[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę zastanawiał się, jak by tobyło, gdyby odpiął spinkę i rozpuścił je.– Nie, to jest już za mną, przyszedłem do pani z powodu tych ataków paniki,ale one też miną.„Wszystko minie” – pomyślał.W końcu powiedział: – Ma pani przewagę.– Przewagę?– Tak, ponieważ już tyle pani o sobie opowiedziałem.To jest niesprawiedliwe,prawda?– W jakim sensie?– Pani wie o mnie wszystko, a ja o pani – nic.– Na tym właśnie polega terapia.– Dlatego na samym początku powiedziałem, że dzisiaj wieczorem nie jestempacjentem.– Tylko?Wziął głęboki oddech.A potem spytał nagle: – Mieszka pani sama?Milczała, ale jej uśmiech nie zniknął.– W Schönebergu? Niech no zgadnę.Tutaj w pobliżu? Próbuję sobiewyobrazić, jak urządziła pani swoje mieszkanie.Zaczęła się śmiać.– Tak?– Widzę przed sobą dużo poduszek i kolorowe chusty.– Chusty?Teraz śmiała się już serdecznie.– Ma pani mały włochaty dywan, taki, jaki być może miała paniw dzieciństwie.Mieliśmy taki w domu i gdy moi rodzice wychodzili, zanosiłem godo swojego pokoju.Trojan pomyślał o tym, gdy jako mały chłopiec kładł się na tym dywanie,zanurzał się w niego i marzył.– Proszę mi o tym opowiedzieć.O małym chłopcu na włochatym dywanie.I w tym momencie jego telefon komórkowy zaczął wibrować.„Nie odbieraj – pomyślał najpierw – nie teraz”.Jako policjant musiał jednakbyć osiągalny.Od razu zauważyła zmianę na jego twarzy.– Coś się stało?Z zakłopotaniem wyciągnął telefon.– To tylko.Oboje spojrzeli na wyświetlacz.– Proszę mi wybaczyć na chwilę.To może być sprawa służbowa.Wstał i wyszedł z pokoju.Na korytarzu nacisnął zielony przycisk.Rozmowa trwała bardzo krótko.Gdy wrócił do Jany Michels, zmarszczyła czoło.– Panie Trojan, podczas spotkania pana komórka powinna być wyłączona.– Wiem, ale czasami jest to niemożliwe.– Co się stało? Jest pan blady.– Przepraszam, muszę jechać do pracy.– Stało się coś złego?Milczał.– Morderstwo?Skinął głową.Jana Michels cały czas na niego patrzyła.Podał jej dłoń na pożegnanie.„To tylko spotkanie” – pomyślał.Chciano podesłać mu samochód, ale pojechał po prostu na rowerze.Miał wrażenie, że minęło już zbyt wiele czasu, cennych sekund, spędzonychna patrzeniu na panią psycholog przy drzwiach gabinetu, aż wreszciepowiedziała z cieniem uśmiechu: „Proszę wreszcie iść”.Trojan dyszał ze zmęczenia.Przelatywały przed nim Kreuzberg, Osteriai Bergmannkiez, wreszcie dojechał do Hasenheide.Od Hermannplatzdo Fuldastraße było już niedaleko.Morderca musiał być gdzieś w pobliżu.Przez telefon Gerber mówił o dziewczynce, która go widziała.Zwyrodnialec polował w tej dzielnicy.Trojan nie mógł stracić więcej czasu.Przyśpieszył, ominął pieszych na skrzyżowaniu, pognał przez Pannierstraße,tuż przed nim ledwo wyhamował jakiś samochód.Jechał dalej, za nim ktoś trąbił z wściekłością.Miał wrażenie, że płuca mu płoną.Już z daleka widział migoczące niebieskie światła radiowozów i taśmyblokujące przejście do kamienicy na Fuldastraße.Zebrał się przed nią tłumgapiów.Zsiadł z roweru, przypiął go do latarni, zrobił krótką przerwę, by odsapnąć,wyciągnął legitymację służbową i został wpuszczony do środka.Klatka schodowa była jasno oświetlona.Słyszał trzaski radioodbiorników,krótkie okrzyki policjantów i przerażone głosy mieszkańców kamienicy.Drzwi do mieszkania na czwartym piętrze były szeroko otwarte.Koledzyz zespołu zdążyli się już zebrać.Gerber podszedł do niego.– Znowu uderzył – powiedział cicho.– Jesteśmy prawie pewni, że to ten sam.Trojan wciąż próbował złapać oddech.– Jesteś gotów?W odpowiedzi otarł pot z czoła.– Chodź więc.Ronnie zaprowadził go do sypialni.Na łóżku leżała naga kobieta, jej ręce były wyciągnięte do góry, nogi –rozłożone.Głowa zamordowanej była pokryta nacięciami, na lewej częściczaszki nie miała włosów.Z prawej strony na jej twarz opadały blond pasemka.W miejscu, w którym kiedyś były oczy, znajdowały się czarne otwory.Trojan rozpoznał głęboką ranę na szyi.Na całym ciele widniały parzystepręgi.– Brakuje ptaka – powiedział.– Widzieliście go?Gerber potrząsnął głową.– Może dlatego, że mordercy przeszkodzono.– Kim ona jest?– To Melanie Halldörfer, trzydzieści dwa lata, samotnie wychowującadziecko.Dziesięcioletnia córka znalazła ją jakąś godzinę temu.Mówi,że w mieszkaniu ktoś był.Tutaj, w sypialni u mamy.Kucał nad nią.Dzieckowybiegło z krzykiem.Gdy sąsiedzi przyszli zobaczyć, co się stało, znaleźli jużtylko zamordowaną kobietę.Trojan stał jak sparaliżowany.– Mój Boże, własna córka.Armin Krach uklęknął na podłodze, podniósł pęsetą włos i schował godo plastikowego worka.– Nikt nie może opuścić tej kamienicy – powiedział Trojan.Gerber wydał odpowiednie polecenie.Był blady jak ściana.– Przeszukać każdy kąt.Może ten zwyrodnialec jeszcze gdzieś się tutajukrywa.– Zleciłem poszukiwania.Prawdopodobnie morderca już dawno uciekł.Znaleźliśmy otwarte wyjście na dach, strych nie był zamknięty.– Przejrzyjcie wszystko na górze.– Już dawno to robimy.– Mógł uciec przez dach i wydostać się innym wyjściem.– Pewnie.– Gerber spojrzał na niego surowo.– Nils, przyjechałeś zbyt późno.– Przykro mi.Byłem.– Nie musisz mi się tłumaczyć.Ale wcześniej był tu szef i pytał o ciebie.Trojan zrobił wydech.– Cholera.– Już dobrze, Nils.Poza zbrodniami też jest jakieś życie.– Doprawdy? A gdzie jest teraz Landsberg?– Na dachu, razem z resztą.Trojan spojrzał na zamordowaną kobietę.„Jest blondynką – pomyślał – jej włosy to blond trofeum”.– Gdzie jest dziewczynka? – spytał.– U sąsiadów, piętro niżej.– Jest w stanie rozmawiać?– Spróbuj.Zajęła się nią Stefanie Dachs, ale jeszcze niczego się od niej niedowiedziała.Trojan przepchnął się obok policjantów, wyszedł na korytarz i zszedłna trzecie piętro.Tutaj również drzwi były pootwierane, słyszał przejmującylament, gardłowe dźwięki, które uznał za język arabski.Poszedł długimkorytarzem, minął kobiety w chustach wyciągające ręce ku górzei rozpaczające.Przeszedł przez kilka pomieszczeń, wszędzie słychać byłobiadolenie.Nie było tam ani jednego mężczyzny.Dziewczynka siedziała na sofie, otaczały ją inne kobiety w chustach.– Czy mogą panie zostawić nas na moment samych?Zareagowały jeszcze głośniejszym płaczem.– Proszę, to bardzo ważne.– Dziewczynka – powiedziała jedna z nich – ma się źle.Nie wolnoprzeszkadzać.Trojan wyjął swoją legitymację.Uspokajanie kobiet trochę trwało.Wreszcie wyszły z pokoju, gwałtowniegestykulując.Trojan dosiadł się do dziewczynki.Opuściła głowę, ręce schowała głębokodo kieszeni bluzy.Odetchnął głęboko, poszukując jakiegoś początku rozmowy, gdy dzieckospytało stłumionym głosem: – Gdzie jest Jo?Komisarz zmarszczył czoło.– Jo?Oczy dziewczynki wypełniły się łzami.– Czy to twój przyjaciel?Skinęła głową.– Jak wygląda?Zanim dziewczynka szczegółowo wyjaśniła, że Jo to pluszowe zwierzątko,minęło trochę czasu.– Może leży jeszcze na moim łóżku.Możesz mi go przynieść? Nie chcę iśćna górę.Trojan przytaknął.Pobiegł z powrotem do mieszkania na czwartym piętrze.Rozejrzał się w pokoju dziewczynki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]