[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozniosło się też, że boleśnie po uszach oberwała służkapani Adeli de Stercza.Fama głosiła, że za wesołość, za szczebiotanie i za śmiech w chwili, gdy pani całkiem nie było do śmiechu.Hackebornowie z Przewozu zapowiedzieli, że morderców młodego Henrykadostaną choćby spod ziemi.Piękna i pełna temperamentu Jutta de Apolda śmierciązalotnika nie przejęła się, jak mówiono, wcale.Młodzi rycerze zorganizowali pościg za zbrodniarzami, cwałując od zamku dozamku wśród grania rogów i grzmotu kopyt.Pościg bardziej przypominał pikniki rezultaty też przyniósł piknikowe.Niektóre, jak ciąże i słanie swatów z dużymopóznieniem.Ziębice odwiedziła Inkwizycja, lecz tego, z czym przybyła, nie dowiedzieli sięzza dominikańskich murów najbardziej nawet wścibscy i żądni sensacji plotkarze.Inne wieści i plotki rozchodziły się szybko.We Wrocławiu, u świętego Jana Chrzciciela, kanonik Otto Beess modlił siężarliwie przed głównym ołtarzem, dziękował Bogu, opuściwszy czoło na złożonedłonie.W Księginicach, wsi pod Lubinem, staruteńka, zupełnie zgrzybiała matkaWaltera de Barby myślała o nadchodzącej zimie i o głodzie, który teraz, gdy zo-stała bez opieki i pomocy, niezawodnie zabije ją na przednówku.W Niemczy, w karczmie Pod Dzwonkiem , było przez jakiś czas bardzo gło-śno Wolfher, Morold i Wittich Sterczowie, a z nimi Dieter Haxt, Stefan Rot-kirch i Jencz von Knobelsdorf, zwany Puchaczem, wrzeszczeli, klęli i odgrażalisię, wypijając kwaterkę za kwaterką i garniec za garncem.Donosząca napiteksłużba kurczyła się ze zgrozy, słysząc opisy mąk, jakie biesiadnicy zamierzająw najbliższej przyszłości zadać niejakiemu Reynevanowi de Bielau.Nad ranemnastroje poprawiła nadspodziewanie trzezwa uwaga Morolda.Nie ma tego złego,stwierdził Morold, co by na dobre nie wyszło.Skoro Kunza Aulocka diabli wzięli,tysiąc złotych reńskich Tammona Sterczy zostanie w kieszeni.Znaczy, w Sterzen-dorfie.Po czterech dniach wieść doszła i do Sterzendorfu.259* * *Mała Ofka Baruth była bardzo, ale to bardzo niezadowolona.I bardzo zła naochmistrzynię.Ofka nigdy nie darzyła ochmistrzyni sympatią, nazbyt często jejmatka wyręczała się ochmistrzynią przy zmuszaniu Ofki do czynności przez Ofkęnielubianych zwłaszcza jedzenia kaszy i mycia.Dziś jednak ochmistrzyni pod-padła Ofce strasznie przemocą oderwała ją od zabawy.Zabawa polegała narzucaniu płaskiego kamienia na świeże krowie kupy i dzięki swej radosnej pro-stocie była ostatnio w modzie wśród rówieśników Ofki, głównie potomstwa strażygrodowej i czeladzi.Oderwana od igraszek dziewczynka marudziła, dąsała się i starała, jak mogła,utrudnić ochmistrzyni zadanie.Stawiała na złość małe kroczki, przez co ochmi-strzyni musiała ją niemal wlec.Złym fukaniem reagowała na upomnienia i nawszystko, co ochmistrzyni mówiła.Bo guzik ją to obchodziło.Miała dość prze-kładania mów dziadka Tammona, bo u dziadka w komnacie śmierdziało, dziadekzresztą też śmierdział.Guzik ją obchodziło, że właśnie przyjechał do Sterzendorfuwuj Apecz, że wuj Apecz przywiózł dziadkowi niesłychanie ważne wiadomości,że właśnie przekazuje je, a gdy skończy, dziadek Tammo będzie miał, jak zwy-kle, dużo do powiedzenia, a przecie oprócz niej, urodzonej panienki Ofki, nikt nierozumie tego, co dziadek Tammo gada.Urodzona panienka Ofka miała to wszystko gdzieś.Miała tylko jedno pragnie-nie wrócić pod wał grodowy i rzucać płaski kamień na krowie kupy.Już na schodach usłyszała dzwięki dobiegające z komnaty dziadka.Wieściprzekazane przez wuja Apecza musiały być zaiste przerażające i wielce niemiłe,Ofka bowiem jeszcze nigdy nie słyszała, by dziadek tak ryczał.Nigdy.Nawetwtedy, gdy dowiedział się, że najlepszy ogier stadniny struł się czymś i zdechł. Wuaahha-wuaha-buhhauahhu-uuuaaha! dobiegało z komnaty. Hrrrr-hyr-hhhyh.Uaarr-raaah! O-o-oooo.Potem zaś rozległo się: Bzppprrrr.Ppppprrrruuu.I zapadła głucha cisza.A potem z komnaty wyszedł wuj Apecz.Długo patrzył na Ofkę.Jeszcze dłużejzaś na ochmistrzynię. Proszę naszykować jadła w kuchni powiedział wreszcie. Wywietrzyćw komnacie.I wezwać księdza.W takiej właśnie kolejności.Dalsze dyspozycjewydam, gdy zjem. Wiele dodał, widząc odgadujące prawdę spojrzenie ochmistrzyni.Wiele się teraz tutaj zmieni.Rozdział 21w którym znowu zjawiają się czerwony goliard i czarny wóz, a na woziepięćset z górą grzywien.A wszystko skutkiem tego, że Reynevan znowu leciza spódniczką.Około południa drogę zatarasował mu wiatrołom ogromna, sięgająca dale-kiej ściany boru połać połamanych, leżących pokotem pni.Zapora strzaskanychtramów, bezład splątanych konarów, chaos powykręcanych jakby w męce, wydar-tych z ziemi korzeni i labirynt wykrotów były iście obrazem jego duszy.Alego-ryczny krajobraz nie tylko zatrzymał go, lecz zmusił do myślenia.Po rozstaniu z księciem Bolkiem Wołoszkiem Reynevan apatycznie jechał napołudnie, tam, dokąd wiatr gnał zwały ciemnych chmur.Właściwie nie wiedział,czemu właśnie taki kierunek wybrał.Czy dlatego, że wskazał go na odjezdnymWołoszek? Czy instynktownie wybrał szlak oddalający go od miejsc i spraw bu-dzących w nim lęk i odrazę? Od Sterczów, Strzegomia i pana von Laasan, Haynavon Czirne, świdnickiej Inkwizycji, zamczyska Stolz, Ziębic, księcia Jana.I Adeli.Wiatr pędził chmury tak nisko, że niemal, wydawało się, zawadzą o szczytydrzew za wiatrołomem.Reynevan westchnął.Ach, jak zabolały, jak targnęły sercem i trzewiami zimne słowa księcia Bolka!W Ziębicach nie ma już czego szukać! Na rany Chrystusa! Słowa te, może dlatego,że tak bezlitośnie szczere, tak prawdziwe, zabolały bardziej niż zimne i obojętnespojrzenie Adeli, niż jej okrutny głos, gdy poduszczała na niego rycerzy, niż ciosy,które z tej przyczyny spadły na niego, niż więzienie.W Ziębicach nie ma jużczego szukać.W Ziębicach, ku którym zmierzał pełen nadziei i miłości, skrośniebezpieczeństw, ryzykując zdrowiem i życiem.W Ziębicach nie ma już czegoszukać!Nigdzie zatem nie mam już niczego, pomyślał zapatrzony w plątaninę korzenii konarów.Miast zatem uciekać, by szukać tego, czego już nie ma, czy nie lepiejzawrócić do Ziębic? Znalezć sposobność spotkania oko w oko z niewierną ko-261chanką? By jak ów rycerz z ballady, co za rzuconą przez płochą damę rękawiczkąwszedł w cwinger między lwy i pantery, cisnąć Adeli w twarz, jak rękawiczkęwłaśnie, gorzki wyrzut i zimną wzgardę? Zobaczyć, jak niegodziwa blednie, jakmiesza się, jak łamie ręce, jak spuszcza wzrok, jak drżą jej usta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]