Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dBolesław Niemierko Ksztalcenie szkolne Podręcznik skutecznej dydaktykiCyceron FilipikiAPACHEEdwards Eve Kronik rodu Lacey 02 Demony miłoÂści
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nie, my powinniśmy robić swoje.Tego by chciał David.Powinienem teraz skontaktować się z Kwaterą Główną II USA, z tym gościem z wywiadu, Reedem, i zobaczyć, czy wie coś o tej akcji Rosjan ze ściąganiem zapasów.Niedaleko jest farma Cunninghamów.Przed wojną hodowali konie.Piękne sztuki.Ale oprócz tego stary Cunningham był radioamatorem.Jego radiostacja jest jeszcze cała.Nigdy tam nie kwaterowali­śmy, trzymaliśmy ich dom w odwodzie, żeby był czysty, jak mówią w szpiegowskich filmach.Teraz przyda nam się i dom, i radio starego.- Mieszkaliśmy w pobliżu Cunninghamów.Oni nie żyją - przerwał Bili.- Był napad.- Bandyci? - spytał Michael.- Bandyci - przyświadczył Critchfield.- Spalili dom i staj­nie, ale stary miał swój składzik w piwnicy.To był przewidu­jący facet.Taki sam był John Rourke.- Jest - poprawiła go odruchowo Sarah.- Oczywiście, Sarah, jest - potaknął Critchfield.- Bandyci zabili Cunninghamów, ale piwnica pozostała nietknięta.Wy­starczy, żebyśmy zamontowali jakąś antenę i możemy skorzy­stać z radiostacji.Jest tam też żarcie i trochę amunicji.Sześć godzin marszu i jesteśmy na miejscu.- No to chodźmy - rzekła Sarah.- Większość moich rannych może chodzić, a tego postrzelonego w nogi będzie można ponieść.Jest silny, wytrzyma drogę.- A więc zgoda? - Critchfield powiódł wzrokiem po twa­rzach swoich ludzi.- Zgoda - odparł Bili.- Zgoda - wykrzyknęła Annie i wszyscy wybuchnęli śmie­chem.Wszyscy z wyjątkiem Sarah.Myślała o Davidzie Balfrym.Kiedyś byli sobie bliscy, teraz czekało go coś, o czym wolała nie myśleć.Wokoło byli Rosjanie i jeśli udałoby się oddziałowi dotrzeć bez przeszkód na farmę Cunninghamów, graniczyłoby to z cudem.Był jeszcze przecież problem bandytów.Sarah wyrzu­cała sobie te podłe myśli, ale miała nadzieję, że dojdzie do walki bandytów z Rosjanami, powybijają się nawzajem i w końcu będzie już po wszystkim.Pociągnęła z kubka łyk wystygłej, gorzkiej kawy.Rozdział XLIIGenerał Ismael Warakow usłyszał odgłos kroków na posa­dzce muzealnej sali.Nie musiał podnosić wzroku znad zarzu­conego papierami biurka, żeby wiedzieć, że to Rożdiestwieński z wprost niewiarygodną punktualnością stawia się na spot­kanie.Odgłos kroków był coraz bliższy.Warakow przeglądał pil­ną depeszę z Kremla.Najwyższe kierownictwo nadal siedziało w swoim bunkrze.Rozkazuje się - czytał generał - udzielić wszelkiej pomocy i wsparcia grupie specjalnej pułkownika KGB Rożdiestwieńskiego ze strony armii, GRU i wszystkich pozostających pod waszym dowództwem sił.“Łono” ma bezwzględne pierwszeń­stwo i należy mu podporządkować wszystkie wasze działania na tym obszarze.Podpisano: Komitet Centralny i Lud Sowie­cki.Warakow uśmiechnął się.Całkiem jak SPQR - Senatus Populusque Romanus (Senat i Lud Rzymski).Znał ich historię.- Towarzyszu generale! Pułkownik Rożdiestwieński mel­duje się!- Siadajcie, pułkowniku - mruknął, nie odrywając wzroku od depeszy.- Wygląda na to, że mam wesprzeć was i wasz projekt.Niemniej jako dowódca muszę mieć wyczerpujące informacje na temat ewentualnych następstw moich rozkazów.- Towarzyszu generale.Warakow spojrzał na pułkownika.Był to jasnowłosy męż­czyzna o atletycznej budowie, przystojny, wyprężony jak stru­na nawet wtedy, gdy siedział.Warakowowi przypominał on oficera doborowej gwardii SS.- Słucham, pułkowniku.- Cała produkcja przemysłowa na potrzeby działań wojen­nych w Chińskiej Republice Ludowej i walki z niedobitkami NATO ma zostać czasowo zaniechana - wyjaśnił Rożdie­stwieński.- Należy także odsunąć na plan dalszy tę część produkcji rolnej, która nie ma znaczenia dla naszych prac.Wszystkie siły należy poświęcić, tak jak ujmują to rozkazy, dla przyśpieszenia realizacji planu “Łono”, aż do osiągnięcia osta­tecznego celu.- A jaki jest ten cel, pułkowniku?Słowo “towarzyszu” nie przeszło Warakowowi przez gard­ło; ci, do których tak mówił, znaczyli dla niego zbyt wiele, by miał je aż tak splugawić.Przyglądał się Rożdiestwieńskiemu.Mundur pułkownika był w idealnym stanie, bez jednej fałdy, inaczej niż jego włas­ny, którego niejednokrotnie nie zdejmował przez wiele dni i nocy.- Mówiąc najprościej, towarzyszu generale.- Macie rację.Prostota jest najważniejsza.- Nie chciałem was urazić, towarzyszu.Zawsze żywiłem najgłębszy podziw dla waszych osiągnięć wojskowych.- Proszę was, oszczędźcie mi.- przerwał generał.- A więc celem planu “Łono” jest to samo, co ma na celu amerykański “Projekt Eden” - przetrwanie najlepszej i jedynie właściwej ideologii.Ale to my zatriumfujemy.Amerykanom się to nie uda.- Mówicie przenośniami, pułkowniku.Proszę o konkrety.- “Projekt Eden” został powzięty, by w przypadku rozpęta­nia się światowego konfliktu jądrowego, za wszelką cenę za­pewnić przetrwanie tak zwanych zachodnich demokracji.Na­sze “Łono” umożliwi wieczne zwycięstwo i chwałę rewolucji ludowej.Nadal jednak brakuje nam pewnego istotnego ogni­wa.Aby osiągnąć nasz cel, aby komunizm przetrwał, armia musi wszystkimi siłami wspierać KGB w poszukiwaniu tego elementu.W przędnym wypadku, plan spełznie na niczym i amerykański imperializm zatriumfuje.- A co z ludem sowieckim, pułkowniku? - zapytał głucho Warakow.- Co z jego przetrwaniem?Rożdiestwieński uśmiechnął się.- Mogę mówić bez ogródek, towarzyszu generale?- Cóż za zmiana! No nareszcie, przecież od początku was o to proszę.- Duch ludu sowieckiego, duch mas pracujących całego świata znalazł najpełniejsze ucieleśnienie w kierownictwie politycznym Związku i w KGB, jego ramieniu wykonawczym.- I do diabła z ludem? - zapytał Warakow prosto z mostu.- Sama natura masy już od podstaw zakłada pewną sele­kcję.- A więc arka - jak Arka Noego w Biblii.Tylko że zaproszenia zostaną wystosowane zgodnie z zasadami dialektyki?- Znajdzie się tam miejsce i dla was, generale.Warakow wybuchnął sardonicznym śmiechem.- Żyję już zbyt długo, żeby teraz zasypiać na pięćset lat, nie wiedząc, co zobaczę, gdy otworzę oczy!- Może wasza siostrzenica, jeśli uda się ją odnaleźć.- Żeby stała się pana kochanką albo została rozstrzelana, bo przecież podejrzewacie, że maczała palce w śmierci Karamazowa? To będzie trudne, pułkowniku.- Otrzymał pan rozkazy z Moskwy.- Ci w Moskwie to teraz banda staruchów, którzy boją się umrzeć godnie, bo nie żyli godnie.Dziadów, którzy chowają się w bunkrze i trzęsą portkami.Boją się komukolwiek zaufać, tak że nawet dowódcy armii nie wiedzą, gdzie jest ich kryjów­ka! Stłoczyli się tam i czekają, co?- Ależ, towarzyszu generale.- Nie nazywaj mnie towarzyszem! Otrzymałem rozkaz.Od piętnastego roku życia przyzwyczaiłem się słuchać rozkazów.Teraz muszę być posłuszny tchórzliwym mordercom, którzy chcą jedynie uratować swe życie, kosztem narodu! Podporząd­kuję się ich rozkazom.Bierzcie moje oddziały, pułkowniku, możecie wziąć je wszystkie.Ale nie jestem waszym towarzy­szem i nigdy nim nie byłem.Możecie odejść!Warakow opuścił głowę i znów zagłębił się w papierach.Usłyszał skrzypnięcie odsuwanego krzesła - Rożdiestwienski wstał; potem stuknięcie obcasów, gdy salutował, a jeszcze później długa chwila ciszy, gdy tamten czekał.Nie podniósł głowy, żeby oddać honory [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •