[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym domu nie ma nawet kości.Pójdęzdobyć coś do żarcia.Niedaleko widziałem jatkę.Chapnął ze stołu jeszcze jeden kawałek cukru, a następnie zgrabnym susempokonał odległość ze stołka do parapetu i wymknął się przez uchylone okno. Mógłby przynieść coś na obiad zauważył Promień obojętnie.Kowal badawczo popatrzył na niego nad brzegiem czarki.Jakaś cząstka jegorozumu wciąż nie dowierzała, że oto jego dawny uczeń, żywy i zdrowy, siedziobok przy stole.Kowal miał ochotę szczypać się raz po raz, by być pewnym, żeto nie sen.Razem z Wiatrem Na Szczycie chodzili tej nocy po pokojach i przyświetle świecy patrzyli na śpiących.Wzruszony przyglądał się dawno niewidzia-nym twarzom.Wyrośli, dojrzeli.Stracił dzieci, a wrócili do niego niemal doroślimężczyzni.Promień także był wyższy o kilka palców, szerszy w barkach.Na ramionachwyraznie odznaczały mu się twarde mięśnie.To pewnie od naciągania łuku Wiatr mówił, że Promień był ich głównym dostawcą mięsa.No proszę, jakiezmiany.Z całą pewnością także goli się już częściej niż raz na tydzień.Kowalprzypomniał sobie o Nocnym Zpiewaku.Dotąd nie mógł otrząsnąć się z wraże-nia, jakie zrobiła na nim odsłonięta twarz Stworzyciela.Znał Zpiewaka długo,a teraz czuł się wobec niego całkiem obco.Z niejakim zakłopotaniem uświadomiłsobie, że mag przedtem wyglądał chyba lepiej.Malutka Różyczka na szczęściecałą urodę odziedziczyła po matce.Co za ulga.Najmniej zmienił się mały Wędro-wiec.Kowal przywoływał w pamięci obrazy ze wspólnych lekcji: Myszka przyswoim pulpicie pochylający się nad książką, recytujący z pamięci albo prezentu-jący możliwości talentu podczas godziny chwały lub biegnący przez ogród.Teraz miał ciemniejszą skórę, twarz mu się chyba troszkę wydłużyła, ale nie byłwyższy niż przedtem ani mocniej zbudowany. Zostajecie na dobre? zapytał Kowal. Absolutnie nie pokręcił głową Wiatr Na Szczycie. Chcieliśmy poznaćnowiny, ale zbyt wielu starych znajomych wolę nie oglądać. Już widzę, jak by się ucieszyła góra Kręgu.Zwłaszcza niejaki Klinga. Nie zaszkodziła mu nasza sprawa? W końcu to było czyste morderstwo.92 Wykręcił się.Jak przyszło co do czego, to nie wiadomo dokładnie, ktopodjął decyzję i rozkazy też były niejasne.Za duże zamieszanie, jednocześniebyli odpowiedzialni wszyscy i nikt.A Klinga Stworzyciel, Rogacz Przewodnikoraz cały kryształ Sosnowego zarżnęli cielę na ołtarzu Sztormowego Pana.Tenpokaz ostatecznie wszystko uciszył.Wiatr zakrztusił się resztką herbaty i prychnął, opluwając stół, po czym ryknąłszczerym śmiechem. Nie żartuj! Tacy świątobliwi?! A tak.I żebyś wiedział, że oficjalnie jesteś nieżywy.Twój portret wisiw bibliotece pośród innych zasłużonych nieboszczyków. Dobry przynajmniej? Nie. A my? wtrącił się Promień. Nas też uwieczniono? Tylko tabliczka z imionami. Zostaniemy kilka dni powiedział Wiatr. Na pewno obejrzymy pochódBogini.Nie można tego przegapić. Rzeczywiście.Zapomniałem, że to już. Kowal pokręcił głową. Naj-wyższy czas był wrócić do życia.Najwyższy czas.Cieszę się, że znów was widzę.Dom Kowala położony był w ten sposób, że główne wejście znajdowało sięw niezbyt ruchliwym zaułku, za to tylna ściana pozbawiona okien, z dodatkowąbramą zamkniętą od lat na głucho stała przy szerokim rojnym trakcie.Za nimwidać już było wysokie mury, chroniące przed kurzem, skwarem i złodziejami eli-tarną część miasta.Ta reprezentacyjna ulica była tradycyjną trasą pochodu ku czciMatki Zwiata.Zaczynała się u stóp schodów świątynnych, a potem biegła łagod-nym łukiem przez całą metropolię i kończyła się nad brzegiem Enite, w pobliżumostu wiodącego do Zamku Magów, gdzie stał mniej okazały przybytek Sztormo-wego Pana.Siedzibę Mówcy zwieńczał spadzisty dach oparty na słupach, tak żewolna przestrzeń pod nim tworzyła rodzaj osłoniętego tarasu.Biorąc to wszystkopod uwagę, trudno było wymarzyć sobie lepsze miejsce do oglądania parady bezmieszania się z tłumem.Pochód rozpoczął się wczesnym rankiem, gdy jeszcze upał nie dawał się weznaki.Zbita masa ludzka oblepiała brzegi traktu, poruszając się nieustannie jakpszczele rojowisko i napełniając powietrze jednostajnym gwarem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]