Home HomeSCARROW, Alex TIME RIDERS 4 Wieczna wojnaJones James Stad do wiecznosciSapkowski Andrzej Wieczny ogienHaldeman Joe Wieczna wolnoscJames Jones Stad do wiecznosciWieczna C.C. HunterKass Fleisher The Bear River Massacre and the Making of History (2004)Cusseler Clive Lodowa polapkaLofting Hugh Ogrod zoologiczny doktora Dolit (2)Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .“Wkrótce można będzie przekazać tę informację do nadzoru komendantów.Jeśli będziesz nam pomagał, możemy pozwolić ci na zintegrowanie fragmentów osobowości.Będziesz świadkiem tego zachwycającego procesu.”- Nie będę współpracował, jeśli będziesz się starał zaszkodzić mojemu narodowi.“Nie będziemy szkodzić ludziom, którzy ugościli kuriera.Zostałeś uznany i zgodnie z naszym prawem unikniesz zmagazynowania i zapakowania.Jesteście teraz wykonawcami pracującymi dla komendanta następcy.”Olmy starał się to przemyśleć.Ryzyko było zbyt wielkie, by mógł zaufać jartowi.Przecież przyznał, że pierwotnie zamierzał zniszczyć ludzi.- Co chcesz zrobić? “Musimy wrócić do Drogi.Nadzór komendantów powinien być poinformowany.”Olmy wiedział, że nie ma wyboru.Uległ przeważającej inteligencji przeciwnika.Mógł tylko zastanawiać się, kiedy jartowie pokonają całą ludzką cywilizację.A może tylko ciągle nie doceniał siebie? Byłby to wówczas jedynie drobny defekt jego charakteru.52.Wydajna GajaRita czuła się jak zwierzę w klatce.Nie chciała znać prawdy, była jednak coraz bliżej Rodos i wszystko miało wkrótce wyjść na jaw.Była zamknięta w pułapce bąbla wraz ze skurczonym zdeformowanym potworem, niesamowicie pobitą lalką, przypominającą człowieka.Czuła, jak stanął za nią, ale nie miała odwagi się odwrócić.Zaciskając dłonie na poręczy zamknęła oczy, a potem znów je otworzyła.Powiedziała do siebie: “Sama tego chciałaś.Zobaczyć swoją wyspę.”Jej siły były już na wyczerpaniu.Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaraz musiała je zamknąć, by stłumić krzyk.Wychyliła się całym ciałem za barierkę, a potem odrzuciła głowę do tyłu, prostując palce.Nie czuła jeszcze w pełni narastającej w niej dzikiej rozpaczy.Widziała swoją ojczyznę, port handlowy na Rodos i długi pas ziemi, na końcu którego wznosiła się forteca Kambyses, dalej był dom Patrikii i port wojenny.Miasto Rodos zniknęło, pozostało po nim tylko puste miejsce, pełne brudu i szarości.“Gdzie się podziało?” westchnęła.Wyspa była najeżona kolumnami zakończonymi złotymi czapami.Od morza aż po góry ciągnęły się kolumny, jakby nagle ziścił się sen Kroisosa o złotych grzybach.- Dlaczego? - krzyknęła.- Co to jest?Typhon odpowiedział stłumionym głosem.Nie zrozumiała go i nie miała ochoty na niego spoglądać.Słońce zachodziło za nimi, gdy bąbel zbliżył się do domu Patrikii, który wciąż był otoczony płotem z metalowych węży, choć było ich mniej niż dawniej.- Twoja świątynia też jest blisko.- Rita usłyszała głos zza pleców i poczuła obrzydliwe mrowienie wzdłuż kręgosłupa.Były rzeczy gorsze niż śmierć, a jedną z nich była obecność tego potwora.Otarła twarz dłonią, odwróciła się i stanęła twarzą w twarz ze strażnikiem.- dlaczego te miejsca są nadal tutaj?- Bo mają dla ciebie znaczenie - wyjaśnił Typhon.Właśnie ustawiał czubek swojej głowy na miejscu.Rita zdusiła w sobie ponowne pragnienie, by zacząć go bić.Postanowiła, że przynajmniej jedną rzecz musi uratować - swoją godność - i powstrzymała się.- Cały ten świat ma dla mnie znaczenie.Przywróćcie go na swoje miejsce.Typhon wydał z siebie dźwięk krztuszącego się małego psa i jego głos stał się wyraźny.- To niemożliwe.Prawie wyczerpaliśmy limit energii.Twój świat ma też swoje przeznaczenie.Stanie się swoim własnym magazynem.Jeśli ktoś będzie chciał studiować Gaię, po prostu przybędzie tutaj.Urządzimy piękny skansen.Tymczasem szkolimy tutaj młodych pracowników.Mogłabyś to nazwać świętym miejscem.- Nikt nie przeżył?- Prawie nikt nie umarł - oburzył się Typhon prostując ramię.Rita przypomniała sobie, jak jego ciało bez oporu ustępowało pod ciosami i odwróciła się z obrzydzeniem, wpychając pięści do ust.- Gdyby nie my, większość z nich by umarła.Teraz są zmagazynowani.To nie jest przykre.Byłem w takim stanie wielokrotnie.W przeciwieństwie do śmierci, zmagazynowanie nie jest ostateczne.Potrząsnęła głową i przerwała jego opowieść, która i tak wydawała się zbiorem absurdów.- Gdzie są moi towarzysze? Powiedziałeś, że też tu będą.- Są tutaj.- Bąbel unosił się ponad szarym i zwiędłym ogrodem Patrikii.Z drzew pomarańczowych zostały tylko zakurzone szkielety.Gdy podeszli do domu, wyłoniły się zza niego trzy inne bąble.Znajdowali się w nich Demetrios, Lugotorix i Oresias, każdy w innym.Podobnie jak Rita nie byli sami.Oresiasowi towarzyszyła stara kobieta, Lugotorixowi rudowłosy starszy mężczyzna, a Demetriosowi szczupły młodzieniec w stroju studenta.Wszyscy byli zapewne równie sztuczni, jak Typhon.Lugotorix stał ze skrzyżowanymi ramionami i zamkniętymi oczyma.“Nie martwi go to, czego nie widzi.”Typhon nie odzywał się.Bąble krążyły wokół siebie po podwórzu.Lugotorix musiał wyczuć obecność Rity, bo otworzył oczy i jego twarz rozpromieniła się radością.Nie poddał się do końca.Demetrios skinął tylko głową, unikając jej spojrzenia.Oresias nie mógł nawet unieść głowy.Klęska.Całkowita i ostateczna.Nie ma drogi powrotnej.Co zrobiłaby Patrikia? Gdyby była tutaj, po utracie domu i obu światów.Rita nie miała wątpliwości, że stara sophe po prostu położyłaby się i umarła.Ta sytuacja wykraczała poza ludzkie możliwości przeżywania.Nie ma nadziei.- Cały świat jest martwy - powiedziała.- Nie - poprawił ją Typhon.- Zamknij się - krzyknęła.- Jest martwy.Strażnik nie odważył się poprawić ją po raz drugi.Próbowała rozmawiać z przyjaciółmi, ale nie słyszeli jej.Nagle odwróciła do ku Typhonowi.Na jego zmiażdżonej twarzy dostrzegła błysk triumfu.Trwał krótko, ale nie mogła się mylić.Spotykając się z ludźmi, nauczył się wyrażać radość, jak oni.Była teraz pewna, że przywieziono ją tutaj przynajmniej częściowo po to, by uprzytomnić jej rozmiar klęski.Zwycięzcy urządzili defiladę jeńców.Nie odwróciła się.Kolejne pobicie strażnika nie dałoby jej satysfakcji.Było oczywiste, że nie robiło to na nim żadnego wrażenia.Opór także nie sprawiał jej radości.Była zbyt słaba, aby móc go pokonać, czy choćby wykorzystać jakąś jego słabość.A jednak musiała podjąć jakieś działania, odszukać nitkę, dzięki której mogłaby zacząć wychodzić z tego koszmaru.Inaczej, rzeczywiście, pozostało jej tylko położyć się i umrzeć.Ale nie pozwolą jej umrzeć.Zostanie zmagazynowana.Pewnego dnia ludzie, którzy zbudowali Drogę, zaczną walczyć z jartami - będą musieli to zrobić - i być może pokonają ich, odnajdą ją i jej towarzyszy, schowanych w pudełkach, zapamiętanych na dziwnych tabliczkach, i przywrócą do życia.Czy może mieć nadzieję? Nie wierzyła w to zbytnio.Ale Patrikia chwyciłaby się każdej nitki.Rita wybrała tę i obserwowała spokojne Typhona.Wiedziała, że przegrała i godziła się na to.- Wracajmy - oświadczyła nagle.- Czy to nie ma dla ciebie znaczenia?Zaprzeczyła ruchem głowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •