głowę.- Sybilla?Znowu się schyliła.- Bogowie, wszystko dzieje się za szybko.- Położył się znowu, przeczekał na boku następny atak kaszlu.Coś mignęło jej w kąciku oka.Okręciła się i zobaczyła za sobą stosik niebiesko-czarnego ubrania związanego wstążką, obok dzban i talerz z suszonym mięsem.- Ktoś przyniósł nam jedzenie.- Sięgnęła po nie od razu.- Jedzenie.- Nie wiedziała nawet, kiedy po raz ostatni coś jadła.- Blodwed.Parę godzin temu.Udawałem, że śpię.Moon pociągnęła długi łyk z dzbana, gęsty, niebieskobiały płyn spłynął jak ambrozja jej spieczonym gardłem do skurczonego żołądka.- Och.- wydyszała, westchnęła z radości i ulgi, odstawiając dzbanek.Napełniła plastykowy kubek, podała jemu.- Nie - zasłonił twarz.- Nie chcę tego.- Musisz.Żeby się wyleczyć, nabrać sił.- Nie.Nie muszę.- opuścił dłoń sprzed oczu, uniósł głowę, patrząc na nią.- Tak.chyba muszę.- Wziął naczynie zdrową ręką; ujrzała blizny i na tym nadgarstku.Dostrzegł, że na niego patrzy, uniósł bez słowa kubek do ust i wypił powoli.Moon żuła kawałek suszonego mięsa, przełknęła go, nim zapytała:- Kim jesteś? Jak się tu dostałeś?- Kim jestem.- Spojrzał na płaszcz swego munduru, dotknął go; twarz przybrała zdziwioną minę, jakby budził się ze śpiączki.- Gundhalinu, sybillo.Inspektor policji BZ Gundhalinu.- skrzywił się - z Kharemough.Zestrzelili mój patrolowiec i wzięli do niewoli.- Jak długo tu jesteś?- Od zawsze.- Zamknął oczy, otworzył je znowu.- A ty? Porwali cię z portu gwiezdnego? Skąd jesteś? Z Wielkiej Błękitnej czy z Samathe?- Nie, z Tiamat.- Stąd? Jesteś przecież sybillą.- Oderwał kubek od warg.- Zimacy nie.- Jestem Letniaczką.Moon Dawntreader Letniaczka.- Gdzie nauczyłaś się sandhi ? - W tym pytaniu kryło się coś mroczniejszego niż ciekawość.Moon skrzywiła się niepewnie.- Na Kharemough.- A więc jesteś tu nieprawnie! Jak zdołałaś tu wrócić? - Głos mu się załamał, był zbyt słaby jak na udźwignięcie ciężaru władczego żądania.- Tak samo, jak odleciałam - przy pomocy przemytników techniki.- Nieświadomie przeszła na swój język; była zdziwiona i oburzona jego oburzeniem.- Co zamierzasz z tym zrobić, Siny? Aresztujesz mnie? Wydalisz? - Dotknięta, zasłoniła dłońmi usta.- Zrobiłbym to.gdybym miał możliwości.- Podążał za nią zawzięcie od jednego języka do drugiego.Własna sprawiedliwość wyczerpała go jednak i opadł zmęczony na pryczę.Roześmiał się szorstko, nienawistnie.- Nie martw się.Leżę na twarzy.w kosmicznym gnoju, mieszkam w psiarni.nie mam żadnej władzy.- Dokończył napój i zwiesił zaczepiony o palec kubek poza krawędź pryczy.Moon napełniła kubek i znowu wetknęła mu do ręki.- Szmuglująca sybillą.- Pił ostrożnie, patrząc na nią.- Myślałem, że waszym celem jest służba ludzkości, a nie sobie.A może zrobiłaś sobie ten tatuaż.z przyczyn czysto handlowych?Moon zarumieniła się z gniewu.- To niedozwolone!- Podobnie jak przemyt.Ale się zdarza.- Kichnął gwałtownie, rozpryskując picie na siebie i na nią.- Nie jestem przemytniczką.- Starła kropelki z kurtki.- Ale nie dlatego, że to potępiam.To ty się mylisz, Gundhalinu, jak wszyscy Sini - pozwalacie swoim przybywać tu i zabierać, co zechcą, nie dając nam nic w zamian.Uśmiechnął się bez wesołości.- Połknęłaś więc tę niby prostą przynętę i skryty w niej haczyk? Skoro chcesz zobaczyć.prawdziwą zachłanność i wyzysk, poleć na planetę, na której nie ma naszych sił utrzymujących porządek.Albo powstrzymaj.ludzi swego pokroju przed wracaniem i sprawianiem kłopotów, skoro już się wydostałaś z tego świata.Moon przysiadła na piętach, nic nie mówiąc, powstrzymując gniewne słowa.Gundhalinu także milczał; siedziała, wsłuchując się w oddech świszczący w jego gardle.- To mój świat.Mam prawo tu być.Jestem sybillą, Gundhalinu, i będę służyć Tiamat na wszelkie możliwe sposoby.- Coś twardszego od dumy wypełniło jej słowa.- W każdej chwili mogę udowodnić, że nikogo nie udaję.Pytaj, a odpowiem.- Nie trzeba, sybillo - wyszeptał przepraszająco.- Już to zrobiłaś.Powinienem cię nienawidzić za wyleczenie.- Przekręcił się na brzuch i spojrzał na nią; zdumiał ją swą miną, zacisnęła dłonie na własnych nadgarstkach.- Ale świadomość, że żyję i nie jestem sam, widok twej twarzy.słuchanie, jak mówisz w cywilizowanym języku, moim języku.Bogowie, nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze go usłyszę! Dziękuję ci.- załamał mu się głos.- Jak długo.jak długo byłaś na Kharemough?- Prawie miesiąc.- Włożyła do ust następny kawałek suszonego mięsa, nim znowu na niego spojrzała; zaczekała, aż się rozpuści, wygładzi gardło spięte nagłym współczuciem.- Mogłam zostać dłużej, może nawet do końca życia.Gdyby sprawy potoczyły się inaczej.- Dlaczego więc wolałaś tu wrócić? - W jego głosie nie było już sarkazmu, wyłącznie pragnienie.- Gdzie mieszkałaś? Co widziałaś?- Głównie na Targu Złodziei.W mieście portowym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •