Home HomePaul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)(eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. IGrzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (2)Huelle Pawel Mercedes BenzJordan Robert Czara Wiatrow cz 1Hobb Robin Czarodziejski Statek t.1 (SCANDick Philip K Tytanscy Gracze (SCAN dal 960)Alistair MacLean HMS Ulisses (3)Ziemkiewicz Rafał Polactwo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tynka123.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Dobry mecz.Przypuszczam, że sekret tkwi w ograniczonej pojemności ludzkich nerwów: chcę za wszelką cenę wyeliminować ze swoich myśli Mamę i jej problemy.W półtorej godziny później, w szczytowym momencie jedenastej rundy - wynik wciąż niepewny - Mama wychodzi z sypialni.Najpierw idzie do łazienki, a później podchodzi do mnie.- Tobie wcale nie zależy, co?Podnoszę wzrok i pociągam przy tym łyk piwa; to trzecia butelka.- Zależy mi, Mamo, ale z naszego gadania jakoś nic nie wynika.Pomyślałem chwilę w ciszy, takie myślenie dobrze człowiekowi robi.Może siądziesz ze mną, popatrzysz na mecz, trochę się uspokoisz.Dalej stoi i patrzy na mnie z góry.Nie zdziwiłbym się, gdyby się nagle na mnie rzuciła z zębami i pazurami, ale nie, powoli zasiada w fotelu.- Co byś, Mamo, powiedziała na szklankę piwa albo kropelkę wina?Trzy bity ciszy.- Ty jesteś pijany.Widzę to.Jesteś taki sam jak bracia twojego ojca.Oni zaczęli pić na poważnie właśnie w twoim wieku.Ja ciebie już od dawna obserwuję.Któregoś dnia policzyłam, że wypiłeś trzy butelki piwa i dwie szklanki wina - tyle wypiłeś w domu, na moich oczach.Bóg jeden wie, ile jeszcze dopijałeś po barach.Właściwie jesteś już alkoholikiem.Osuwam się głębiej w fotel i próbuję skupić uwagę na grze.To coś nowego.Jeszcze nikt nigdy nie nazwał mnie alkoholikiem - matka musiała zrobić to pierwsza.Mając matkę za przyjaciela, człowiek nie potrzebuje już wrogów.Może nie po raz ostatni słyszę ten zarzut, ale ważne, że po raz pierwszy - to kamień milowy w moim życiorysie.- No cóż, Mamo, nie uważam się za alkoholika, ale jeżeli masz ochotę liczyć, to to jest moje trzecie piwo.Nie chcesz pić ze mną - powiedz, ale proszę, bez części artystycznej.Kolejna chwila brzemiennej ciszy.Nie uważałem na mecz i ktoś zdążył zdobyć punkt - nie widziałem nawet ripleja.- Skoro jesz moje jedzenie i pijesz moje piwo, to i ja napiję się wina, zanim przejesz i przepijesz wszystko do końca.Proszę uprzejmie; idę do kuchni i nalewam jej trochę tego obrzydliwego, zimnego, słodkawego wina.Gram serial Wszystko w rodzinie, w domu własnej matki.Z każdym dniem coraz bardziej upodabniam się do Archie Bunkera.Zanim się obejrzę, będę się zwracał do ludzi per “kochany".Z kuchni wołam do niej, czy chce kanapkę z serem.Nie odpowiada, więc robię jedną kanapkę dla siebie, a drugą dla niej.Jak nie będzie chciała, zjem obie.Zapiekam grzanki.Idę do pokoju, podaję Mamie kanapkę.Bez słowa wgryza się w nią i popija łykiem wina.- Dzisiaj będę spała sama.Ja, mężatka, która tyle wycierpiała, jestem zmuszona sypiać sama w pustyni łóżku.Czego ona chce - żebym spał z nią? Wstrzymuję się z odpowiedzią, powtarzam sobie, że Mama jest na granicy obłędu z powodu frustracji i zmartwień.- Przecież mówiłaś, Mamo, że Tato niepokoi cię w łóżku, że ciągle cię budzi i w ogóle nie możesz wypocząć.Teraz masz okazję porządnie się wyspać.W odpowiedzi otrzymuję tylko fuknięcie.Tak mija cały wieczór.Trochę patrzymy w telewizor i Mama już nic nie mówi, poza wygłaszaniem kąśliwych komentarzy o każdym programie i wszystkich biorących w nim udział.Ja milczę.Poszedłbym chętnie z książką do łóżka, ale byłaby to gruba zniewaga, więc staram się skupić na telewizji.Do czasu pójścia spać Mama nieco ochłonęła.Całe szczęście, że nie potrafi konsekwentnie utrzymać żadnej pozy, musi się wciąż zmieniać.Nabieram nadziei, że wszystko się jakoś ułoży: zrobiła scenę, określiła swoje stanowisko, teraz uspokoi się i będzie obcinała kupony.Mimo to postanawiam nocować w pokoju bocznym, w szpitalnej koi z materacem przeciwko odleżynom, tlenem i tak dalej.Ciągle się trochę boję o Mamę: potrafi się doprowadzić do stanu takiej rozpaczy!Po dzienniku o jedenastej oświadczam, że idę do łóżka.Brak reakcji.Wychodzę do bocznego pokoju, rozbieram się, włażę do łóżka i podciągam boczne ścianki.Eksperymentuję chwilę z aparatem tlenowym, żeby się przekonać, jak to jest.Patrzę na Marię i Jezusa.Oddycham nosem, wsysam tlen i przebiegam w myślach swoją mantrę.Moje zszargane nerwy domagają się ukojenia.Musiałem się zdrzemnąć, bo nie słyszałem nawet, jak Mama przechodziła przez hall do swojej sypialni.Zasypiam, podłączony do butli tlenowej, dryfując w powietrzu jak Jules Verne w drodze na Księżyc.Budzę się, patrzę na zegarek: jest druga nad ranem.Obudził mnie terkot telefonu: znak, że Mama wykręca numer z aparatu w salonie.Wciąż jestem na wpół przytomny: to ten tlen.Odłączam się i zakręcam butlę.Do kogo ona, u diabła, może dzwonić o tej porze? Może na Wschód, z myślą o przeniesieniu się do któregoś z braci? Ale przecież na Wschodnim Wybrzeżu jest dopiero piąta rano.Ostrożnie podnoszę słuchawkę.Dzwonek powtarza się z dziesięć razy, nareszcie ktoś odbiera - to Joan.Na pewno śmiertelnie się przeraziła, telefon musiał ją wyrwać z głębokiego snu.- Jack, czy to ty? Coś się stało?Mama przez chwilę się nie odzywa: chyba nie tego oczekiwała.O mało się nie wtrącam, ale chcę usłyszeć, co ona ma do powiedzenia.- Nie, to tylko ja, twoja matka.Chcę rozmawiać z moim mężem, i to natychmiast.Znów cisza.- Chwileczkę, Mamo, jest druga w nocy, Tato śpi.Nie mogę go budzić.I tak ledwo udało mu się zasnąć.- Słyszałaś, co powiedziałam? Chcę rozmawiać z moim mężem.- Mamo, proszę cię, zadzwoń za dnia.Cokolwiek masz mu do powiedzenia, na pewno może to trochę poczekać.Nic ci nie dolega? Gdzie jest Jack?W słuchawce rozlega się fuknięcie.- Czy chcesz zabronić mojemu mężowi rozmowy ze mną?Jestem jego żoną, nie zapominaj o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •