[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odetchnąłem głęboko jak pływak wynurzający się z wodnych, a raczej z ziemnych odmętówSpojrzałem na Joisan i z przerażeniem zobaczyłem, że osuwa się z siodła.Obiema dłońmi uchwyciła się nie wodzy, ale końskiej grzywy.- Joisan!Przysunąłem się bliżej.Podniosła lekko głowę, w ciemności jej twarz była tylko zamazaną białą smugą.W samu porę złapałem ją, gdy zaczęła mdleć.Zamknęła oczy i osunęła się bezwładnie.- Joisan!Objąłem ją w pasie, chociaż obu koniom nie podobało się, że jedziemy tak blisko siebie.Udało mi się wziąć moją panią na ręce.Położyłem jej głowę na swym ramieniu i spojrzałem na nieruchomą twarz i zamknięte oczy.- Joisan! - po raz trzeci krzyknąłem jej imię.Kula na jej piersi była ciemna, nic nie rozświetlało jej wnętrza.Wypalona? Czy zużyła się broniąc nas przed atakiem Thas?Joisan.jakie mogły być efekty takiej koncentracji woli? Wspomniałem opowieść o wędrówce przez ciemne korytarze podziemia i o tym, jak potem osłabła.Może powtórzenie tego samego wyczynu w tak krótkim czasie zbyt ją wyczerpało? Nie umiałem jej pomóc.A przecież to właśnie ona pozwoliła nam zwyciężyć.Nie mogłem jej w żaden sposób.- Joisan!Zobaczyłem, jak zadrżały jej powieki.Westchnęła, ale nadal nic nie mówiła ani nie otworzyła oczu.Na pewno nie mogła dosiąść kucyka, klacz natomiast nie mogła dźwigać podwójnego ciężaru.Tymczasem musieliśmy podróżować jak najszybciej.Błędem było pozostanie w tym wąwozie.Thas próbowali już raz i na pewno na tym nie poprzestaną.Musimy się przedrzeć.był chyba jakiś kraniec.pomimo że otaczające nas ściany zdawały się ciągnąć w nieskończoność.Przywiązałem moją panią do siodła klaczy, a sam jako zbyt ciężki dla kucyka poszedłem pieszo.Droga była gładka.Zacząłem biec, z łatwością dotrzymywałem kroku wierzchowcowi.Starałem się być jak najbliżej Joisan obawiając się, że wiązania mogą pęknąć i spadnie na ziemię.Wydawała się pogrążona w głębokim śnie.Patrzyłem na nią i na otaczające nas urwisko.Nie słyszałem nic, z wyjątkiem uderzeń kopyt.Nie czułem też smrodu.Pamiętałem jednak, że ziemia była pod władzą owych istot, mogły jeszcze wezwać niebezpieczne moce.Dowierzałem tylko powierzchni drogi.Przez resztę nocy poruszałem się jedynie siłą woli.Czułem się jak powracający po długiej wędrówce zwiadowca, który zmusza się do dalszego wysiłku tylko dlatego, że jest niedaleko swego obozu.Czułem ból w nogach.Klacz także zwolniła i ciężko dyszała.Kucyk wlókł się z tyłu za nami z opuszczoną głową.Uparcie szedłem dalej.Patrzyłem wokół martwym wzrokiem.Otaczające ściany z wolna obniżały się, przestały sięgać samego nieba.Zatrzymałem się na chwilę.Wyjąłem manierkę i wypiłem łyk.Pozostawiłem resztę, Joisan też będzie chciała się napić.Moja pani leżała wsparta policzkiem o końską szyję, a twarz miała ukrytą w grzywie.Nie próbowałem jej budzić.Lepiej było najpierw dotrzeć do jakiegoś bezpiecznego miejsca.Dotknąłem jej dłoni - była ciepła.czyżby miała gorączkę? Nie mogłem jej teraz pomóc, najpierw powinniśmy opuścić to miejsce.Zmusiłem klacz do dalszej podróży, co pewien czas ciągnąc ją za wodze lub uderzając po zadzie.Byłem tak tym zajęty, że nie zauważyłem, kiedy nastał świt.W końcu wyszliśmy z wąwozu, minęliśmy dolinę i.Szlak kończył się!Stałem przed litą skalną ścianą.Droga biegła prosto i znikała wśród głazów.Zdjąłem Joisan z konia.Nie mogliśmy już dalej iść.Byliśmy na otwartym terenie, gdzie zawczasu już można zauważyć ewentualny atak.Byłem u kresu wytrzymałości, oba wierzchowce wyczerpane.W dolinie płynął mały strumyczek, rosła trawa.Położyłem Joisan na jukach.Była blada i bezwładna.Jeżeli to sen, musiał być bardzo głęboki.Rozsiedlałem klacz i pozwoliłem się jej napić.Uklęknąłem przy Joisan i wziąłem w swoje dłonie jej rękę z pierścieniem.Byłem zbyt zmęczony, aby myśleć o tym, co się znajdowało przed nami.czułem jednak, jak bardzo wzywa mnie górski szczyt.W jaki sposób mieliśmy go zdobyć, nie mając żadnych zapasów, żadnej pomocy.to leżało poza moim zrozumieniem.Musiałem na chwilę przysnąć.Nagle.Ogarnęła mnie palącą potrzeba.która zniszczyła wszystko, co reprezentował Kerovan.odrzuciła tę cząstkę, która tak bardzo potrzebowała Joisan.Stałem się kimś innym.ROZDZIAŁ 17JOISANWalcząc z sennymi majakami i strachem przebudziłam się w szarym świetle poranka.We śnie przebywałam w głębokich ciemnościach, w których ukrywało się niewyobrażalne zło.Nawet wspomnienie o nim spowodowało, że zadrżałam.Widmo lady Tephany mogło być nieszkodliwe, ale podczas ucieczki pojawiło się coś o wiele groźniejszego.Byłam zdziwiona, że Ciemne Moce nie potrafiły nas jednak pochłonąć, nie rozumiałam, w jaki sposób udało się nam odeprzeć ich atak.Ponownie skoncentrowałam się na kuli i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]