Home Home(25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 2(54) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Stara księgaNienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod(57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty BafometOlszakowski Tomasz Pan Samochodzik i tajemnice warszawskich fortowTania jazda samochodem Lech Baczyński fullNienacki Zbigniew Pan Samochodzik i testament rycZbigniew Nienacki Pan Samochodzik i . Wyspa ZloczMasterton Graham Podpalacze ludzi t.2Makuszynski Kornel Po mlecznej drodze (SCAN dal 10
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • abcom.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Na szczęście Galindowie popłynęli dalej, na południe.- Płyną na głazowisko - wyjaśniłem Piotrowi, bo dobrze zapamiętałem mapę okolicy.-Zapewne wódz zafundował Galindom kolejny dziwny obrzęd.- Może wykorzystamy okazję? - Piotr uśmiechnął się złośliwie.Bez słowa zgodziłem się.Zaczęliśmy się skradać w kierunku głazowiska.Galindowieprzybili do brzegu i z pochodniami w dłoniach rozeszli się pomiędzy ogromne kamienie,pamiątki z epoki lodowcowej.Z obozu wzięliśmy butelkę z resztką spirytusu do naszej maszynki, garść tytoniu dofajki Piotra i zapałki.Gdy Galindowie oglądali głazy bliżej brzegu, my poszukaliśmy w głębilądu takiego, który miał płaski wierzch i około dwóch metrów długości.Piotr rozlał na jego powierzchni spirytus w niepozornie wyglądający wzór.Na brzegunasypaliśmy tytoń i podpaliliśmy go.Dymił się dając słabe światełko z żaru.Osłoniliśmy godłońmi i rozdmuchaliśmy, by ogień nie zgasł.Potem odbiegliśmy kilkanaście metrów.Złożyliśmy dłonie w tuby.- El-de-ryk! - krzyczeliśmy.- Co jest?! Kto to krzyczy?! - dziwili się Galindowie. - El-de-ryk! - powtórzyliśmy zawołanie.Tak jak przypuszczaliśmy, w stronę wybranego przez nas kamienia ruszył Arekzwabiony blaskiem tlącego się tytoniu.- Ciekawe - rzekł pochylając się nad kamieniem.Zerknął na tytoń i postanowił jednym dmuchnięciem zgasić ogień.Na to liczyliśmy.Gdy tylko iskry znalazły się nad rozlanym spirytusem, błysnęło niebieskimi płomieniami.Arek odskoczył, a wokół niego zebrali się inni Galindowie.- Elderyk - Ilona przeczytała napis.- Rany, tu są duchy.Panie zaczęły popiskiwać.Izegpsus pochylił się nad płomieniami napisu.- To spirytus - oznajmił.- Ktoś wam zrobił dowcip.- Wódy nie wyczułeś? - Adam dziwił się Arkowi.- To nie wóda, tylko spirytus do maszynki turystycznej - tłumaczył wódz.- Te  mózgowce jeszcze tu są! - zawołał Arek, wzywając pozostałych do szukanianas.- Stop! - krzyknął Izegpsus.- Skąd wiecie, że to oni? Jeżeli tu byli, to już dawnouciekli i szukaj wiatru w polu.- Wracajmy na kwatery - przyznała Ilona.Galindowie szybko stracili ochotę na nocne polowanie.- To nie  mózgowce - słyszeliśmy, jak Adam tłumaczył Arkowi.- Skąd mielibywiedzieć, że to my.Słyszałeś, że podejrzewali harcerzy i te babki, i to na nich się zemścili, apotem przycupnęli jak zające na miedzy.Popatrzyliśmy z Piotrem na siebie w pełni zadowoleni.Wróciliśmy do resztek obozu,z daleka obserwując grupę Galindów wypływających z jeziora.Poranna mgła wdzierała się jak duch do namiotu, gdy zadzwonił mój budzik wzegarku.Chłód natychmiast zbudził mnie i orzezwił.Wyjrzałem, czy Piotr także już wstał.Właśnie wystawił nos na zewnątrz, założył okulary i widać było, że przeszły go dreszcze.- Brr.ale zimnica - stwierdził.- Ciekawe, jaka będzie pogoda?- Jak mgła pójdzie w górę, to spodziewaj się zachmurzenia, jeśli wkrótce wszystkoosiądzie na trawie i zrobi się rosa, będzie słonecznie.- Wybieram to drugie - Piotr przeciągnął się i ziewnął.- Musimy zrobić dzieńodpoczynku na odespanie wszystkich niespokojnych nocy.- Zgadzam się.W pośpiechu pakowaliśmy sprzęt.Widząc, że także nasz gospodarz wstaje o takwczesnej porze, poszliśmy się z nim pożegnać.Dał nam butelkę wina domowej roboty, świeże pomidory, kilkanaście jajek i masło.- Wino to na wieczorek - przestrzegał nas pan Stanisław.- Na wodzie pić nie wolno!- Tak jest! - zgodnie krzyknęliśmy.Pożegnaliśmy pana Stanisława.Zepchnęliśmy  Marpezję na wodę i wkrótcepłynęliśmy przez Uktę.Najpierw prześlizgnęliśmy się pod mostem drogowym, potem podruiną wiaduktu kolejowego, który nawet w takim stanie wyglądał imponująco.Powoli zbliżaliśmy się do stanicy wodnej w Ukcie.Już wypływając zza zakrętuwidzieliśmy równy rząd przymocowanych do pomostu kajaków harcerzy i  papużek.Nadeskach, patrząc smutno w nurt rzeki, siedział jeden harcerz.Na nasz widok zerwał się narówne nogi i pobiegł pod górkę do stanicy.Piętrowe domki ze spadzistymi dachami iparterowe bungalowy stały na szczycie nadbrzeżnego zbocza.Rozciągał się z nich wspaniaływidok nie tylko na Krutynię, ale i na pola za nią.- Cała naprzód! - krzyknąłem.Lekko pochyleni mocno wbijaliśmy pióra wioseł w wodę.Gdy przepływaliśmy podstanicą, nad nami zebrała się już grupa ludzi.Nim zniknęliśmy za zakrętem, pierwsiczłonkowie grupy pościgowej zbiegali już nad wodę z wiosłami.- Czego oni od nas chcą? - dziwił się Piotr.- Nieważne.Uciekajmy, bo potem się od nich nie odczepimy - popędzałemprzyjaciela.Do następnej stanicy w Nowym Moście mieliśmy sześć kilometrów.Byłem wściekły,ale zdesperowany.Pędziliśmy  Marpezją , która choć szybka, była dłuższa niż zwykły kajak,przez to mniej zwrotna na niekiedy ostrych zakrętach.Dlatego trzymając się głównego nurturzeki nabieraliśmy rozpędu, by na wodnym wirażu ścinać zakręt.Zcigający nas byli tak zaślepieni irracjonalną chęcią schwytania nas, że nie potrafiliwypracować dobrej taktyki i te cztery kajaki, które wyruszyły w pogoń ścigały się ze sobą,wpływając sobie w drogę.W pewnym momencie Piotr odłożył wiosło.- Dość! - krzyknął.- Mam dość tego szaleństwa! Nie mamy nic złego na sumieniu, auciekamy.Zamiast się wysypiać, zrywamy się o świcie! Nie mamy szans podziwiać urokówprzyrody, bo komuś coś się ubzdurało!- Tak?! - zdenerwowałem się.- To mnie się ubzdurało?! To oni - wskazałem za siebiena gwałtownie hamujące kajaki harcerzy, którym przewodziła Kakadu - gonią nas chyba saminie wiedząc dlaczego! Czemu nie powiesz im wszystkiego, niech chodzą po lasach i szukają!- To ty masz manię prześladowczą- odpowiedział Piotr. Pościg z trzaskiem dobiegającym spod poszycia  Marpezji zatrzymał się na naszejrufie.- Moglibyście nie przeszkadzać?! - gwałtownie obróciłem się do harcerzy.Kakadu po raz pierwszy zdębiała.Patrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.- Spotkamy się w Nowym Moście i porozmawiamy - powiedziałem.- Na razie z armatorem kłócimy się i chcielibyśmy robić to w spokoju.- To ty się chcesz kłócić - oznajmił Piotr.Udawał ofiarę, a w rzeczywistości tymi słowami tylko zaogniał konflikt.- To ty nazwałeś mnie maniakiem - zwróciłem mu uwagę.- Bo wszystko traktujesz zbyt poważnie.- Podaj przykład.- Wszystko.- A konkretnie?- Mówiłem wam, że to wszystko bez sensu - odezwał się głos z tyłu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •