Home Home25 K.W. Jeter Trylogia Wojny Łowców Nagród II Spisek XizoraWojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki Ringo JohnBernard Cornwell Wojny Wikingów 2 Zwiastun BurzyNorton Andre Gwiezdny lowca (SCAN dal 773)John Toland Bogowie wojny t.1Toland John Bogowie wojny t.1Powstanie Narodu polskiego....t.2 MOCHNACKIBulyczow Kir Swiatynia czarownicFromm Erich Ucieczka od wolnosciWeber Dav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Buzka spojrzał na nią z niedowierzaniem. Czy one wszystkie są równie utajnione jak ta? Wszystkie. Po co? To był drugi etap operacji. Bhindi spojrzała groznie na robota. Jak sądzisz, możesz nam opowiedzieć tę historię.nie grożąc cochwila śmiercią? Nikomu nie groziłem.Oznajmiam jedynie nadchodzącą zgubę. Jeden-Trzynaście wyprostował się lekko. Drugi etap tego kom-pleksu, zgodnie z tym, co przekazały mi roboty konserwacyjne po-przedniej generacji, rozpoczął się od stopniowej eliminacji całego ży-jącego personelu obsługującego tę stację, głównie poprzez odesłaniena emeryturę lub przeniesienie.Personel zastępowały roboty.A kiedyjuż cała stacja od wielu lat była obsługiwana wyłącznie przez roboty,zbiornik z organizmami do rekultywacji został przerobiony tak, że przy-102 pominał zbiornik trawiennika, a cały ośrodek ukryto, aby był dostęp-ny jedynie poprzez turbowindę. Kto to zrobił i w jakim celu?  zapytał Buzka. Wykonano to na rozkaz rządu imperialnego w celu umożliwie-nia kontroli nad środowiskiem planety w przypadku kryzysu.Luke słysząc to, uniósł brew. Kontrolowanie.Chcesz powiedzieć, że w przypadku rewolu-cji odcięliby dostęp powietrza? To prawda.Gdyby Imperator chciał odzyskać kontrolę lub poprostu zabić parę miliardów ludzi, mógł zamknąć Kompleks i zadusićCoruscant pod warstwą jej własnych śmieci. Po prostu zabić kilka miliardów. Luke aż pokręcił głową,słysząc takie sformułowanie. Czy to nie pozostaje w sprzecznościz twoim programem medycznym? Och, nie, proszę pana.Wdrożenie takiej operacji mogłoby miećmiejsce jedynie za osobistą decyzją Imperatora i z jego własnej ręki.Buzka zmusił się do niewesołego uśmiechu. Kiedy tylko dowiaduję się czegoś nowego o Imperatorze Palpa-tine, chciałbym o tym jak najszybciej zapomnieć. A co było w trzecim etapie?  zapytał Luke. Instalacja systemów i organizmów niezbędnych do utrzymaniaPodmiotu  oznajmił CPD 1-13. Była to operacja niezwiązana z pier-wotnym celem istnienia podstacji, ale jej lokalizacja w pobliżu impe-rialnego centrum rządowego okazała się wielce odpowiednia.Luke spróbował wycisnąć wodę z tej masy słów. Co to był Podmiot? Samiec rasy ludzkiej.On i samica rasy ludzkiej przybyli trzy-naście lat temu, aby zająć ten kompleks.Pózniej dołączył do nich jesz-cze jeden samiec.Mieli właściwe upoważnienia i potrafili kontrolo-wać roboty, które sterowały turbowindą ze zbiornika nad nami.W wielemiesięcy po ich przybyciu drugi samiec odszedł, a pierwszy zostałzoperowany i zamknięty w komorze hibernacyjnej. Samce rasy ludzkiej nie rosną do trzech metrów. Rosną, jeśli dostają odpowiednie hormony wzrostu oraz są sty-mulowane komputerowo przez wiele lat, począwszy od dzieciństwalub młodości. Kim jest ten samiec? Nie wiem, proszę pana.Nie podano nam jego tożsamości animodyfikacji, jakiej dokonano w jego powłoce. Zanim Luke zdążyłzadać pytanie, robot pospieszył z wyjaśnieniami:  Miał wszczepione103 hipoalergiczne zbrojone płyty na piersi, głowie, łokciach i kolanach.Części mózgu odpowiadające za ludzką pamięć zostały w znacznejmierze zastąpione aparaturą komputerową.My, ze służb utrzymania,uważaliśmy, że to jakiś typ nowej maszyny wojennej, ale poza tym niewiedzieliśmy nic. Macie jakieś podobizny tego samca, odkąd się tu pojawił? Wcze-śniejsze albo chociaż ostatnie?Jeden-Trzynaście pokręcił głową. Nie, proszę pana.Nasze protokoły zabraniały nam rejestrowa-nia Podmiotu w jakikolwiek sposób, nie wiem też, co pan rozumieprzez  pojawił się.Luke ze zdziwieniem spojrzał na Bhindi. Zdaje się, że ich oprogramowanie w tym punkcie było dośćobszerne  wyjaśniła. Kiedy Podmiot wyszedł z komory hibernacji,program zaczął działać i teraz roboty nie mogą go już śledzić.Pociął jena kawałki, a one nawet nie wiedziały, co się dzieje. Cudownie  mruknął Luke. Więc nasz tak zwany Lord Nyaxto trzymetrowy facet, może nawet Jedi, który z pewnością potrafi uży-wać Mocy.Uwolnił się i łazi po świecie, z którego nic nie rozumie. Mniej więcej tak to właśnie wygląda  przytaknęła Bhindi.Czy prawda nie wyzwala?104 ROZDZI A77777Lord Nyax wyczuwa odległy głód.Coś go poszukuje.To dobrze.On też tego pragnie.Cokolwiek tak bardzo chce gozobaczyć, zasługuje na to, by się z nim spotkać.Jeśli zechce mu służyć,on będzie mu rozkazywał.Jeśli nie zechce mu służyć, potnie to na ka-wałki.I każde z tych rozwiązań doskonale mu odpowiada.CoruscantGrupa łowców przeszukiwała głębiny ruin Coruscant.Pochód pro-wadziło czterech wojowników o twardym spojrzeniu i twarzach na-piętnowanych bliznami, tatuażami i implantami jak gwiezdne mapycierpienia; czterech kolejnych chroniło tyły.Pośród przedniej czwórki znajdowali się treserzy voxynów i zwie-rzęta na smyczy, które teoretycznie prowadzili.Ogromne gadopodob-ne bestie, o krótkich łapach i potężnych, falujących mięśniach, kręciłyłbami to w jedną, to w drugą stronę, jakby mogły przebić wzrokiemotaczające je gruzy i zobaczyć ukryte tam potencjalne ofiary.Viqi, idąc obok Denui Ku tuż za zwierzętami, wzdrygnęła się lek-ko.Voxyny były najbardziej odrażającymi i dzikimi istotami, jakiezdarzyło jej się oglądać, włącznie z samymi Yuuzhanami.Ci ostatniprzynajmniej potrafili rozumować, nawet jeśli ich logika wymykałasię zdrowemu rozsądkowi.Voxyny zostały sklonowane tak, aby wy-czuwać Moc, ścigać i zabijać jej sługi.Wielu Jedi zginęło w ich kłach105 i szponach albo od ostrych kwasów żołądkowych, którymi zwierzętapotrafiły strzelać na odległość.Te tutaj nie wyglądały na zdrowe.Ciemnozielone łuski miejscamiprzybrały nieprzyjemny, żółtawy kolor, który Viqi kojarzył się z roślina-mi więdnącymi z braku słońca.Istoty te były wprawdzie czujne i niestraciły nic z dzikości, ale ich ruchy wydawały się nieskoordynowane.Viqi i tak nie odważyłaby się podejść w zasięg ich szponów i kłów.Podejrzewała, że każdy z nich z przyjemnością przegryzłby ją na półtylko po to, żeby usłyszeć szczęk własnych zębów, kiedy już się spo-tkają pośrodku jej ciała.Grupa dotarła do końca długiego korytarza.Przed nimi ziała dziu-ra w fasadzie, przez którą wpadało trochę mdłego światła słonecznegoi lekki wiatr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •