[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mówiąc już o walce.Naprawdę myślisz, że będzie jeszcze zdolny do walki?- A jakże - odparł „Wódz".- To chłop mocny jak koń.I chce tego stopnia.- Mam nadzieję, że się nie mylisz.Nie chciałbym, żeby przeze mnie stracił zdolność do walki.Za nic bym nie chciał.- Z tego, co słyszę, dałeś temu dowód - uśmiechnął się „Wódz" łagodnie.Prew odpowiedział mu uśmiechem, odchylił się na krześle i podniósł piwo do ust.Było słonawo ostre w tym długim łyku, który przeniknął przez gęstą ślinę w jego gardle oczyszczając je, lodowato oczyszczając mu umysł.- Ach! - sapnął z radością.- Ano, to już się od dawna szykowało.Sam się napraszał, odkąd przyszedłem do tej kompanii.- Nie ma dwóch zdań - powiedział „Wódz" wesoło.- Ale nie chciałbym odebrać mu zdolności do walki.- Będzie walczył - rzek! „Wódz".- To zupełny koń.Gdyby miał ducha pasującego do reszty, na całych Hawajach nie znalazłby się bokser wagi ciężkiej, który by mu dorównał.- Boi się ciosów - powiedział Prew.- O to mi idzie - rzekł „Wódz".- Ale walczyć będzie.I pewnie wygra.Dali mu za przeciwnika jakiegoś surowego z kompanii I.Stanie do walki, ale założę się, że nie będzie dużo gadał przez kilka dni.- Pewnie, że nie, jak Boga kocham - powiedział Prew z satysfakcją.- I zawsze będzie uważał, żeś zrobił to naumyślnie, żeby go wykończyć.- „Dynamit" tak samo.„Wódz" kiwnął swą wielką głową ociężale, tak jakby to wymagało znacznego wysiłku.- Teraz już na dobre będziesz na czarnej liście.Tylko że byłeś na niej już przedtem.I nie widzę sposobu, żeby nawet „Dynamit" mógł oddać cię pod sąd za uczciwą walkę na boisku, kiedy taka rzecz jest zgodna z jego polityką.- Nie, psiakrew - odrzekł z zadowoleniem Prew.- Ja też nie uważam, żeby mógł to zrobić.- Blum nie byłby taki zły - powiedział „Wódz" filozoficznie, w zamyśleniu - gdyby tylko na chwilę zapomniał, że jest Żydem.Prewowi coś przyszło do głowy.- Psiakrew - zaprotestował.- Mnie to nic nie przeszkadza, że on jest Żydem.- Mnie też nie - rzekł „Wódz".- Chłopcy stale przezywają Sussmana „Żydziakiem" i jemu to nic nie przeszkadza.Bluma nazywają „Żydziakiem", a on chce zaraz każdego pobić.Cholera, mnie nazywają „Indianin", nie? No, więc jestem Indianinem.A Blum jest Żydem, nie?- Słusznie - powiedział Prew.Czuł, że tamta myśl odchodzi znowu.- Psiakrew, człowieku, ja mam krew francuską, irlandzką i niemiecką.No to co? Wcale bym się nie wściekał, jakby mnie przezywali „Francuś" czy „Mick", czy „Szkop".- Właśnie - rzekł „Wódz" powoli.- Właśnie - potwierdził Prew z satysfakcją.- Pewnie - powiedział „Wódz".- Znam takich durnych pierdołów, co źle traktują Żydów, ale nie w naszej kompanii.- Jasne - odparł Prew.- A patrz, jak traktowali Indian.- Słusznie - rzekł „Wódz".- Człowiek musi się nauczyć, kogo bić, a kogo nie.- Racja - powiedział Prew.- Nie wygląda na to, żeby inne pułki bardzo się interesowały naszymi zawodami - wyszczerzył zęby złośliwie.- Po licha miałyby się interesować? - odparł łagodnie „Wódz".- Każdy wie, że jeżeli idzie o odzyskanie w grudniu nagrody, to mamy tyle szans co pierd w huraganie.Prew popatrzył na jego potężną, masywną, niewzruszoną postać i uśmiechnął się; uwielbiał go za tę niewzruszoność wpośród zamętu, w który przemienił się podczas ostatniego miesiąca cały świat.- „Wodzu" - powiedział radośnie.- Mój stary „Wodzu".Ach, ci panowie sportowcy - dodał.- Ci pieprzeni sportowcy.- Uważaj, bracie - wyszczerzył zęby „Wódz".- Sam trochę zajmuję się sportem.Prew zaśmiał się głośno.- Napij się jeszcze piwa - rzekł „Wódz".- O nie.Teraz moja kolej postawić.- Jest tu tego do diabła.Weź sobie.Zapracowałeś na to.- Nie, nie - powtórzył Prew stanowczo.- Tę kolejkę ja stawiam.Mam pieniądze.Teraz mam zawsze pieniądze.- Aha - uśmiechnął się „Wódz" posępnie.- Zauważyłem.Musiałeś się nielicho skumać z tą pindzią z miasta.- Nie najgorzej mi się wiedzie - uśmiechnął się wylewnie Prew.- Wcale nie najgorzej.Sęk w tym - usłyszał własny głos - że ta cholera chce za mnie wyjść.- Ano, psiakrew - mruknął „Wódz" filozoficznie.- Jak ma tyle pieniędzy, to nie bądź frajer, ożeń się z nią i pozwól się utrzymywać z takim fasonem, do jakiego chciałbyś być przyzwyczajony.Prew roześmiał się.- To nie ja, „Wodzu".Sam wiesz, że nie jestem z tych, co się żenią.Podszedł radośnie do baru znajdującego się w drugim końcu piwiarni.„Ty łgarzu - mówił do siebie z satysfakcją.- Ty i te twoje wielkie pomysły.Ano, pomysł był dobry, diablo dobry z jednej strony.Co, u pioruna? Człowiek powinien mieć prawo do marzeń, psiakrew?"- Hej, Jimmy! - huknął wojowniczo.- Idzie się - odkrzyknął z drugiego końca baru masywny Jimmy.Jego szeroka twarz krajowca szczerzyła zęby poprzez pot, a ręce otwierały i podawały butelki i puszki piwa tak szybko, jak nadążał wyjmować je z lodówki.Po drugiej stronie lodówki stał strażnik pilnujący piwiarni, którym był zawsze jeden z pułkowych bokserów to z tej, to z innej jednostki, wynajmowany przez kierownika dla utrzymania porządku zgodnie z garnizonowymi przepisami; miał pas wyjściowy i pałkę - odznaki swojej przejściowej funkcji - i z głębin lodówki dobywał dla siebie puszkę za puszką piwa, podczas gdy bezradny kierownik Japończyk obserwował go z wyrazem zawodu i bólu na gładkiej, płaskiej twarzy.- Dawaj mi cztery! - huknął Prew ponad falującym łanem głów.- Robi się! - odkrzyknął Jimmy, a ciemna twarz rozbłysła mu uśmiechem.- Cztery piwa się naliwa! - Przyniósł je Prewowi.- Dzisiaj wasza kompania ma zawody.Ty nie walczysz?- O nie, Jim - uśmiechnął się Prew radośnie.- Boję się, żeby mi nie rozkwasili ucha.Wrócił z piwem do stolika patrząc na potężną masywną postać „Wodza", która wydawała się taka zwalista na wątłym krzesełku, lecz potrafiła być tak szybka i precyzyjna na baseballowym boisku czy na placu do koszykówki, na bieżni czy na boisku do piłki nożnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]