Home HomeChoroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrądzkiegoWitkiewicz Stanislaw Ignacy N niemyte dusze imnPagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCANStanislaw Pagaczewski Misja profesora Gabkibrzozowski stanisław legenda młodej polskiGrzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (4)Flagg Fennie Smazone zielone pomidoryKarol Marks, Fryderyk Engels Manifest KomunistycznyPotocki.Jan Rekopis.znaleziony.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gotmax.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wolałby latać na każdej innej trasie.Pisaninę o romantyzmie Projektu miał za zawracanie głowy.Perspektywy kolonizacji — za fikcję.O, Mars oszukał wszystkich — więcej: oszukiwał od stu kilkudziesięciu lat.Kanały.Jedna z najpiękniejszych, najbardziej niesamowitych przygód całej astronomii.Planeta rdzawa: pustynna.Białe czapki polarnych śniegów: ostatnie rezerwy wody.Jak brylantem w szkle zarysowana cienka siatka czystej geometrii — od biegunów ku równikowi: świadectwo walki rozumu z zagładą, potężny system irygacyjny, nawadniający miliony hektarów pustyni; ależ tak: z nadejściem wiosny zmieniała się przecież barwa pustyń, ciemniały od wegetacji przebudzonej, i to we właściwy sposób: od równika ku biegunowi.Co za bzdura! Kanałów nie było nawet śladu.Roślinność? Tajemnicze mchy, porosty, opancerzone przeciw mrozom, wichurom? Spolimeryzowane wyższe tlenki węgla, co pokrywały grunt — i ulatniały się, gdy mróz koszmarny zamieniał się na mróz tylko okropny.Czapy śniegowe? Zwykły zestalony CO2.Ani wody, ani tlenu, ani życia — poszarpane kratery, przeżarte zamieciami pyłowymi skały–świadki, nudne równiny, martwy, płaski, bury krajobraz z bladym, szarordzawym niebem.Ani obłoków, ani chmur — niewyraźne mgły, tyle zachmurzenia, co podczas wielkich burz.Elektryczności atmosferycznej za to — do diabła i trochę.Czy coś grało? Sygnał jakiś? Nie, to donosiło się pianie powietrza na stalowych linach najbliższego „bombla”.W brudnawym świetle (nawet najtwardszemu szkłu okiennemu szybko dawał radę piach niesiony wiatrem, a już plastykowe kopuły mieszkalne zmętniały jak zawleczone bielmem) włączył żarówkę nad umywalnią i zaczął się golić.Wykrzywiając się, pomyślał zdanie tak głupie, że się mimo woli uśmiechnął: Mars jest świnią.Było to jednak świństwo: przy tylu nadziejach — tak zawieść! Zgodnie z tradycją — ale kto właściwie ją ustanowił? Nikt w pojedynkę.Nikt sam tego nie wymyślił; koncepcja ta nie miała tak samo twórców, jak nie mają znanych autorów wierzenia i legendy — więc ze zbiorowych chyba rojeń (astronomów? mity astronomii obserwacyjnej?) wyrosła taka wizja: biała Wenus, gwiazda poranna i wieczorna, tajemniczo zaciągnięta masywem chmur — to planeta młoda, w dżunglach cała i jaszczurach, i wulkanicznych oceanach, jednym słowem: to przeszłość Ziemi.A Mars — wysychający, zardzewiały, pełen piaszczystych burz i zagadek (kanały potrafiły się nieraz rozdwajać w przebiegu, stawały się bliźniacze przez jedną noc! iluż pilnych astronomów to poświadczyło!), Mars heroicznie walczący swoją cywilizacją ze zmierzchem życia — to była przyszłość Ziemi; proste, jasne, wyraźne, zrozumiałe.Tyle że nieprawdziwe od A do Z.Pod uchem były trzy włoski, których nie chciał wziąć aparat elektryczny; brzytwa została jednak na statku, więc zaczął się do nich przymierzać tak i owak.Nie szło.Mars.Ci astronomowie–obserwatorzy byli to jednak ludzie o bujnej fantazji.Schiaparelli chociażby.Niesłychane nazwy, jakimi ochrzcił, razem ze swym największym wrogiem, Antoniadim, to, czego nie widział, co mu się tylko zdawało.Chociażby okolicę, w której budował się tu Projekt: Agathodaemon.Demon, wiadomo, Agatho… — od agatu chyba, że czarny? Czy agathon — mądrość? Astronautów nie uczą greki — szkoda.Miał słabość do starych podręczników astronomii gwiezdnej i planetarnej.Ta ich wzruszająca pewność siebie: w 1913 roku głosiły, że Ziemia jest, z kosmicznej przestrzeni, czerwonawa, ponieważ atmosfera pochłania błękitną część widma, więc, rozumie się, to, co pozostaje, musi być co najmniej różowe.Kulą w płot! A jednak, kiedy się oglądało te wspaniałe mapy Schiaparellego, wprost nie chciało się pomieścić w głowie, że widział nie istniejące.Co najdziwniejsze, inni, po nim, też to widzieli.Był to jakiś psychologiczny fenomen, któremu później nie poświęcano już uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •