Home HomeMary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królówAbercrombie Joe Zemsta najlepiej smakuje na zimnoAlex Joe Zmacony spokoj pani labiryntuAbercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu (3)12wininout (2)Steiner Rudolf Droga do wtajemniczeniaSandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 5Mlodzi dwardzisci PRZYBOROWSKI
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fantazia.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wyjaśniłem Człowiekowi, że możemy potrzebować kilku dodatkowych kursów pro-mu, aby przewiezć pozostałe  luksusowe artykuły, które przejdą w głosowaniu.Okazałpełne zrozumienie.Najwidoczniej zaraził się tym pomysłem, na swój własny powścią-gliwy sposób.W końcu brał udział w przygotowaniach do eksperymentu mającego po-trwać czterdzieści tysięcy lat.(Posunęli się tak daleko, że nawet sporządzili opis podróży oraz jej celu w takiej fi-zycznej i lingwistycznej postaci, która mogła przetrwać wszystkie te stulecia: osiemstron tekstu i rysunków wyrytych na platynowych płytkach, a do tego jeszcze dwana-ście stron nowoczesnej wersji kamienia z Rosetty, zawierającego podstawy fizyki i che-mii, z których wywiedli logikę, pózniej gramatykę, a w końcu, w oparciu o odrobinębiologii, dostatecznie obszerny słownik, aby prostymi słowami opisać cały plan.Zamie-rzali umieścić te płytki na ścianie sztucznej groty, na szczycie najwyższej góry planety,a ich duplikaty na Mount Evereście na Ziemi i Olympus Mons na Marsie).Było zarówno naturalne jak dziwne, że Marygay i ja zostaliśmy przywódcami na-szej grupy.Oczywiście, to my wpadliśmy na ten pomysł, ale po naszych wojskowychdoświadczeniach wiedzieliśmy, że nie jesteśmy urodzonymi liderami.Dwadzieścia latwychowywania dzieci i życia w niewielkiej społeczności zmieniło nas  ten dwudzie-stoletni okres, podczas którego byliśmy  najstarszymi ludzmi na planecie.Wokół niebrakowało osób, które miały więcej lat niż my, lecz nie było nikogo, kto pamiętałby jakwyglądało życie przed Wieczną Wojną.Tak więc ludzie przychodzili do nas po poradę,z powodu tej naszej w istocie symbolicznej dojrzałości.Najwidoczniej większość ludzi zakładała, że kiedy przyjdzie czas, to ja będę kapita-nem statku.Zastanawiałem się, ilu z nich się zdziwi, kiedy zrzeknę się tego zaszczytu narzecz Marygay.Ona lepiej się czuła w roli oficera.No cóż, będąc oficerem, miała Cat.Ja miałem tylko Charliego.55 Spotkanie zakończyło się przed zmierzchem.Na ziemię spadały pierwsze ciężkiepłatki nadchodzącej śnieżycy.Do rana będzie więcej niż pół metra śniegu.Ludzie mu-sieli zajmować się swoimi zwierzętami hodowlanymi, ogrzewać domy i martwić sięo dzieci  na przykład o Billa, który w taką pogodę był poza domem.Marygay poszłado kuchni, gotować zupę, piec bułeczki i słuchać muzyki, podczas gdy Sara i ja usiedli-śmy przy stole w jadalni i połączyliśmy w spójny harmonogram wszystkie bazgroły najej niegdyś czystym diagramie.Bill zadzwonił z tawerny, gdzie brał udział w turnieju bi-lardowym.Powiedział, że chciałby zostawić tam latacz  jeśli nikt pilnie nie potrzebu-je pojazdu  i wrócić do domu pieszo.Padał tak gęsty śnieg, że reflektory nie zdołałybygo przebić.Powiedziałem, że to dobra myśl, nie wspominając o tym, że jego lekko beł-kotliwa mowa czyni ten pomysł w dwójnasób dobrym.Kiedy ponad godzinę pózniej wrócił do domu, wydawał się być trzezwy.Wszedłprzez zimowy przedsionek, ze śmiechem strzepując śnieg z ubrania.Wiedziałem, coczuł  po takim śniegu parszywie się jezdzi, ale cudownie chodzi.Odgłos padającegopuchu, jego lekki dotyk na skórze  to nie to samo, co morderczo siekące igły zawieiw samym środku zimy.Oczywiście, na pokładzie statku nie będzie takich opadów, leczbrak tych drugich w zupełności zrekompensuje nam tę stratę.Bill wziął świeżą bułeczkę i grzane wino, po czym usiadł przy nas. Odpadłem w pierwszej turze  powiedział. Wykluczyli mnie za niedozwolo-ne uderzenie.Ze współczuciem pokiwałem głową, chociaż nie miałem pojęcia, co uważali za do-zwolone, a co nie.To, co oni nazywali bilardem, wcale nie przypominało tradycyjnejgry, rozgrywanej za pomocą ośmiu bil.Zmarszczył brwi, spoglądając na diagram, próbując odczytać go do góry nogami. Naprawdę zapaskudzili ci twój śliczny wykres, siostro. Po to go narysowałam  odparła. Robimy nowy. Roześlij go do wszystkich jeszcze dziś w nocy, albo rano  powiedziałem. Niech zajmą się czymś, poza odgarnianiem śniegu. Już postanowiłaś?  zapytał Sarę. Zamierzasz wziąć udział w wielkim skoku?A kiedy wrócisz, ze mnie nie pozostanie już nawet proch. Tak zdecydowałeś  stwierdziła  tak samo jak ja.Przyjaznie pokiwał głową. Chcę powiedzieć, że rozumiem, dlaczego mama i tato. Już o tym rozmawialiśmy.Słyszałem trzeszczenie domu osiadającego pod ciężarem śniegu.Marygay cicho sie-działa w kuchni, słuchając. Powtórzcie tę rozmowę  zaproponowałem. Wiele się zmieniło, od kiedy sły-szałem ją ostatni raz.56  Na przykład co? To, że bierzecie ze sobą Człowieka? I Taurańczyka? Wtedy ty już będziesz Człowiekiem.Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. Nie. To nie powinno robić żadnej różnicy, który osobnik poleci.Zbiorowa świadomośći tak dalej. Bill nie ma odpowiednich genów  powiedziała Sara. Zechcą wysłać prawdzi-wego Człowieka.Słyszałem ten żart codziennie. I tak bym nie poleciał.To pachnie samobójstwem. Niebezpieczeństwo jest znikome  oznajmiłem. Prawdę mówiąc, bardziej nie-bezpieczne jest pozostanie tutaj. Racja.Prawdopodobieństwo waszej śmierci w ciągu najbliższych dziesięciu lat jestmniejsze, niż mojej w ciągu następnych czterdziestu tysięcy.Uśmiechnąłem się. Powiedziałbym, że mamy takie same szansę. Mimo wszystko to zwyczajna ucieczka.Znudziło ci się takie życie i śmiertelnie sięboisz starości.Ja nie mam nic przeciwko jednemu i drugiemu. Owszem.Ty masz dwadzieścia jeden lat i wiesz wszystko. Pewnie, pieprzę głupoty. Po prostu nie wiesz, jak wyglądało życie bez Człowieka i Taurańczyków, którzy jekomplikują.Albo upraszczają, robiąc ci pranie mózgu. Pranie mózgu.Nie wspominałeś o tym od paru tygodni. Bo to równie widoczne, jak brodawka na nosie.I tak samo jak brodawki, nie do-strzegasz tego, ponieważ się przyzwyczaiłeś.Bill wybuchnął. Przyzwyczaiłem się do tego nieustannego gadania!  Wstał. Sara, ty możeszodpowiedzieć za mnie na te wszystkie pytania.Mów dalej, tato.Ja pójdę się zdrzem-nąć. I kto teraz ucieka? Jestem po prostu zmęczony.Naprawdę zmęczony.Marygay stanęła w drzwiach kuchni. Nie chcesz trochę zupy? Nie jestem głodny, mamo.Zjem pózniej.Wbiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz. Znam na pamięćwszystkie odpowiedzi  rzekła z uśmiechem Sara  jeśli znowu chcesz je usłyszeć. To nie ciebie stracę  oświadczyłem. Chociaż zamierzasz pewnego dniaprzejść na stronę wroga.57 Spojrzała na swój wykres i mruknęła coś po taurańsku. Co to oznacza? To jedno z ich przykazań.Oznacza mniej więcej:  Niczego nie mając, niczego niestracisz. Spojrzała na mnie bardzo jasnymi oczami. Oznacza także:  Niczego niekochając, niczego nie stracisz.Używają tego zwrotu w obu znaczeniach.Powoli wstała. Chcę z nim porozmawiać.Kiedy półtorej godziny pózniej kładłem się spać, wciąż spierali się szeptem.Nazajutrz rano to Bill miał przygotować śniadanie.W milczeniu szykował placki ku-kurydziane i jajka.Chciałem go pochwalić, kiedy mi je podawał, ale przerwał mi w po-łowie zdania. Lecę.Polecę z wami. Co? Zmieniłem zdanie. Spojrzał na Sarę. Albo dałem się przekonać.Siostramówi, że jest jeszcze miejsce dla jednego faceta w sekcji hodowli. Do czego masz wrodzone zamiłowanie  zauważyłem. Przynajmniej do odcinania głów. Usiadł. Taka okazja trafia się naprawdę razw życiu, raz na wiele pokoleń.A kiedy wrócimy, nie będę jeszcze taki stary. Dziękuję  odpowiedziała Marygay drżącym głosem.Bill skinął głową.Sara uśmiechnęła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •