Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalNorton Andre Pani Krainy Mgiel (SCAN dal 778Card Orson Scott Dzieci Umyslu (SCAN dal 922)Rushdie Salman Wstyd (SCAN dal 1148)Tematy NiebezpieczneBorland C Builder 6 Book
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lwy.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Większość trafiła tu z więzień dla dłużników.Wielu pochodzi z tej samej wioski.Najwyraźniej nie podobali się Satrapie, więc podniósł podatki dla osad z ich doliny.Kiedy żaden z mieszkańców nie był w stanie ich zapłacić, wszystkich spędzono i sprzedano han­dlarzowi niewolników.Prawie całą wioskę.Zresztą mówią, że taka rzecz zdarzyła się nie po raz pierwszy.Tak czy owak, sprzedano ich, a potem trzymano w zagrodach i karmiono odpadami.Niektórzy twierdzą, że specjalnie ich odchudzano, by jak najwięcej osób zmie­ściło się w ładowni statku.Za takich prostych ludzi handlarze nie dostają zbyt dobrej ceny, toteż by zarobić, trzeba napakować statek po brzegi.Marynarz podniósł latarnię wyżej.Puste kajdany zwisały ze ścian niczym osobliwe pajęczyny bądź leżały zwinięte na podłodze jak rozgniecione ciała węży.Kennit uprzytomnił sobie, że dotąd był świadom istnienia tylko pierwszego szeregu patrzących na niego istot.Za nimi, jak okiem sięgnąć, leżeli, kucali lub siedzieli w ciem­nościach inni.Poza niewolnikami ładownia była pusta.Gołe deski, w narożnikach kilka garści brudnej słomy, która przywodziła na myśl porzuconą pościel.Wnętrze statku także oblano morską wodą i wyszorowano, niestety nie sposób było doczyścić nasyconego mo­czem drewna i usunąć fetoru z okrętowego ścieku.Smród amonia­ku tak drażnił oczy, że po policzkach pirackiego kapitana potoczy­ły się łzy.Zignorował je i miał nadzieję, że nie są widoczne w pół­mroku.Nie Zakrztusił się tylko dzięki temu, że zaciskał zęby i płytko oddychał.Niczego bardziej nie pragnął, jak tylko wyjść stąd, ale zmusił się do przejścia całej długości ładowni.Po drodze nieszczęśnicy podczołgiwali się do niego i mamrota­li.Kennitowi zjeżyły się włoski na karku, starał się wszakże nie pa­trzeć za siebie i nie sprawdzać, w jak bliskiej odległości idą za nim.Nagle stanęła przed nim jedna z kobiet - śmielsza bądź głupsza od reszty grupy - i podsunęła mu pod oczy szmaciane zawiniątko, któ­re trzymała kurczowo przy sobie.Wbrew woli zajrzał do środka i zo­baczył dziecko.- Urodzone na tym statku - oświadczyła zachrypłe.- Urodzo­ne w niewolnictwie, lecz uwolnione przez ciebie, panie.- Jej palec dotknął niebieskawego znaku “X”, które nadgorliwy handlarz zdą­żył już wytatuować przy nosku dziecka.Kobieta ponownie podnio­sła wzrok na swego wybawcę.W jej oczach dostrzegł dzikość.- Co mogłabym ci ofiarować w podzięce?Kennit starał się zapanować nad mdłościami.Na myśl o jedynej rzeczy, którą mogłaby mu ofiarować kobieta, ścierpła mu skóra na całym ciele.Z ust niewolnicy pachniało zepsutymi zębami w gniją­cych dziąsłach.Wykrzywił usta w parodii uśmiechu.- Nazwij to dziecko Sorcor.Na moją cześć - podsunął zdła­wionym głosem.Kobieta nie dostrzegła sarkazmu w jego tonie, po­nieważ wypowiedziała pod jego adresem błogosławieństwo, po czym rozpromieniona wycofała się, kurczowo przyciskając do piersi chu­de niemowlę.Reszta tłumu przysuwała się coraz bliżej.Wiele osób krzyczało:- Kapitanie Kennit, kapitanie Kennit!Z całych sił starał się powstrzymać przed ucieczką z tego miejsca.Machnął tylko marynarzowi ręką z latarnią i rozkazał charkliwie:- Wystarczy.Widziałem już dość.Nie potrafił ukryć w głosie rozpaczy.Trzymając ściśle przy twarzy perfumowaną chusteczkę, wspiął się szybko po najbliższej drabince.Na pokładzie jeszcze chwilę panował nad ogarniającymi go nudnościami.Ze stężałą twarzą tak długo wpatrywał się w hory­zont, aż był pewny, że nie zhańbi się pokazem słabości.Zmusił się do zastanowienia nad tą nagrodą, którą zdobył dla niego Sorcor.Sta­tek wydawał się dość solidny, ale Kennit wiedział, że nie dostanie za niego przyzwoitej ceny, jeśli kupiec będzie miał dobry węch.- Stracony trud - warknął wściekle.- Zmarnowany czas! Wsiadł na giga i rozkazał, by go zawieziono z powrotem na “Mariettę”.Wtedy właśnie postanowił, że odwiedzi Krzywe.Skoro statek i tak nie przyniesie mu zysku, niech się go przynajmniej szyb­ko pozbędzie i wreszcie zajmie innymi sprawami.Popłynął jednak do osady dopiero późnym popołudniem.Po­myślał, że zabawnie będzie poobserwować, jak oswobodzeni niewol­nicy reagują na miasto i jak ono wita nagły napływ ludności.Może do tej pory Sorcor dostrzegł już szaleństwo swej dobroczynności.Wydał rozkaz chłopcu pokładowemu, który pospiesznie powia­domił kogo trzeba.Gdy Kennit przygładził włosy, włożył kapelusz i wyszedł z kajuty, gig już na niego czekał.Marynarze, których wy­znaczył, by mu towarzyszyli, okazali się chętni jak zaproszone na spacer psy.Każda osada, każde zejście na ląd stanowiło dla nich pożądaną odmianę.Mimo iż kapitan nie dał im zbyt wiele czasu na przygotowania, wszyscy zdążyli wdziać czystsze koszule [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •