Home HomeHolt Victoria Córki Anglii 14 Tajemnica jeziora œwiętego BranokaKatedra Marii Panny w Paryzu Hugo WKing Stephen Desperacja (SCAN dal 836)Linux Podrecznik Administratora SieciPhilip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasuepidemiaAlistair Maclean Szatanski Wirus poprawionyUpalne lato Gabrieli Katarzyna Zyskowska IgnaciakRodney L. Taylor ConfucianismAndre Norton Klatwa Zarsthora EL637HF3UDYIQQ
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oknapcv.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nie ulegało wątpliwości, że stoi przed nimi Jan Valjean.To było jasne.Pojawienie się tego człowieka wystarczyło, aby spra­wa, przed chwilą tak ciemna, wyjaśniła się od razu.Bez żadnych tłumaczeń cały ten tłum, jakby w nagłym olśnieniu, zrozumiał natychmiast tę prostą i wzniosłą historię człowieka, który odda­wał się w ręce sprawiedliwości, aby inny człowiek nie został ska­zany zamiast niego.Szczegóły, wątpliwości, drobne a możliwe zastrzeżenia ginęły wobec tak wielkiego i pełnego blasku czynu.Wrażenie to przeminęło, lecz w owej chwili nikt mu się nie zdołał oprzeć.- Nie chcę dłużej przeszkadzać w rozprawie - podjął Jan Valjean.- Skoro mnie nie aresztują, wychodzę.Mam kilka spraw do załatwienia.Pan prokurator wie, kim jestem, wie, do­kąd jadę, każe mnie aresztować, kiedy uzna za stosowne.Skierował się ku wyjściu.Nie padło żadne słowo, nie wycią­gnęła się żadna ręka, aby mu przeszkodzić.Wszyscy rozstąpili się.W tej chwili miał w sobie coś boskiego, co sprawia, że tłum cofa się i usuwa z drogi przed jednym człowiekiem.Wolnym krokiem przeszedł przez ciżbę.Nie dowiedziano się nigdy, kto otworzył drzwi, ale to pewne, że gdy do nich dotarł, były otwar­te.U progu odwrócił się i powiedział:- Panie prokuratorze, jestem do pańskiej dyspozycji.Po czym zwrócił się do zgromadzonych:- A wy wszyscy, wy wszyscy, którzy jesteście tutaj, macie mnie za godnego litości - prawda? Mój Boże! Gdy pomyślę o tym, co byłem gotów uczynić, uważam, iż jestem godzien za­zdrości.Wolałbym jednak, aby to wszystko nie było się stało.Wyszedł, a drzwi zamknęły się za nim, tak jak się były otwar­ły, ci bowiem, którzy dokonują czynów ponad zwykłą miarę, za­wsze mogą mieć pewność, iż znajdą w tłumie usłużne ręce.W niespełna godzinę później orzeczenie przysięgłych uwol­niło od wszelkiej winy niejakiego Champmathieu, i Champmathieu natychmiast został wypuszczony na wolność.Odchodził ogłupiały, uważając, że wszyscy ludzie powariowali, i nic nie pojmując z całej tej przygody.Księga ósmaKonsekwencjeIW jakim zwierciadle pan Madeleine ogląda swoje włosyŚwitało.Fantyna spędziła w gorączce bezsenną noc, pełną zresztą radosnych urojeń.Nad ranem zasnęła.Siostra Symplicja, która czuwała przy niej, skorzystała z tego snu, aby przygotować nową porcję chininowego naparu.Zacna sio­stra od paru chwil była w laboratorium szpitalnym, pochylona nad swymi lekarstwami i flaszeczkami, przypatrywała im się z bliska z powodu owej mglistej poświaty, którą mrok spowija wszystkie przedmioty.Nagle odwróciła głowę i wydała cichy okrzyk.Za nią stał pan Madeleine.Przed chwilą wszedł bezszelestnie.- To pan, panie merze! - zawołała.Odpowiedział szeptem:- Jakże się miewa ta biedaczka?- W tej chwili nieźle.Ale byliśmy już bardzo niespokojni.Opowiedziała mu przebieg wydarzeń, Fantyna czuła się wczoraj bardzo źle, ale dziś lepiej, ponieważ jest przekonana, że pan mer pojechał po jej dziecko do Montfermeil.Siostra nie śmiała wypytywać pana mera, z wyglądu jego odgadła jednak, i że nie stamtąd wracał.- To dobrze - rzekł.- Miała siostra rację nie wyprowadzając jej z błędu.- Tak - odparła siostra - ale teraz, proszę pana mera, co jej powiemy, kiedy zobaczy pana, a nie zobaczy dziecka?Namyślał się chwilę.- Bóg nas natchnie - odparł.- Nie będzie można przecież kłamać - szepnęła półgłosem siostra.W pokoju rozwidniło się już zupełnie.Światło dzienne padło wprost na twarz pana Madeleine.Przypadkiem siostra podniosła na niego oczy.- Boże! - krzyknęła.- Co się panu stało? Pan ma zupełnie si­we włosy!- Siwe? - zdziwił się.Siostra Symplicja nie miała zwierciadła.Poszperała w szpi­talnym puzdrze i wyjęła małe lusterko, używane przez lekarza dla stwierdzenia, że chory umarł i już nie oddycha.Pan Madeleine wziął lusterko, spojrzał na swoje włosy i rzekł:- Aha!Powiedział to obojętnie, jak gdyby myślał o czymś innym.Siostrze jakby serce ścięło lodem owo coś niewiadome, co przeczuwała w tym wszystkim.Pan Madeleine zapytał:- Czy mogę ją zobaczyć?- Czy pan mer nie sprowadzi jej dziecka? - powiedziała sio­stra, z trudem zdobywając się na to pytanie.- Oczywiście, że sprowadzę, ale na to trzeba co najmniej dwu lub trzech dni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •