[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jestem tak głodny — rzekł Don Pedro — że zjadłbym nawet baranią skórę napchaną siarką.Na te słowa Smok skrzywił się okropnie i jęknął:— Mój drogi, pamiętaj, żebyś nigdy nie wspominał przy mnie o baraninie z siarką.Strasznie tego nie lubię!Po kolacji uczestnicy wyprawy umyli się przy studni, przebrali sią w barwne piżamy i weszli do namiotów.Smok poszedł spać z doktorem, Don Pedro zaś z kucharzem.— Możemy spać spokojnie — powiedział Smok do lekarza.— Oni w nocy nie urzędują.A jutro skoro świt zwijamy obóz i jedziemy.Nie odważą się nas zatrzymać.W gruncie rzeczy to marne tchórze.Nie mamy ani chwili do zmarnowania.Profesor Gąbka musi być uratowany!Rozdział szesnastyOPERACJA “NOC — OSIOŁ”Spali znakomicie.Tak mocno, że nawet nie słyszeli dźwięku trąb, oznajmiających wschód słońca.A trąby te grały bardzo głośno i długo.Taki był rozkaz królewski.Od tego koncertu wszystkich obywateli Słonecji strzykało w uszach, ale nie było na to rady.Każdego, kto ośmielał się protestować, twierdząc, że trąby przeszkadzają mu w spaniu, wtrącano do więzienia.Smok i jego towarzysze zbudzili się dopiero wtedy, gdy zaryczał osioł posłańca.Wynika z tego, iż osioł ryczał jeszcze głośniej niż trąby gwardii królewskiej.-«- Co się tam dzieje? — zapytał Smok, siadając na gumowym materacu.— Chyba koniec świata — zaniepokoił się doktor Koyot i ostrożnie uniósł płachtę namiotu.Po chwili cofnął się do wnętrza i rzekł:— Słońce wschodzi, pogoda ładna, ptaszki śpiewają.To pewnie co innego.W tym samym momencie ryki się powtórzyły.Każde ryknięcie kończyło się dźwiękiem przypominającym zgrzyt hamulców samochodowych.— Ach, to osioł — powiedział Smok.— To osioł tak ryczy.Pewnie woła o śniadanie.Smok miał rację.Osioł domagał się śniadania, które nieodmiennie spożywał tuż po wschodzie słońca.Po chwili ryki ustały; widocznie zwierzę dostało swą porcję owsa i zabrało się do jedzenia.Jakież było zdumienie Smoka i jego przyjaciół, gdy po wyjściu z namiotów spostrzegli, iż otoczeni są siatką rozpiętą na drewnianych słupach.To było coś, czego się zupełnie nie spodziewali.Zostali podstępnie uwięzieni! Siatka nie pozwalała na opuszczenie małego placyku, na którym rozpięli swe namioty i ustawili samochód.Już pierwszy rzut oka na sieć ujawnił, że została spleciona ze stalowych lin, które były tak grube, jak liny używane do cumowania statków w porcie.Zerwanie ich wydawało się niemożliwe.— Jesteśmy uwięzieni — stwierdził nie bez słuszności mistrz Bartolini.— Co teraz będzie?— Widocznie król Słoneczko jest sprzymierzeńcem Deszczowców — powiedział Don Pedro.Ale Smok z niedowierzaniem pokręcił głową.— Niemożliwe, żeby król Słonecji był związany sojuszem z Deszczowcami.Ja myślę, że jest on po prostu zbyt gościnny.Przypuszczenie Smoka okazało się prawdziwe.W kącie terenu otoczonego siatką stała beczka napełniona olejem słonecznikowym, a na niej leżały cztery pary ciemnych okularów i rulon pergaminu.Smok rozwinął pergamin i przeczytał, co następuje:“Pragnąc umożliwić wam opalenie się, stwarzani w tym celu dogodne warunki.Oto olej do smarowania skóry oraz okulary chroniące oczy od słońca.Po dwóch tygodniach zwiniemy sieć i wypuścimy was w dalszą drogę.Pożywienie będziecie otrzymywali raz na dzień przez mały otwór w zachodniej stronie klatki.Życzę wam ładnej opalenizny”.Podpisano: Słoneczko Piętnasty, król Słonecji, Wielki Książę Żyrafii i Małpistanu, Kawaler Orderu Wypłowiałego Sępa oraz pięćdziesięciu ośmiu odznaczeń zagranicznych, Dyplomowany Truciciel Krewnych, Zasłużony Zaklinacz Wężów, Astrolog i Mistrz Czarnej Magii.— Wydaje mi się, że ta gościnność jest trochę krępująca — rzekł Don Pedro.— Do licha z taką gościnnością — warknął doktor Koyot.— Niech go gęś kopnie!— Nic by z tego nie wynikło — uśmiechnął się Smok.— Trzeba pomyśleć, jak się stąd wydostać.— Widziałeś te liny? Przecież nawet ty ich nie przegryziesz.— Oczywiście, że nie — przyznał Smok.— Ale pamiętaj, że mam dobre pazury.— Chyba nie chcesz użyć ich do wspinania się po siatce.Przecież od góry także jesteśmy odratowani.Spójrz tylko.— Już spojrzałem — rzekł Smok, nie przestając się uśmiechać tajemniczo — ale są jeszcze inne spo>soby.— Jakie?— Możemy się podkopać.— Ach — zawołali jednocześnie wszyscy pozostali uczestnicy wyprawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]