Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)Robinson Kim Stanley Czerwony MarsVonnegut Kurt Galapagos (3)Ziemianski Andrzej Achaja tom 2Ellroy James Krew to wloczegaMinier Bernard KrągIsaac Asimov Fundacja i ZiemiaMay Karol Traper Sepi Dziob
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lolanoir.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Mleko? Ach, sama myśl dostania go napełniła mię niewypowiedzia-ną radością.Udałem się znowu za ogrodzenie i nazbierałem trawy.Wróciwszy, ułożyłem pękna kamieniu na łokieć wysokim, a gdy koza zaczęła w najlepsze jeść trawę, wziąłem się dodojenia.Poczciwe stworzenie nie broniło się wcale.Otrzymałem z półtorej kwaterki mleka dopodstawionej muszli.Nikt nie jest w stanie wypowiedzieć mojej rozkoszy, kiedym się letnim posilił mlekiem.Od sześciu miesięcy nie miałem go w ustach, nie kosztowałem żadnego innego napoju,oprócz zimnej wody i kokosowego mleka, nie mogącego przecież iść w porównanie z kozim.Wypiwszy je, padłem na kolana i pierwszy raz dziękowałem Stwórcy za Jego dary.Mleko wydojone z drugiej kozy zostawiłem na noc.Pózno już było, gdym się udawał na spoczynek i znowu od przybycia na wyspę pierwszyraz zakończyłem dzień modlitwą.Z rana wstając, czułem się daleko lepiej, a co najważniejsze, że chociaż w tym dniu we-dług mojej rachuby, przypadała febra, wcale jej, prócz nic nie znaczących dreszczy, nie mia-łem.Osłabienie nie pozwoliło mi się wziąć do pracy.Nazbierałem tylko trawy dla kóz i wy-doiłem obydwie.Młody koziołek, ich towarzysz, posilony paszą, nabrał dobrego humoru iubawił mnie wesołymi skokami.Po śniadaniu, składającym się z koziego mleka, poszedłem zajrzeć do kalendarza i powy-rzynać kreski, co w czasie choroby zaniedbałem.Słabość napadła mnie 9 kwietnia, we wto-rek.Według mojego wyrachowania był dzisiaj poniedziałek, 15 kwietnia, chorowałem tedyblisko tydzień.Od czasu mego ozdrowienia, wstając i kładąc się spać, modliłem się na kolanach i posta-nowiłem uroczyście obchodzić niedzielę, nie przedsiębiorąc żadnej roboty, oprócz dojeniakóz, co koniecznie nawet dla zdrowia moich karmicielek uczynić należało.Wieczorem zwy-kle rozważałem, czym nie zawinił co przed Panem.Postępowanie to napełniło duszę moją nieznaną dotąd błogością.Dawna tęsknota ustąpiłazupełnej ufności w miłosierdzie Boże.Postanowiłem zupełnie i we wszystkim zdać się naJego wolę, pomyślność i zawody pobożnym sercem i z poddaniem się przyjmować i nigdy nieszemrać przeciwko wyrokom Opatrzności.Odtąd życie moje zupełnie się zmieniło, a pobyt na wyspie jeżeli nie przyjemnym, to przy-najmniej stał się znośnym. Masz mieszkanie i jakie takie wygody, zawołałem raz do siebie, a dla twego dobroczyń-cy dotąd nie wybrałeś przybytku, gdzie byś mógł Mu w dnie święte i uroczyste składać dzięk-czynienia.Bóg wprawdzie nie potrzebuje świątyni, bo cały świat jest Jego kościołem.Czym-48 że jednak stworzenie okaże wdzięczność swoją Stwórcy? Wybierz my jakieś miejsce i nadaj-my mu nazwę kościoła.Niechaj i na tej bezludnej wyspie wzniesie się przybytek Boży.Aatwiej to jednak było wypowiedzieć, jak wykonać.O zbudowaniu świątyni myśleć niemogłem.Lecz za to w miejscu, gdzie szukałem schronienia podczas trzęsienia ziemi, w tymsamym miejscu, gdzie w marzeniach moich gorączkowych widziałem ducha mściciela, posta-nowiłem pomiędzy dwiema palmami postawić krzyż i u stóp jego co święto składać modli-twy.Z dwóch gładkich gałęzi, ściętych z wielkim mozołem, po dwóch tygodniach pracy wyro-biłem godło zbawienia.Krzyż ten wkopałem na pagórku pomiędzy palmami.Na przeciwle-głym wzgórzu umieściłem ławeczkę kamienną, abym mógł swobodnie w dzień świąteczny popołudniu przesiadywać i rozmyślać w ciszy, naprzeciwko krzyża.Miejsce to, wyniesione nadmorze, prześlicznie położone, było bardzo urocze.Odtąd, ile razy mnie tęsknota napadła albo smutek opanował duszę, przychodziłem do tegoustronia i nigdy nie opuściłem go bez pociechy.Na pamiątkę zaś cudownego snu, który taką przemianę w sercu mym sprawił, wyciąłem napniu drzewa, w bliskości krzyża, napis: Wzywaj mię w dzień utrapienia, a wyrwę cię i czcić mię będziesz.XXZagroda dla kóz.Bambus.Przypadek na polowaniu.Nowy pa-rasol.Ogień.Pieczeń.Dwa głosy.Bardzo powoli powracały mi siły, tak iż dopiero po dwóch tygodniach mogłem się wziąćdo dalszego wyprzątania groty, a że to była robota męcząca, więc tylko po godzinie rano iwieczorem pracowałem.Skutkiem wstrząśnienia oderwała się część sklepienia i bocznej ściany.Jaskinia zyskała naobszerności, a co większa, owa szczelina, przez którą woda dostawała się do środka, całkiemzniknęła.Dach nawet sporządzony przeze mnie pochłonęła ziemia tak, iż śladu z niego niepozostało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •