[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałbym wiedzieć znacznie więcej niż dziś, nim ruszę w drogę.- Nat, nie starczyłoby mi i miliona lat.Jak na każdej planecie z ogromną liczbą krajów i systemów społecznych, wszystko znajduje się w ciągłym ruchu.Zmieniają się warunki, zmieniają się i władcy.Poznacie to bliżej z czasem.Chcę was tylko przestrzec, że drobne potyczki są na porządku dziennym, a większe wojny też by nie wybuchały tak rzadko, gdyby jedna ze stron wiedziała, jak je rozpętać.Pewien generał przed mniej więcej tysiącem lat zawładnął sześćdziesięcioma sześciokątami.Jego ostateczny upadek spowodowała konieczność utrzymywania wydłużonych dróg zaopatrzenia, a także konieczność pozostawienia na zapleczu kilku nie pasujących sześciokątów, których nie udało się podbić i które ostatecznie odcięły go.Nauka nie poszła w las.Sprawy załatwia się dziś raczej sposobem, niż siłą.Oczy Haina zalśniły: - Moja ulubiona gra! - wyszeptał.- A teraz - dokończył Ortega - musicie ruszać.Nie mogę was tu trzymać dłużej niż dzień, trudno byłoby mi wytłumaczyć się przed moim rządem ze zwłoki.I tak zresztą nie można odkładać tego momentu w nieskończoność.- Jest jeszcze wiele innych spraw, wymagających wyjaśnienia! - zaprotestowała Vardia.- Klimat, pory roku, tysiące niezbędnych szczegółów!- Klimat jest w każdym sześciokącie inny, nie ma jednak żadnego związku z położeniem geograficznym - wyjaśnił Ortega.- W każdym przypadku klimat jest regulowany przez mózg.Na całym globie dzień trwa dokładnie połowę doby.Dzień trwa 14 i 1/8 standardowych godzin, tyle samo - noc.Oś nie wykazuje odchylenia! Może jednak zmienić kąt w sposób sztuczny.Widzicie! Mógłbym tak ciągnąć w nieskończoność, a wy ciągle będziecie wiedzieć za mało.Czas ruszać!- A gdybym odmówiła? - spróbowała Vardia, unosząc miecz.Z tą samą imponującą szybkością, jaką się popisał we wczorajszej walce, Ortega rozprostował swoje wężowe sploty niczym ściśniętą sprężynę, chwycił miecz i wrócił za biurko w ułamku sekundy.Popatrzył na nią ze smutkiem.- Nie macie wyboru - powiedział spokojnie.- Czy zechcecie teraz pójść ze mną?Niechętnie, widząc, że dalsza zwłoka na nic się nie zda, ruszyli za ambasadorem Ulików.Poprowadził ich znów tym samym ogromnym, krętym korytarzem, który przemierzali poprzedniego dnia.Cała czwórka miała wrażenie, że wędrówka nie ma końca.Po upływie mniej więcej pół godziny ujrzeli, że korytarz przechodzi w obszerną komnatę.Trzy jej ściany zbudowano z tego samego przypominającego plastik materiału, którym wyłożono ściany gabinetu Ortegi, z tym tylko, że bez tamtych wszystkich ozdób.Czwarta wyglądała jak ściana doskonałej czerni.- To właśnie są Wrota - wyjaśnił Ortega, wskazując na czarną ścianę.- Używamy ich do przemieszczania się pomiędzy naszymi sześciokątami i Strefą, wy natomiast przejdziecie przez nie po to, by trafić tam, gdzie was przydzielono.Proszę, nie obawiajcie się.Wrota nie zmienią waszej osobowości; po okresie dostosowawczym stwierdzicie nawet pewne wzmocnienie waszych intelektualnych możliwości.Dla naszej małej dziewczynki przejście oznaczać będzie powrót do normalności, zerwanie z uzależnieniem, a także usunięcie wszelkich zakłóceń równowagi, jakich użyto dla ograniczenia jej współczynnika inteligencji i jej możliwości.Oczywiście, może nadal pozostać raczej nieciekawą robotnicą rolną, w żadnym jednak przypadku nie będzie ona w gorszym stanie, niż przed jej wprowadzeniem w obecny stan.Nikt się jakoś nie rzucił ku Wrotom.Wreszcie Ortega ponaglił ich.- Drzwi za wami są zamknięte.Nikt, nawet ]a, nie może powtórnie wejść do Strefy, zanim nie uda się do sześciokąta.Tak właśnie ten system działa.- Ja pójdę pierwszy - powiedział Brazil nagle, stawiając krok w kierunku Wrót.Poczuł, że wielka dłoń spoczęła na jego ramieniu, wstrzymując go.- Nie, Nat, nie teraz - powiedział Ortega głosem przypominającym szept.- Ty idziesz ostatni.- Brazil był zaskoczony, rozumiał jednak intencję starego druha.Ambasador miał mu jeszcze coś do powiedzenia w taki sposób, by nie dotarło to do innych.Brazil kiwnął głową i zwrócił się do Haina.- Jak tam, Hain? A może mam cię znowu chwycić w swoje ręce? Teraz nie jesteśmy już w ambasadzie.- Wtedy zaskoczyłeś mnie, kapitanie - odpowiedział Hain z dawnym szyderstwem.- Jeśli jednak pomyślisz przez chwilę, zrozumiesz, że mógłbym cię rozerwać na strzępy.Ambasador Ortega uratował wtedy twoje życie, a nie moje.Pójdę jednak.Moja przyszłość jest po tamtej stronie.- Mówiąc to Hain pewnie podszedł do czarnej ściany i bez wahania wkroczył w nią.Wydawało się, że ciemność wchłonęła go w tym samym momencie.Nic poza tym nie było widać.Vardia i Wu Ju-li zastygły bez ruchu, nie ruszając się ze swoich miejsc w pobliżu wejścia.Ortega odwrócił się i ujął jedną ze swoich sześciu rąk lewe ramię Wu Ju-li, popychając ją łagodnie w stronę ciemnej ściany.Nie stawiała oporu, nim nie znalazła się bardzo blisko niej.Raptem stanęła i krzyknęła: - Nie! Nie! - Z błaganiem - w oczach zwróciła się ku Brazilowi.- Śmiało! - zachęcił ją delikatnie, ona jednak uwolniła z się z ostrożnego uścisku Ortegi i podbiegła do kapitana.Braził popatrzył w jej oczy z łagodnym współczuciem, które, choć dusił je w sobie, rozdzierało mu duszę.- Musisz iść - powiedział jej - musisz.Znajdę cię.Nie drgnęła, zacieśniła tylko uścisk.Nagle została oderwana od niego z taką siłą i szybkością, że ruch ten zbił Brazila z nóg.To Ortega odciągnął ją i jednym szybkim ruchem cisnął w ciemność.Krzyknęła, lecz głos urwał się w chwili, gdy wchłonęła ją ciemność, tak nagle, jakby to było nagranie zatrzymane w pół nuty.- Czasami to parszywa robota - zauważył Ortega posępnie.Odwrócił się i spojrzał na Brazila, który zbierał się z posadzki.- Wszystko w porządku?- Tak - odparł Brazil i spojrzał w pełne smutku oczy stwora.- Rozumiem, Serge - powiedział łagodnie.Potem, jakby dla zmiany nastroju, przeszedł na nutę udawanej wściekłości.- Jeśli chcesz dalej tak mnie tłuc, wynoszę się stąd, choćby nie wiem co.Jego ton trochę rozproszył melancholijny nastrój.Ortega zaśmiał się z przymusem.Wyciągnął górne prawe ramię i zamknął Brazila w uścisku, że łzami w oczach.- Wielkie nieba! Wielkość człowieka zasługuje na więcej uczucia!Wtem odprężył się i zwrócił wzrok ku Vardii, która trwała nieporuszenie w czasie całego wydarzenia.Brazil domyślał się, jakie myśli chodzą jej teraz po głowie.Wychowana przez wszechogarniające państwo, wyszkolona i przeznaczona do określonej funkcji, po prostu nie została zaprogramowana do takiego zakłócenia jej uporządkowanego, zaplanowanego życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]