[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sarah odwiązała zwierzęta, a potem dosiadła Tildie i wzięła Annie.- Trzymaj te końce.Nie puszczaj ich, aż ci powiem albo, gdy będziesz musiała.Jeśli wyjdą z tego cało, będą przemoczeni i przy takim zimnie dostaną dreszczy, a może i zapalenia płuc.Koce będzie można wysuszyć nad ogniskiem.Sarah trzymała Annie przed sobą na siodle.Prawą ręką otaczając dziewczynkę, trzymała cugle Tildie, a lewą Sama.Pochyliła się, aby nie uderzyć w nic głową.Barka płynęła coraz szybciej.- Michael, przetnij linę, gdy ci powiem.Potem dosiądź Sama i płyń blisko mnie.Myślała o przywiązaniu dzieci do jednego konia, ale gdyby zwierzę nie dało rady, nie byłoby dla nich ratunku.Sarah pływała całkiem nieźle.Annie machała rękami, ale tak naprawdę nie było to pływanie.Michael pływał nadzwyczaj dobrze jak na swój wiek.Powinien utrzymać się na wodzie.Modliła się o to.Kolanami ponagliła konia, trzymając jednocześnie lejce.Trochę za późno schyliła głowę i uderzyła czołem o framugę.Pokład był mokry od wody rozbryzgującej się o burty barki, która sunęła w stronę tamy.Dostrzegła teraz wyraźnie wyrwę powstała od dynamitu albo wskutek bombardowania w trakcie Nocy Wojny.Dokładnej przyczyny nie znała.- Michael, przetnij szybko liny!- W porządku, mamo! - Chłopiec, a właściwie nie chłopiec, pomyślała znowu, odwrócił się do relingu, waląc w sznur.- Tnij go, Michael! Tnij go nożem!Najwyższa linę już przeciął i teraz wziął się za następna.Sarah spięła Tildie.Sam wierzgał i rżał, bo ciągle znajdował się w środku.Ledwie mogła utrzymać cugle.- Szybciej Michael! Szybciej! Nie utrzymam dłużej konia!Druga lina już przecięta.Chłopiec spojrzał w kierunku matki, po czym ignorując jej radę, zaczął walić ciężkim ostrzem w ostatnia linę.I raz.i drugi.aż nóż odskakiwał mu w pobliże twarzy.- Michael - krzyknęła, ale sznur był już przecięty.Wiedziała, że nie zdąży już wyprowadzić Sama.Ruszyła do przodu, w kierunku Michaela, który chował właśnie nóż do pochwy.- Siądź z tyłu i nie puszczaj mnie! - usłyszała swój wrzask.Michael chwycił się jej lewej ręki, z której wypuściła lejce i usiadł za nią.- Naprzód! - krzyknęła kopiąc piętami przerażoną klacz.Koń skoczył pomiędzy słupkami barierki do wody.Głowa konia na chwilę zniknęła pod powierzchnią wody, ale zaraz się ukazała.Woda była lodowata.Annie krzyczała.Sarah zachwiała się.Usłyszała głos Michaela:- Trzymam cię, mamo!Spojrzała za siebie.Sam skoczył, ale straciła go z oczu w następnej chwili.Barka pędziła w kierunku wyrwy, kręcąc się jak liść, który wpadł w wir.- Tildie, ratuj nas! Tildie! - krzyczała bojąc się kopać piętami zanurzającą się klacz.- Tildie! - wrzasnęła, gdy nagle głowa konia zniknęła pod powierzchnią.- Musimy zeskoczyć, mamo! - krzyknął do niej Michael.Sarah ugryzła się w dolną wargę i trzymając mocno Annie, krzyknęła głośno, aby syn mógł ją usłyszeć poprzez szum wody.- Michael, nie odpływaj daleko! Jeśli zatonę, ratuj Annie! Zeskoczyła z konia.Lewe strzemię wstrzymało na chwilę jej stopę, ale puściło, gdy koń odpłynął z prądem na bok.- Tildie! - krzyknęła, ale klacz zniknęła jej z oczu.Michael trzymał ją za szyję.Chciała mu powiedzieć, aby poluzował koniowi duszący uchwyt, ale bała się, że zatonie.Torby były wypełnione wodą, AR-15 został stracony wraz z jedzeniem i ubraniami, z wyjątkiem tego, co miała w woreczkach.Walczyła z prądem.Usta Annie zanurzały się.Chciała je utrzymać nad powierzchnią, ale traciła oddech i siły.Michaela nie było w pobliżu.- Michael!- Tutaj - odpowiedział zjawiając się nagle obok niej.Pomógł Sarah podtrzymać Annie.- Mamo, już blisko brzegu.Kobieta spojrzała przed siebie.Fale rozpryskiwały się jej na twarzy, smagając ją i zadając ból, jakby nie były cieczą, lecz ciałem stałym.Ujrzała błotnisty brzeg.Wyciągnęła dalej prawą rękę, omalże nie wypuszczając Annie.Dziewczynka zdołała wykrztusić:- Mamo, boję się.- Ja też! - krzyknęła Sarah widząc, jak szybko przesuwa się brzeg.Spojrzała na prawo, gdzie zobaczyła coraz większą wyrwę w tamie.Barka nie mieściła się w dziurze.Zatrzymała się na chwilę, po czym prąd wessał ją do środka.Sarah znów machnęła mocno prawą ręką.Michael próbował ją holować.Chciała mu powiedzieć, aby ratował siebie.Przynajmniej on by przeżył.- Michael!- Jeszcze tylko trochę! - krzyknął i fala uderzyła go w twarz.Zachłysnął się i zakrztusił.Sarah machała rękami, ciągnęła, szarpała.Prąd znosił ją, a brzeg umykał szybko.Jednak wydawał się być odrobinę bliżej.Michael ciągnął ją, ciągnął Annie.Nie mogła zrozumieć, skąd miał tyle sił.Mimowolnie ruszała cały czas rękami, nie wiedząc, czy to coś daje.Lewa ręka, prawa i znowu lewa.Chciała już zasnąć, otworzyć usta i wciągnąć wodę.Nogami też poruszała, lecz były to zbyt wolne ruchy.Coś twardego, znacznie twardszego niż woda uderzyło ją w twarz.Spojrzała.Czerwona glina, mokra, śliska.Chciała ją całować.Wyciągnęła Annie z wody.Dziewczynka dusiła się kaszląc.Matka klepała ją w plecy.- Annie!Dziewczynka osunęła się w błotnistą glinę, lecz żyła- Michael! Nigdzie go nie było.- Michael! - krzyknęła Sarah kaszląc i ślizgając się po glinie.Upadła na kolana.Zobaczyła ciemne miejsce w wodzie.Jego włosy, ciemnobrązowe jak ojca.- Michael! - krzyczała, a łzy spływały jej po twarzy.“Skoczyć i ratować go” - przemknęło jej przez myśl.A jeśli zginie, co będzie z Annie?- Mich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]