[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niech mnie pan zle nie zrozumie, kierowniku.Nikogo nie podejrzewam.Nie rzucampodejrzeń na nikogo.Nie chciałem sprawy nagłaśniać i w pewnym sensie żałowałem, że moim wczorajszymspostrzeżeniem podzieliłem się z tym człowiekiem.Kierownik zbytnio wziął sobie do sercamoje słowa.Gotów był prowadzić swoje własne dochodzenie, więc - w rzeczy samej -utrudniać moje własne.Niemniej jednak, nie mogłem zapomnieć, że mimo wszystko kasjerkapodsłuchiwała moją rozmowę z panem Edwardem i podglądała mnie przez okno podczasobchodu zamku.Tylko czy było to zachowanie tak bardzo nienaturalne? Ludzie często takpostępują ze zwykłej ciekawości.- Irenka to dziwna niewiasta - mruczał kierownik.- Strachliwa, ale solidna z niejkasjerka.Studenci? Są w porządku.Hm, bardzo dziwne.- Skończmy z tymi podejrzeniami, panie kierowniku - uśmiechnąłem się.- Zacznęmoże z innej beczki.Czy przypadkiem nikt obcy nie chciał kupić zamku w ostatnim czasie?Wie pan, jakiś bogaty facet, rzekoma rodzina ostatniego właściciela, gość z zagranicy? Możektoś z Rozwadowskich interesował się obiektem?- Nie za bardzo.Kiedyś, owszem zdarzały się takie przypadki, ale bardzo rzadko.Odpewnego czasu - cisza.Wtem kierownik Wojciech zaniemówił, wbiwszy dziki wzrok w drzwi.Patrzył zwielką uwagą na szparę w drzwiach, a konkretnie na cień kogoś stojącego za nimi.Widziałemwyraznie ten cień.Natychmiast zacząłem głośno mówić, aby uśpić czujność podsłuchiwacza,ględziłem zatem coś o zamku i znaczeniu zabytków dla tożsamości narodowej.Kierownik wmig pojął zamysł mojej taktyki i włączył się do rozmowy.Jednocześnie szybko znalazł sięprzy drzwiach i otworzył je błyskawicznie.Byłem przekonany, że za drzwiami ujrzęstruchlałą postać kasjerki, ale spotkała mnie niespodzianka.Nawet kierownik był zaskoczonywidokiem wysokiego mężczyzny w wieku trzydziestu kilku lat.To nie była Irenka, aprzystojny i smagły brunet ubrany w skórzaną kurteczkę.- Przepraszam - bąknął mężczyzna.- Mietek? - wydukał wreszcie kierownik.- Stałem pod drzwiami i nie wiedziałem, czy wejść - tłumaczył się tamten.Mówiłniskim głosem zdradzającym osobnika pewnego siebie.- Nie chciałem przeszkadzać.Już miałem odejść, gdy pan kierownik otworzył drzwi.- Już dobrze, dobrze - sapał pan Wojciech.Wyjaśnienie owego Mietka było w zasadzie sensowne i szybko odetchnęliśmy z ulgą,odrzucając podejrzliwość.- Co się stało, Mietek?- Do warsztatu będę musiał pojechać na pół dnia.- Jedz.- A ten grat pod zamkiem to czyj? - zapytał jeszcze.- To samochód pana Pawła - wyjaśnił kierownik.- O, przepraszam - bąknął i posłał mi twarde spojrzenie.Niewiele było w nim skruchy.- Jakby co, to znam jednego dobrego mechanika.- Nie trzeba - w mig pojąłem jego intencje.- Mój wehikuł jest w idealnym stanie.Zanim tu przyjechałem, zrobiłem przegląd.- No, Mietek! - popędził mężczyznę kierownik.- Zasuwaj do roboty.- Tak jest, panie kierowniku!Mężczyzna odszedł, a kierownik starannie zamknął za nim drzwi.- To nasz kierowca - wyjaśnił zaraz.- Dobry i doświadczony pracownik.Zaufanaosoba.Pogadaliśmy trochę o mojej misji w Bykach, ale zaraz musieliśmy kończyć, gdyżrozdzwoniły się telefony do kierownika.Praca czekała i klienci się niecierpliwili.Umówiliśmy się, że w razie niezwykłych wydarzeń, będę natychmiast informował kierownikao wszystkim.Zadeklarował swoją pomoc - sam był ciekaw, czy w zamku był jakiś skarb.Na odchodnym dał mi pewną niezwykłą radę.- Niech pan uważa na Alinę - poklepał mnie swoim zwyczajem po plecach.- A to czemu?- To piękna kobieta - westchnął.- A piękna kobieta to problem.Nie wiedziałem, czy jego rada wiązała się z jakimiś jego przykrymi doświadczeniamiz pięknymi niewiastami, czy uwaga dotyczyła może samej tylko Aliny.Na wszelki wypadeknie odzywałem się.- Wydaje mi się - mówił ściszywszy głos do szeptu - że wpadł pan w oko naszejAlinie.- Ja? - krzyknąłem, lecz jego słowa mile mnie połechtały.- Znam ją trochę.Jak się droczy, znaczy, że lubi.- Bardzo przepraszam, panie kierowniku, ale wydaje mi się, że ona droczy się zkażdym.A nie chce pan chyba powiedzieć, że pani Alina flirtuje ze wszystkimi.- A broń Boże! To przyzwoita osoba.Wprawdzie różne plotki o niej krążą, że obracasię wśród bogatych i na biednego nawet nie spojrzy, ale w końcu z panem się droczyła, choćnie wygląda pan na krezusa.Ten pański samochód.Już wiem! Ona widzi w panu dziwaka.Otóż to! Myśli, że z pana jest tak zwany aparat.Zna się pan na zabytkach, malarstwie i jezdzibrzydkim pojazdem własnej konstrukcji.Tak, to chyba dlatego.Niektóre kobiety lubiąekstrawagancję i oryginalność.Zostawiłem go samego z własnymi rozterkami.Stało się dla mnie jasne, że panWojciech miał wielką słabość do Aliny, jednakże kobieta nie odwzajemniała jego gorącychuczuć.Pan Edward się nie mylił - tutaj wszyscy podkochiwali się w Alinie.Rzeczywiście,była to piękna kobieta, która w salonach warszawki mogłaby niejednego mężczyznęprzyprawić o zawrót głowy, mogłaby zrobić szybką i błyskotliwą karierę, i dziwne było, żepracuje w zwykłej agencji rolniczej, a nie na przykład - w branży rozrywkowej albo wtelewizji.Pokręciłem się trochę po zamku, uważnie oglądając jego ściany i stropy.Podczas tychoględzin, kiedy to nierzadko klękałem i opukiwałem mury, niewiele osób spotkałem nakorytarzu lub w pokojach.Minęła mnie bibliotekarka, jakaś pani z księgowości i ów kierowcaMietek, który posłał mi posępne spojrzenie.Miał w sobie ten człowiek jakiś chłód, którykobietom mógł wydawać się urokliwy.Ja jednak widziałem w szklistym odbiciu jegopiwnych oczu zapowiedz twardej walki - tak właśnie pomyślałem i nie wiedziałem, skądwzięło się to wrażenie.Ale czy nad instynktem można zapanować?Stojąc w holu południowej wieży, gdzie badałem zejście do piwnic, natknąłem się nawchodzących studentów.- Cześć!- Cześć, młodzieży! - powitałem ich w stylu Pana Samochodzika.- A ty co? - śmieli się ze mnie.- Staruszek?- Starszy od was.Osiem lat różnicy.To przepaść.- Bez przesady, stary - śmiał się Irek.- %7łe niby mądrzejszy jesteś od nas? - zaperzyła się chuda Anka.- Tego nie powiedziałem.- A co tu w ogóle robisz w tej ciemnicy?- Badam ściany.Jestem przecież konserwatorem zabytków.- A kiedy wybierzemy się nad wodę? - zagaiła Dorota.- Może dzisiaj - wzruszyłem ramionami.- Chodzcie - warknęła Anka i ruszyła na górę.- Nie chce z nami się zadawać, to nie.- Ależ.- Nieładnie się wczoraj zachowałeś - oskarżała mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]