Home HomeAnne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z PernMary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królówNorton Andre Pani Krainy Mgiel (SCAN dal 778Andrzej.Sapkowski. .Pani.Jeziora.[www.osiolek.com].1McCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z Pern (SCANBulyczow Kir Pieriestrojka w Wielkim Guslarze (2)Roger Zelazny Umrzec w Italbarze (3)NeroBurningRom engTrocki Lew Moje Zycie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Uśmiechnął się ironicznie, zdjął szkła, przetarł je dokładnie i włożył na nos.- Pamela i Robert Gordon? - Profesor wyciągnął dłoń, wziął od Karoliny kartkę z przekładem rękopisu Perimosa i położywszy na stole, zaczął czytać, zer­kając od czasu do czasu w jej kierunku.Powierzchowność Roberta Gordona najbliższa była temu, co Alex gotów był określić jako typ młodego naukowca brytyjskiego.Gordon był szczupły, opano­wany, niemal łysy, czaszkę jego zdobiło jedynie kolisko krótko przyciętych jasnych włosów uciekają­cych nad uszami ku tyłowi głowy.Joe patrzył na jego żonę.Była bardzo ładna, jasna, spokojna, jedna z tych kobiet, które nie wybuchają głośno nigdy, a kiedy są bardzo zdenerwowane, mówią spokojniej niż zwykle.Typowa, dobrze wychowana, wypielęgnowana Angiel­ka pochodząca ze środka drabiny społecznej i posia­dająca wszystkie wady i zalety swojej sfery.Alex nie lubił ani tej sfery, ani takich kobiet.- Zgadzamy się z Johnem - powiedział Robert Gordon porozumiawszy się oczyma z żoną, która nie­znacznie skinęła głową.- Dla nas nie stanowi to zresztą wielkiej zmiany, bo mieliśmy zamiar popłynąć w czasie wakacji na Morze Śródziemne.- Ba! Jacht! - powiedział krótko Caruthers, co mogło równie dobrze oznaczać niebotyczny szacunek dla ludzi, którzy posiadają jacht, jak też i bezgranicz­ną pogardę dla nich.Profesor zerknął w stronę Alexa i przez krótką jak mgnienie chwilę Joe widział w jego oku chłopięce niemal rozbawienie.Tak, to było jasne: Lee uważał Wszystkich swoich uczniów za wielkie dzieci i może właśnie dlatego pytał ich tak poważnie o zdanie?- Hm.- profesor przez chwilę zastanawiał się.- To prawda, że moglibyśmy uznać sierpniowy pobyt na Keros za bardzo przyjemne spędzenie wolnego cza­su, gdyby nie obligacja, którą nałożymy na siebie wyjeżdżając.Nie będzie, oczywiście, mowy o leniwych dniach wypełnionych kąpielą i wylegiwaniem się na słońcu.chociaż ci z nas, którzy lubią, na przykład, łowić ryby, mogliby oddawać się temu w wolnych chwilach.Z drugiej strony faktem jest, że powinie­nem ten papirus posłać do szeregu komisji, które przez rok lub dłużej zastanawiałyby się nad celowością ta­kiej wyprawy.Później powinienem, w razie przychyl­nej oceny tych komisji, zająć się zebraniem teoretycz­nej dokumentacji tu, w Londynie, i rozpocząć kore­spondencję z historykami, geografami, petrografami i szeregiem innych specjalistów u nas i za granicą.Później jeszcze mógłbym zaproponować płonącej żą­dzą czynu Karolinie napisanie pracy pod tytułem: „Ewentualne korzyści, które mogłyby płynąć dla nauki z gruntownego zbadania powierzchni i wnętrza wy­spy Keros”.Ba, może nawet mógłbym spowodować, by po latach pracę tę przeczytał Ktoś Posiadający Zna­czenie i Autorytet.Jako siwy, doświadczony i prag­nący odejść w spokoju profesor, powinienem na pew­no tak postąpić.Niestety, nie umiem starzeć się z god­nością.Ten papirus, powiem wam w sekrecie, zafa­scynował mnie.A ta nagła darowizna wygląda nie­mal jak akt Opatrzności.Dlatego sądzę, że powinniśmy tam pojechać.Zresztą tak dobranej grupce mło­dych specjalistów jak wy należy się solidny, wspólny trening w trudnym terenie.Czy ktoś z was chce jeszcze coś dodać?- Nie - powiedział po chwili Caruthers.- Osta­tecznie to przecież wyspa i chyba będą tam jakieś ryby?- Obawiam się tylko, że musisz sobie kupić sza­lupę - pan Mellow otarł szkła i wstał - i łowić z morza.Ta wysepka jest podobno tak mała, że każdy zamach twojej wędki groziłby komuś z nas utratą oka.- Nie dojdzie do tego.- Caruthers uśmiechnął się z wyszukaną uprzejmością.- Zapominasz o Pani La­biryntu, która strąci was wszystkich jak najszybciej w otchłań, a minie, który wcale nie pragnąłem mącić jej spokoju, zachowa w dobrym zdrowiu.- Miejmy nadzieję, że Pani Labiryntu, jak wszy­stko na tym świecie, uległa z czasem przedawnieniu.Podobno bogowie, w których nikt nie wierzy, prze­stają istnieć? - Profesor wyprostował się i znowu mrugnął, tym razem ostentacyjnie, w kierunku Alexa.- Nie możemy być tego aż tak zupełnie pew­ni.- Robert Gordon przechylił się nad stołem i wzią­wszy do ręki kartkę z testamentem Perimosa, uniósł ją do oczu.- Myślę, że proroctwo tego człowieka zaczyna się już sprawdzać.- Co, na miłość boską, chcesz przez to powie­dzieć? - Mary Sanders wyjęła mu kartkę z ręki i przebiegła ją wzrokiem.- Myślę o pani, która zafundowała nam tę wyciecz­kę.Można ją nazwać inicjatorem wyprawy, bo dzięki niej pojedziemy mącić spokój Pani Labiryntu.- I cóż z tego? - Caruthers zmarszczył brwi.- Mówisz jak Pytia.- Och, nie.Ta pani nie żyje już, prawda? Spadła w otchłań.A z nią jej imię, bo fundacja jest bezimien­na.I uśmiechnął się nieznacznie, zadowolony ze swego żartu.W kilka miesięcy później Joe Alex, przypominając sobie tę chwilę, długo zastanawiał się, czy mógłby zapobiec tragedii, gdyby poszedł wówczas za głosem swego nagle przebudzonego instynktu.Ale ani on, ani nikt inny nie był w stanie przewidzieć tego, co nastąpi.W zbiorowym wybuchu wesołego śmiechu, któ­ry rozległ się po słowach Gordona, nie zabrzmiała ani jedna fałszywa nutka.ROZDZIAŁ PIĄTYCo myśleli dnia tego.Czas mijał.Joe Alex Skończył jedną książkę i roz­począł następną.Siedział teraz za stołem i pisał, my­śląc o Karolinie.Czekał na jej telefon.Wszystkie for­malności były załatwione, wyprawa miała wyruszyć za kilka dni.Rozstaną się znowu, co prawda tylko na kilka tygodni, ale po tych kilku tygodniach nadejdzie jesień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •