Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dClarke Arthur C Ogrod ramy (2)Klub Pickwicka t.1 Dickens ChScience Fiction (41) sierpien 2004Pratchett Terry Rownoumagicznienie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Doktor strzelił trzeci raz i 185-gramowy drążony pocisk w metalowej koszulce trafił Deke'a niemal dokładnie między oczy.Głowa z impetem opadła w tył, a mężczyzna ścię­ty z nóg przechylił się do przodu i runął w kałużę.Rourke stanął na nogach, z jego koszuli i dżinsów kapa­ło błoto.Deszcz spłukiwał je rzęsistym strumieniem.Nata­lia znalazła się przy nim, czuł jej dotyk na lewym ramieniu.Poszedł przed siebie ku leżącym w błocie zwłokom.Czub­kiem buta podważył je.Ciało przetoczyło się, ręka z bronią klapnęła w błoto, wypadł z niej rewolwer.Mimo spadające­go na nie deszczu truskawkowe oczy były szeroko otwarte pod pękniętym czołem.John zapatrzył się w nie i przez chwilę nie mógł się nawet poruszyć.Dotrzymał obietnicy danej kobiecie z martwym dzieckiem.ROZDZIAŁ XXXIVRourke siedział za kierownicą pickupa, deszcz siekł ok­na z niewiarygodną siłą.Krople wody nadal kapały z jego włosów.Dziewczyna obok i Rubenstein na siedzeniu pasa­żera - byli równie przemoczeni.Banda ruszyła w dalszą drogę, a John, Paul i Natalie byli teraz jej częścią.Po skoń­czonym pojedynku powrócił jeden ze zwiadowców gangu.Okazało się, że paramilitarni byli bliżej, niż Rourke - czy ktokolwiek z bandziorów przypuszczał.Musieli zabezpie­czyć się przed atakiem i pokonać jak największy dystans, by oddalić się od sił paramilitarnych, zanim znajdą dogod­ne miejsce do stoczenia bitwy.Przywódca bandy, Mike, odrzucił propozycję zszycia do­lnej wargi i powstrzymania krwotoku.Rourke wzruszył ra­mionami i wrócił do ciężarówki.Obserwował, jak kilku kam­ratów zbierało z błota ciało Deke'a.Widział też, jak zwolnio­no ludzi z miasta.Mokrzy, brudni, zszargani i wystraszeni przemykali się chyłkiem obok pickupa, niektórzy odwracali się i przelotnie spoglądali na Rourke'a, a potem wszyscy bie­gli, by wydostać się bez szwanku z kręgu ciężarówek.Ale John zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej dla nich, gdyby tu zostali.Świat, który nabierał nowego kształtu po Nocy Woj­ny, był przepełniony gwałtem i zbrodnią, więc doktor nie miał złudzeń, że wielu z nich nie zdoła przeżyć.Niektórzy umrą, bo nie będą potrafili poradzić sobie z przemocą, inni zwrócą się w jej stronę i sami staną się bandziorami.W milczeniu rozmyślał, jak radzi sobie jego własna żona i dwójka dzieci.Czy przynajmniej żyją jeszcze? Czuł nacisk dłoni Natalie na własnej i zapatrzył się w deszcz.Wieczorem ulewa trwała nadal i zrobiło się zimno.Wielka cysterna zatrzymywała się dwukrotnie i niektórzy z motocyklistów uzupełniali paliwo.W konwoju jechały dwie ciężarówki z benzyną i dwie z ropą.Wystarczało to w zupełności, by przez długi okres utrzymać bandę w ciągłym ruchu na drodze odległej od resztek cywilizacji.Późnym popołudniem jeden z kilku bandziorów - odważ­nych na tyle, by w tym deszczu jechać na motocyklu - zbliżył się do ciężarówki i krzyknął, że przywódca bandy zmienił zdanie co do założenia szwów.Rourke zjechał na pobocze, wyprzedził sznur ciężarówek i znalazł się obok samochodu Mike'a.Karawana zatrzymała się i doktor, używając zaimprowi­zowanych narzędzi, zszył wargę.Znieczulenie nie było konieczne.Aby uśmierzyć ból, Mike pochłonął od zakończe­nia pojedynku więcej whisky niż kiedykolwiek przedtem.Wnętrze osiemnastokołowej ciężarówki zawierało całą kole­kcję rozkładanych foteli i łóżek, z całą pewnością skradzio­nych gdzieś po drodze.Na ścianach wewnątrz pojazdu mie­ścił się prawdziwy arsenał.Jeżeli inne ciężarówki wyglądały podobnie, to - gdyby doszło do konfrontacji - siły bandy roz­biłyby w puch paramilitarnych.John zapytał kobietę opiekującą się szefem gangu pra­wdopodobnie jego żonę bądź kochankę dokąd zmierza konwój.Odpowiedziała mu w zaufaniu, że w stronę ma­sywnego płaskowyżu, jakieś pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt mil w głębi pustyni, na który prowadziła tylko jedna droga.Można się tam było bronić przed armią dowolnych rozmiarów, jeśli tylko nie miała wsparcia z powietrza.Przy­najmniej Mike w to wierzył.Rourke założył ostatni szew, dał dziewczynie instrukcje, jak ulżyć Mike'owi w bólu i chciał już wyjść, gdy ona zatrzymała go mówiąc:- Hej ty! Jakkolwiek się nazywasz!- John Rourke - powiedział jej.- Słuchaj więc, Johnie Rourke.Zrobiłeś coś dobrego dla mojego mężczyzny, odwdzięczę się więc.Mamy tu takie prawo.Każda cizia, która nie jest z kimś na noc, może na­leżeć do kogokolwiek z obozu.Więc lepiej, abyś ty lub ten mały gość spał z tą laleczką, która wędruje z wami, albo dojdzie do kolejnej rozróby.Jest tutaj prawie dwa razy więcej mężczyzn niż kobiet.Chwytasz, o co chodzi?John przytaknął i zapytał:- Jakim sposobem przyłączyłaś się do Mike'a?Ponad jej ramieniem widział, jak przywódca bandy zaży­wa kolejną dawkę alkoholowego znieczulenia.- Napadli na moje miasto, dwie noce po wojnie.Nie było ich wielu.Zabili moją matkę, ojca i powiedzieli, że mnie także zabiją, jeśli nie będę go dobrze traktować.Więc tra­ktowałam go dobrze, nawet - w pewnym sensie staliśmy się sobie bliscy.- odpowiedziała dziewczyna.Doktor rzekł:- Nie przeszkadza ci sposób, w jaki się tu znalazłaś?- Wydaje mi się, że skoro mógł mnie zabić, to jestem mu coś winna.Rourke spojrzał twardo na kobietę i powiedział szeptem:- Tak.I myślę, że w głębi ducha dobrze wiesz, co mu je­steś winna.Jeden z tych bagnetów w jego nerce.Przemyśl to.A tak między nami - ile masz lat?- Siedemnaście - odpowiedziała.- Kiedy ostatni raz patrzyłaś w lustro? - Odwrócił się i poszedł w kierunku częściowo otwartych drzwi pojazdu.Deszcz wlewał się do środka, podłoga była mokra.Zesko­czył w błoto, zapiął kurtkę i wrócił do pickupa.Gdy konwój zatrzymał się, samochody zaczęły formować krąg, by przygotować bezpieczne obozowisko.Deszcz pa­dał jeszcze intensywniej niż w ciągu dnia.Rourke spoglą­dał w ciemność.Trudno było ocenić wysokość płaskowyżu, ale prowadząca nań prymitywna droga była stroma i wą­ska.Kobieta Mike'a miała rację.Przywódca bandy wybrał dobry teren na zajęcie pozycji obronnych.Pół tuzina do­brze uzbrojonych ludzi mogło przeciwstawić się dwudzie­stokrotnie większej liczbie szturmujących wyposażonych w broń o zbliżonych parametrach.Niebawem w niektórych naczepach zapaliły się światła.Pozostali bandyci rozkładali przeróżne zadaszenia i namiociki po osłoniętej od wiatru stronie ciężarówek, by mieć gdzie schronić się przed deszczem.- Co teraz? - spytał Rubenstein.- Hmm, nie możemy w szoferce spać, gotować i tak dalej - rzekł John.- Moglibyśmy wziąć kilka płacht brezentu i zainstalować okap z tyłu ciężarówki.Gdy wszystko zabez­pieczymy jak należy, powinno być tam całkiem sucho.A spać można by w naczepie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •