[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapsuła ratunkowa i osłonięta kamieniami „pustelnia”, pełna spreparowanych śladów kilkuletniego zamieszkiwania, zostały skonstruowane z dbałością o najmniejszy szczegół, choć zapewne oszukanie uczestników safari mogło być dokonane.znacznie mniejszym kosztem.Jednakże niebawem, kiedy historia ich znaleziska stanie się głośna, na scenie pojawią się inni ludzie, specjaliści od kosmicznych katastrof.Hume liczył jednak, że przeszkolenie, które odebrał w Gildii, a także talenty renegackich techników Wassa zapewnią im pomyślne przejście wszelkich możliwych testów.Co widział Starns? Odbicie słońca w dyszy kapsuły ratunkowej, sterczącej teraz pionowo w górę? Hume wolnym krokiem szedł w kierunku ogniska, kiedy zauważył, że Rovald wchodzi po rampie do statku.Uśmiechnął się.Czy Wass uważa go za głupca, który się nie domyśli, że Rovald będzie w kontakcie ze swoim pracodawcą? Człowiek VIP–a zamierzał zdać raport przez jakiś kanał tajnego imperium, że wylądowali i że gra zaraz się zacznie.Hume zastanawiał się niezobowiązująco, jak daleko i przez ile transmiterów ta wiadomość będzie wędrować, zanim osiągnie swoje przeznaczenie.Przeciągnął się i ziewnął; postanowił, że czas już się położyć.Jutro muszą znaleźć kota wodnego dla Chambrissa.Hume zepchnął myśli o Brodiem na dalszy plan, koncentrując się na rozlicznych metodach polowania na dzikie zwierzęta z obcych planet.Światła w namiotach gasły kolejno.Zamknięci we wnętrzu bariery pola siłowego ludzie pogrążyli się we śnie.Przed północą zaczął padać deszcz, spływając po bokach namiotów i mocząc popioły ogniska.Z ciemności wypełzło to, co nie było ani myślą, ani substancją, bowiem było radykalnie obce dla przybyszów z innych światów.Jednakże bariera, zaprojektowana tak.by wykrywała wszelkie biegające, fruwające lub pełzające stworzenia, okazała się lepszym zabezpieczeniem, niźli sądzili jej twórcy.Nie doszło do przerwania obwodu - jedna siła daremnie zmagała się z drugą.Po jakimś czasie sonda wycofała się, nie zauważona.Niemniej jednak owo stworzenie, nie obdarzone inteligencją, przynajmniej w myśl tych kryteriów, którymi ludzie określają inteligencję, było wyposażone w zdolności umożliwiające mu poznanie parametrów sztucznej bariery.Pole siłowe zostało zbadane, jego cechy przetrawione.Pierwsze podejście nie powiodło się.Przygotowywano drugie - właściwie już było gotowe, choć upłynęło zaledwie kilka miesięcy, odkąd pierwsi przybysze zbudzili ze snu pradawnego strażnika pilnującego Jumali.W głębi ciemnych lasów porastających górskie stoki coś się poruszało.Rozliczne stworzenia skomlały przez sen, protestowały podświadomie przeciwko rozkazom, których nigdy nie potrafiły pojąć, a które mogły tylko wykonać.Z nadejściem świtu armia ustawi się w szyku bojowym, przypuści nowy atak - nie tylko na obóz, lecz także na wszelkie jego zabezpieczenia.I na chłopca, śpiącego teraz w płytkiej jamie, utworzonej przez rozwidlone korzenie drzewa, które się złamało podczas lądowania kapsuły ratunkowej.Szczęście znowu uśmiechnęło się do Hume’a: o świcie deszcz przestał padać.Choć niebo było zachmurzone, dzień zapowiadał się pogodny.Spieniony, rwący nurt rzeki ułatwi Chambrissowi polowanie.Koty wodne lubiły wygrzebywać sobie nory w brzegach, wznosząca się woda przepędzała je teraz z ich siedlisk.Z pewnością zostawią wyraźne ślady na piaszczystym podłożu.Wyruszyli całą grupą.Hume prowadził, Chambriss dreptał żwawo tuż za nim, Rovald zamykał pochód zgodnie z przyjętą techniką poruszania się szlakiem.Chambriss niósł pistolet strzałkowy, Starns miał tylko ochronny głuszak, a na szyi powiesił sobie przestarzały aparat holograficzny.Choć Hume ostrzegał, że rwący po nocnej burzy nurt mógł uniemożliwić polowanie na głębokiej wodzie, Yactisi trzymał pod pachą elektryczny harpun, a jego biodra opinał pas z aparaturą wspomagającą.Już w niewielkiej odległości od obozowiska znaleźli świeży ślad szerokich łap kota wodnego.Zwierzę musiało być gdzieś niedaleko.Hume zmierzył dłonią odległości między wgłębieniami.- Duża sztuka! - wykrzyknął Chambriss z zadowoleniem.- Odchodzi od rzeki.To spostrzeżenie lekko zastanowiło Hume’a.Przy wysokiej wodzie rude koty mogą opuszczać swoje jamki.ale od rzeki oddalają się niechętnie.Przykucnął na piętach i uważnie zbadał wzrokiem przestrzeń dzielącą ich od dalekiego lasu.Mimo późnej pory roku trawa wciąż rosła, lecz nie była dostatecznie wysoka, by ukryć zwierzę, które zostawiło tak wielkie ślady.Kot mógł się zaszyć w pobliskich zaroślach i tam czekać na dogodną chwilę do ataku - ale dlaczego? Nie zranili go, nie przestraszyli, nie miał powodu, by zasadzać się na nich w ukryciu.Yactisi i stale majstrujący przy swoim aparacie Starns zostali w tyle.Rovald dogonił ich.Na znak dany przez Hume’a zdjął z ramienia swój promiennik.Nie należało ufać zwierzęciu, które postępowało wbrew swym normalnym obyczajom.Hume wyprostował się i przeszedł po linii śladów.Były świeże - nieomal ciepłe.I wiodły prostą linią do lasu.Kolejne machnięcie ręki zatrzymało Chambrissa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]