[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brak tego uczucia niszczy człowieka i każdą istotę, skoro zniszczył też Jarowita.Ostrokrzew chroni ludzi przed wszystkim, co nie jest uniwersalną miłością i otwiera ich serca.Często łączy się ten krzew z dzikim owsem, co w twoim przypadku uczyniła Selene.Zażywanie owsa przynosi udręczonej duszy spokój, pozwala ujrzeć wyraźniej, czego naprawdę chce.Musisz zacząć działać bardziej intuicyjnie, mniej impulsywnie, Mikołaju.Powiedz sobie: „Akceptuję mego duchowego przewodnika”.Pozwoli ci to zrozumieć sens miłości jako siły życia.Zacznij powtarzać niczym hinduską mantrę: „Otwieram moje serce dla niej.Kocham i jestem kochany.Jestem cząstką Całości”.Zamilkł, a potem dodał:- Czas już odlecieć, najmilsi.Audiencja skończona.Selene ma skrzydła przestronne, a blask, który rozsiewa po niebie, rodzi się z jej głowy nieśmiertelnej i ogarnia całą Ziemię.Poświatą swoją ozdabia wszystkie rzeczy, a jej złota korona rozświetla ciemne powietrze.W połowie miesiąca boska Selene kąpie się w Oceanie i ubrana w szaty świetliste zaprzęga jasne rumaki do wozu, z którego lecą dalekie promienie.Wtedy moc jej największa, a jej światło staje się wróżbą dla ludzi.Starożytny grecki hymn (przeł.J.Parandowski)EpilogUzdrowiła go.Pracowała nad jego jawą i czuwała podczas snu jak prawdziwa Selene nad Endymionem.Synteza dzikiego owsa i ostrokrzewu, dokonana z papieskim błogosławieństwem, okazała się rzeczywiście zbawienna.Ugasiła łaknienie krwi, zlikwidowała absurdalne sny o potędze, rozkosz zabijania.Przestał być podobny do Jarowi-ta, Dymitra, Sacharowa.Kły nie rosły już złowrogo na widok każdego jędrnego, tętniącego świeżą krwią ciała.Zaczął przypominać zwyczajnego człowieka, chociaż pozostał pewien rys wyrafinowanego piękna.Coś nieuchwytnego czaiło się nadal w jego błyszczących oczach, w grymasie ust.Skóra zachowała alabastrową gładkość, włosy wspaniały połysk, paznokcie opalizującą strukturę.Podobnie z niezwykłymi mocami.Nie słyszał już tak wyraźnie odległych odgłosów ani nie przenikał wzrokiem ciemności, tym niemniej zmysły reagowały znacznie silniej, niż kiedy był szarakiem.Potrafił bez wysiłku dokonać wielu rzeczy, o których nie mógł wcześniej marzyć.Zamieszkali w tatrzańskiej chacie na skraju Rusinowej Polany.Kryjówka tajnych papieskich służb tylko na zewnątrz przypominała zwykłą bacówkę.W środku kryła urocze gniazdko, a w nim dobrze zaopatrzoną bibliotekę, barek i lodówkę oraz wygodną kapsułę najnowszego typu i wykwitnie wyposażoną łazienkę.Internet umożliwiał natychmiastową łączność z całym cywilizowanym światem.Samara przestrzegała wprawdzie Kolę przed zbyt częstym buszowaniem w sieci, mogliby ich bowiem namierzyć osobnicy nie żywiący najlepszych zamiarów.Azimow nie potrafił sobie jednak odmówić ściągania od czasu do czasu najnowszych wiadomości z Rosji, a w szczególności z Sankt Petersburga, za którym zwyczajnie po ludzku tęsknił, jakkolwiek to chmurne, ośnieżone miasto zdawało mu się obecnie odległym snem.Rodzina carska przeżywała ostatnio wielką tragedię, która stała się tematem pierwszych stron brukowych pisemek.Carewicz Dymitr, wbrew woli rodziny, podróżował po Europie razem z Anetką Kareniną, swoją nową kochanką, świeżo stworzoną wampirzycą.Długi czas udało się im przemieszczać incognito od Monte Carlo do Londynu, od Paryża do Dubrownika.Kiedy wylądowali w ojczyźnie, dziennikarze z ilustrowanych magazynów i komercyjnych kanałów TV dopadli ich na dworcu w Carskim Siole.Osaczeni przez kamery, mikrofony i flesze aparatów fotograficznych, kochankowie rzucili się wpół objęci pod lokomotywę zajeżdżającej właśnie salonki.Koła staromodnego pociągu równiutko obcięły im piękne arystokratyczne głowy, kładąc kres strzygoniowej egzystencji.Straszna historia wywołała długotrwałą publiczną debatę, również w rosyjskiej Dumie, na temat brutalnych metod pracy wścibskich i agresywnych paparazzi.Kola i Samara przeżyli w górach kilka miesięcy.Przetrwali zimę, gdy noce są najdłuższe, a tiomnicy osiągają największą moc.Czasem słyszeli nad szczytami gór furkot niezliczonych chiropterów, chichoty, wycie przelatujących strzyg i strzygoniów.Na szczęście nikt ich nie niepokoił.Bez szwanku doczekali nadejścia wiosny.Świergot ptaków za oknem zapowiadał bliski świt.Wyszli przed chatę na łąkę mokrą od rosy.Wspaniale było podziwiać wschód słońca bez przeciwtermicznych szub i antysolarów.Kola i Samara stali przytuleni, objęci.Nie zauważyli, że za ich plecami wylądował na połoninie niemal bezszelestnie czarno-czerwony lepidopter, który nadleciał od strony Mięguszowieckiego Szczytu.Kiedy się zorientowali, co się dzieje, było już za późno.Dwaj wolni kozacy w liberii Sacharowa, znani detektywowi z Krymu, wykręcili Nikołajowi ręce i rzucili go na kolana.Wprawdzie zginęli ongiś w jałtańskim ogrodzie, lecz Rockefeller musiał ich sklonować, a także transformować.Twarz najpaskudniejszego znów była gładka, bez blizny, oko nie było szklane.Można by stwierdzić, że ofiarowując mu nową egzystencję, Rockefeller wyrządził watażce wielką przysługę.Wąsacz wyglądał jak dawniej.Podobnie kostropaty, który mocno trzymał wierzgającą i wyrywającą się Samarę.Cała trójka otrzymała także dodatkowy złowrogi podarunek od swego szefa, o czym świadczyły karminowe plamy pośrodku czoła.Podobnie wyglądał sam wszechrosyjski milioner, który właśnie wysiadł z lepidoptera w strojnej szubie i antysolarach.Trzecie oko pulsowało także na jego czole, jakby obdarzone własnym życiem.Poprzez ciemne szkła jego żółtawe tęczówki błyszczały złośliwą uciechą.- Witajcie, gołąbeczki - wycedził odymając grube wargi.- Nie było was trudno znaleźć.Koła nie mógł się przecież powstrzymać przed zdobywaniem informacji o naszej matuszce Rosji.Krzepiące w każdym razie, że nie tylko my, Sacharowowie, ale Romanowowie również przeżywają tragedie rodzinne na miarę Atrydów.Ale w dzisiejszych czasach tragedie rodzinne stają się wyłącznie kolejną sensacyjką dla wszystkożernych mediów.Nie mamy swego Szekspira.Tutaj nie wytropią nas szmatławi pismacy ani paparazzi.Moja córko, emanujesz energią, którą wyczułbym nawet na Grenlandii.- I tak do ciebie nie wrócę - warknęła dziewczyna.- Wrócisz, córeczko, wrócisz - zaćwierkał słodziutkoSacharow.- Nie zechcesz przecież dłużej zasmucać nieszczęśliwego ojca.Wybaczam ci bezsensowną ucieczkę.- Wybaczasz?! - krzyknął z wysiłkiem Azimow.-Ośmielasz się jeszcze.- Zamilknij, nędzny sługo - odparł ozięble milioner.-Zły, nieudolny agencie.Nie tego się po tobie spodziewałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]