Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Jeffrey Schultz Critical Companion To John Steinbeck, A Literary Reference To His Life And Work (2005)John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwaJohn Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwaKos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza hunyCierpienia młodego Wertera J.W.GoetheMichael Barrier The Animated Man, A Life of Walt Disney (2007)(1)Lem Stanislaw BezsennoscEddings Dav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .O godzinie 2.00 nad ranem, pierwsi spośród 43 110 żołnierzy japońskich zaczęli opuszczać pokład pierwszego transportowca.Ich dowódca, generał-porucznik Masaharu Homma, oczekiwał z niepokojem na jakąś reakcję z brzegu.Jedyny dźwięk wydała barka desantowa, ocierając się o burtę transportowca.Jedynym wrogiem był przypływ.MacArthur molestował Marshalla przez radio o wsparcie z mo­rza i powietrza.Czy nie mogłaby Flota Pacyfiku Kimmela przywieźć myśliwców, które miałyby w zasięgu Filipiny? „Czy mogę oczekiwać czegoś w tym rodzaju?".Żądał niemożliwego.Po ataku na Pearl Harbor Flota Pacyfiku znajdowała się w stanie rozkładu, ale nawet gdyby była w najlepszym stanie, nie mogłaby ryzykować równie nierozważnej i głupiej wyprawy.W ciągu paru dni oddziały Hommy pokonały dwie zielone dywizje filipińskie, usiłujące po desperacku zatrzymywać uzbrojo­ną po zęby i wspieraną przez czołgi japońską piechotę - karabinami maszynowymi chłodzonymi wodą, które się systematycznie zacina­ły.MacArthur dysponujący jedynie żałosnymi resztkami sił mors­kich i powietrznych nie mógł osadzić nieprzyjaciela na plażach tak, jak to sobie zaplanował.Jego oddziały musiały brać pod uwagę wycofanie się zgodnie z planem wojennym „Pomarańcza 3".Była to stara operacja, pomyślana pierwotnie dla obrony Zatoki Manils­kiej.Powstrzymujące teraz Japończyków wojska lądowe powinny się powoli wycofywać ku półwyspowi Bataan, gdzie mogłyby się bronić co najmniej przez sześć miesięcy.W tym czasie flota Stanów Zjednoczonych niewątpliwie zdąży przybyć i dowieźć posiłki wraz z zaopatrzeniem.Następnego ranka nadeszły kolejne złe wieści.W ciągu nocy dwadzieścia cztery japońskie transportowce wysadziły desant w zatoce Lamon, sześćdziesiąt mil w linii powietrznej na południo­wy wschód od Manili.- Teraz jesteśmy wzięci w dwa ognie - powiedział ponuro siedzący z Willem przy śniadaniu porucznik piechoty.- Słyszę, że wódz ma zamiar wydać Parkerowi rozkaz wycofania dwu jego dywizji z południowego Luzonu i skierowania ich na Bataan.- Oznaczałoby to, mówił, że bitwa na południu skończyła się, zanim się zaczęła.Dwie godziny później przypuszczenie zostało potwierdzone; przed południem pośpiesznie zwołano naradę sztabu MacArthura.Gdy potem ludzie ci opuszczali w przygnębieniu pokój, dostrzegł Willa jeden z poruczników.- Sutherland powiedział nam, że kwatera główna przenosi się dziś w nocy na Corregidor.- Była to mała, ufortyfikowana wysepka u wejścia do Zatoki Manilskiej.- Możemy zabrać ekwipunek polowy i jedną walizkę albo worek.Wszystkiego najlepszego!Rozmowę przerwał narastający huk samolotów.Ktoś krzyknął:- Nalot!Zawyła syrena.Will uskoczył w bok w samą porę, widząc jak bomba trafia w będący siedzibą sztabu floty wojennej gmach Marsmana.Wkrótce cały teren portu stał w płomieniach.Kilka przecznic dalej, zostawiwszy za sobą zwijające się gro­teskowo gąsienice, wjechał w dom ciągnik.Chmury kurzu ze sproszkowanego betonu i kamienia mieszały się z czarnymi kolumnami dymu, zawieszając nad całym terenem śmiertelny całun.Will próbował wysłać do Marshalla kolejny raport, ale centrum łączności było zbyt zajęte przygotowaniami do ewakua­cji.Postanowił pójść do ambasady i spróbować stamtąd.Ulice były zatarasowane wojskowymi pojazdami i zarekwirowanymi, pękatymi autobusami filipińskimi, pełnymi zgaszonych żołnierzy i sprzętu.Długie węże pojazdów poruszały się w piekącym słońcu powoli.Wszystkie zmierzały na północ - na Bataan.Znalazł ambasadę także w stanie chaosu.Ludzie miotali się wokół roztargnieni, przy czym każdy zdawał się wypełniać jakąś poważną misję.Nikt nie miał czasu, by poświęcić mu więcej niż chwilę, wyszedł więc rozczarowany.W jeepie na bulwarze dostrzegł znajomka z Korpusu Lotniczego.Jechał do Fortu McKinleya, gdzie mieściła się teraz kwatera główna sił powietrz­nych, zaproponował Willowi podwiezienie.Znaleźli tę instytucję w stanie szoku.Nikt nie wiedział, co się dzieje.Jakiś zgryźliwy kapitan złapał Willa za klapę i jął przeklinać wysokie szarże.- Nadymają się, zwiewają, nas wystawiając dupą do wiatru.Ostatni z nas mają się ewakuować łajbą.Pychota! - Ale pobiegł, żeby się na wszelki wypadek spakować.Will, wraz ze swym przyjacielem z Korpusu Lotniczego, wrócił na ulicę Wiktorii.Oficer sztabowy odprowadził go na bok i pora­dził w zaufaniu, by przed zmierzchem stawił się w dokach.Mieli odpłynąć małym parowcem na Corregidor.Will postanowił pójść, ponieważ stamtąd mógłby nadać wiadomość do Waszyngtonu.Odnalazł czas jakiś potem w dokach ów parostatek, na który miał wejść; nazywał się Don Esteban.Po godzinie zaczęli się schodzić inni z walizkami i tobołkami.Wtedy Will uzmysłowił sobie, że wszystkie swoje rzeczy pozostawił przy ulicy Wiktorii.W końcu przybył generał MacArthur i statek ruszył przez zatokę w stronę wysepki w kształcie kijanki, owego Corregidoru, położonego zaledwie trzydzieści mil dalej.Wkrótce zapadł zmierzch.Powietrze było balsamiczne i świecił księżyc.Will usiadł wraz z innymi na pokładzie.Ludzie rozmawiali ściszonymi głosami.Widzieli za sobą płomienie nad zbiornikami paliwa w Cavite.Ktoś, pomyślał Will, robi wreszcie coś konkretnego.- Wesołego Bożego Narodzenia! - powiedział głos z ciemności.Rankiem, wysławszy raport, Will obszedł wysepkę.Dowiedział się, że nazywają ją „Skała".Trafna nazwa, pomyślał, ponieważ natura ukształtowała ją dla celów obronnych.Stojąc na głównym korpusie tej kijanki mógł widzieć Manilę.Z niektórych jej dzielnic buchał dym.Obróciwszy się w lewo, spojrzał na ogon kijanki i spostrzegł, że jest na poziomie morza.Był na niej krótki pas startowy.Ledwie trzy mile, w linii powietrznej, dalej na północ, widział południowe wybrzeże cypla półwyspu Bataan.A jeszcze dalej wyrastały stożkowate, masywne góry.Domyślił się, że to prawdopodobnie wygasłe wulkany.Na szczycie Corregidoru, ponad pięćset stóp nad poziomem morza, wiała chłodna bryza, podczas gdy niżej ludzie zalewali się potem.Zrozumiał powód, dla którego tu przybył MacArthur.Ktokolwiek posiadał tę wysepkę, wetkniętą w gardziel zatoki niczym kość, kontrolował Zatokę Manilską w całości.Zszedł bardzo krętą szosą, aż dobrnął do szeregu potężnych, dobrze zamaskowanych dział osadzonych w betonowych bunkrach, wcię­tych z kolei w skałę.Droga kończyła się w dokach, tam gdzie wysadzono ich poprzedniej nocy.Przeszedł kilkaset jardów po płaskim terenie w stronę ogromnego garbu masywnej skały.Żołnierz powiedział mu, że to wzgórze Malinta.Will dostrzegł obszerne wejście do tunelu i stwierdził, że ma on liczne odgałęzienia skonstruowane tak zmyślnie, że w jego wilgotnych katakumbach mogło żyć dziesięć tysięcy ludzi bez lęku przed bombami czy pociskami.Wewnątrz tunelu zainstalowano biura.Dowiedział się, że generał mieszka w małym domku, pół mili za drugim końcem tunelu.Tego bożonarodzeniowego ranka przebywał tam MacArthur, który miał o czym myśleć.Nie otrzymywał wsparcia ani z morza, ani z powietrza.Było to dlań poniżające.3.Boże Narodzenie w ambasadzie japońskiej przy Massachusetts Avenue było przygaszone.Dzieci z radością powitały olbrzymią, świecącą lampkami choinkę w hallu na parterze, ich rodzice natomiast ze smutkiem myśleli o czekających Japonię i ich samych trudnych dniach.Todowie urządzili w swoim niewielkim pokoju skromną uroczystość.Masao, z ciekawością i upodobaniem wszys­tkich innych dzieci w tym kraju, rozwijał otrzymane prezenty.- Kocham Boże Narodzenie - powiedział.Dwa dni potem kazano im się pakować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •