[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmusiła się do śmiechu.Nie chciała, żeby ten cudowny wieczór zakończył się zgrzytem.- O tak, moja pani na złocistym smoku, mam dobre intencje.Leć ostrożnie!Alessan pomachał jej na pożegnanie i odszedł powoli poprzez bezład poprzewracanych ławek i zalanych stołów w kierunku opustoszałej drogi, gdzie większość kramów została już rozebrana i zapakowana do wywiezienia.- Wracajmy do Weyr Fortu - powiedziała cienkim głosem Moreta.Powieki jej ciążyły, czuła miłe zmęczenie.Z trudem wyobraziła sobie układ Gwiezdnych Kamieni w Weyr Forcie.Potem Orlith wyprysnęła w górę, a chorągiewki wokół placu do tańca zatrzepotały od wiatru spod jej skrzydeł.Znalazły się w powietrzu, Ruatha oddalała się, w ciemnościach świeciło jeszcze tylko kilka ostatnich, świecących żarów.Rozdział IVPołudniowy Boll i Weyr Fort, Przejście bieżące, 3.11.43- No i co?Capiam podniósł głowę; siedział przy drewnianym stoliku w aptece, własne ręce służyły mu przed chwilą za poduszkę.Ze zmęczenia czuł się całkiem oszołomiony i w pierwszej chwili nie wiedział, kto do niego mówi.- No i co, Mistrzu Uzdrowicielu? Powiedziałeś, że zaraz wrócisz i powiadomisz mnie, jaka jest sytuacja.Działo się to kilka godzin temu.A teraz widzę, że sobie śpisz.To Lord Ratoshigan obudził go tak gwałtownie.Z tyłu wyglądał zza drzwi wysoki Przywódca Weyru, który przewiózł Capiama i Lorda Ratoshigana ze Zgromadzenia w Iście do Południowego Bollu.- Przysiadłem tylko na moment, Lordzie Ratoshiganie - Capiam zerwał się przerażony - żeby uporządkować swoje notatki.- No i co? - warknął Ratoshigan z niedwuznaczną dezaprobatą, ponaglając go po raz trzeci.- Jaką postawiłeś diagnozę tym.- nie powiedział „symulantom”, ale implikacja była wystarczająco jasna, zwłaszcza że już wcześniej jego zatroskany szpitalny poinformował Capiama, iż Lord Ratoshigan za symulanta uważa każdego, kto korzysta z jego chleba i opieki, a nie odpłaca się porządną pracą.- Oni są bardzo chorzy, Lordzie Ratoshiganie.- Wyglądali na całkiem zdrowych, kiedy wyjeżdżałem do Isty! Przecież to nie są suchoty.- Ratoshigan kiwał się na nogach; był chudy, miał pociągłą, kościstą twarz, cienkie wargi, z głębokich oczodołów patrzyły małe oczka o twardym spojrzeniu.Capiam uważał, że Lord Warowni wygląda dużo gorzej niż ludzie, którzy umierali w infirmerii.- A jednak dwóch ludzi na coś umarło - powiedział powoli Capiam.Wcale się nie kwapił poinformować ich, do jakiego przerażającego wniosku doszedł, zanim pokonało go zmęczenie.- Umarło? Dwóch? A ty nie wiesz, co im było? Kątem oka Capiam zauważył, że na wzmiankę o śmierci Sh’gall cofnął się o krok od drzwi.Przywódca Weyru brzydził się ran i chorób, zwłaszcza że jak dotąd jednego i drugiego udawało mu się unikać.- Nie, nie wiem dokładnie, co im było.Te objawy - gorączka, bóle głowy, brak apetytu, suchy, szarpiący kaszel - nie poddają się żadnemu leczeniu.- Ale ty musisz to wiedzieć.Jesteś Mistrzem Uzdrowicielem!- W moim rzemiośle ranga nie przynosi wszechwiedzy.- Capiam mówił przyciszonym głosem ze względu na wyczerpanych uzdrowicieli, którzy spali w sąsiednim pokoju.Natomiast Ratoshigan nie okazywał im żadnych względów i w miarę, jak wzmagało się jego oburzenie, mówił coraz głośniej.Capiam obszedł stół dookoła.Wiele zapomnieliśmy, ponieważ nie stykaliśmy się z wszystkimi chorobami.- Capiam westchnął znużony.Nie powinien był pozwolić sobie na sen.Tyle było do zrobienia.- Te zgony to dopiero początek, Lordzie Ratoshiganie.Na Pernie wybuchła epidemia.- Czy to dlatego kazaliście z Talpanem zabić to zwierzę? Sh’gall odezwał się po raz pierwszy, a w jego głosie brzmiało gniewne zaskoczenie.- Epidemia? - Ratoshigan gestem uciszył Sh’galla.- Epidemia! O czym ty mówisz, człowieku.Paru chorych.- Nie paru, Lordzie Ratoshiganie.- Capiam wyprostował ramiona i oparł się o chłodną, pokrytą stiukami ścianę.- Dwa dni temu otrzymałem pilne wezwanie do Morskiej Warowni w Igenie.Umarło tam czterdziestu ludzi, w tym trzech marynarzy, którzy uratowali tamto zwierzę.Oby je byli zostawili w morzu!- Czterdziestu? - W głosie Ratoshigana brzmiało niedowierzanie, a Sh’gall odsunął się jeszcze o krok dalej od infirmerii.- W Warowni Morskiej zaniemogło jeszcze więcej mieszkańców, chorują też mieszkańcy pobliskiego gospodarstwa, którzy zeszli z gór, żeby zobaczyć tego niewiarygodnego, pływającego po morzu kota!- No to po co go sprowadzono na Zgromadzenie do Isty? - Teraz Lord Warowni był już oburzony na dobre.- Żeby go można było oglądać - powiedział Capiam gorzko.Zanim ludzie zaczęli chorować, zabrano go z Igenu do Keroonu, aby Mistrz Hodowca go zidentyfikował.Byłem w Warowni Morskiej i robiłem, co mogłem, by pomóc uzdrowicielom, kiedy sygnał wielkiego bębna zawezwał mnie do Keroonu.U Mistrza Hodowcy, Sufura, choroba atakowała ludzi i zwierzęta gwałtownie i w osobliwy sposób.Miała taki sam przebieg, jak w Morskiej Warowni w Igenie.I znowu na sygnał bębna brunatny smok przewiózł mnie do Telgaru.Tam też wybuchła ta choroba.Przywlekli ją dwaj gospodarze, którzy kupowali biegusy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]