[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęła go, nim miał szansę jej odpowiedzieć.Nie szkodzi, nie wiedział przecież, czego szukają.Śladów? Śmieszny pomysł, biorąc pod uwagę wiatr.Krwi? Kawałków metalu i szkła z tylnych świateł harleya? Zdaniem Steve'a szkło i metal były najbardziej prawdopodobne.Na pewno mógł jednak powiedzieć jedno - instynkt nie tylko nakazał mu ten spacer, lecz wręcz się go domagał; ten spacerek był też jedynym sposobem na zapomnienie o niebieskich nieruchomych oczach lalki.Była sobie kiedyś dziewczynka kochająca tę lalkę.tylko, że zostawiła swą Kendusię Niebieskooką leżącą buzią w piasku na poboczu.Mama zapomniała biżuterii, tata zapomniał pieniążków, synek zapomniał autografowanych kart baseballowych.Dlaczego?Gdzieś daleko przed nim Cynthia zatoczyła ryderem szeroki łuk; jaskrawożółty samochód stał z maską skierowaną na zachód.Zgrabnie jej to wyszło; Steve nie był wcale pewien, czy sam potrafiłby tak zgrabnie zawrócić półciężarówką, nawet gdyby podjeżdżał do dystrybutora.Cynthia wysiadła z szoferki, ruszyła ku niemu raźno, nie patrzyła nawet, dokąd idzie, nawet taki wkurzony na rzeczywistość Steve wkurzył się jeszcze bardziej, kiedy znalazła coś, co instynkt nakazywał znaleźć właśnie jemu.- Jejku - wykrztusiła, pochyliła się, podniosła coś i otrzepała z piasku.Podbiegł do niej, jak najszybciej potrafił.- Co.? Co to? - spytał.- Notatnik.- Wyciągnęła rękę, podając mu zeszycik.- Trudno zaprzeczyć, że twój szef rzeczywiście tu był.Na okładce wydrukowane jest przecież J.Marinville.Widzisz?Steve wyjął z jej rąk mały, wygnieciony kołonotatnik i szybko przejrzał kolejne strony.Wskazówki gdzie i jak dojechać, mapki, które on sam narysował szefowi, notatki wypisane wąskim charakterem pisma samego szefa, dotyczące przede wszystkim spodziewanych i zarezerwowanych przyjęć.Pod wydrukowanym w notatniku St.Louis John Marinville zapisał: “Patricia Franklin.Ruda, duże cyce.Nie nazywać jej ANI PAT, ANI PATTY.Poznałeś ją przez Ruch Wyzwolenia Lesbijek.Phill twierdzi, że P.F.aktywnie wspiera prawa zwierząt.Wegetarianka”.Na ostatniej użytej stronie zapisane było tylko jedno słowo, charakterem pisma szefa, ale jeszcze bardziej zamaszystym:DlaI to wszystko.Jakby postanowił dać komuś autograf, ale rozmyślił się w ostatniej chwili.Spojrzał na Cynthię.Skrzyżowała ramiona na nędznej, cherlawej piersi.Pocierała łokcie.- Zimno - powiedziała.- Wiem, że nikt jeszcze nie zmarzł tu, na pustyni, ale mimo wszystko cholernie mi zimno.Dziwne rzeczy dzieją się w okolicy.i robią się, cholera, coraz dziwniejsze.- Jakim cudem ten notes po prostu nie uleciał z wiatrem?- Czysty fart.Trafił na kawałek skały, a potem przysypał go piach.To tak jak z lalką.Gdyby upadła piętnaście centymetrów dalej w jedną albo w drugą stronę, pewnie już byłaby w połowie drogi do Meksyku.- Dlaczego myślisz, że szef go upuścił?- A ty co myślisz? - odparła dziewczyna.Steve otworzył usta, pragnąc zapewnić ją, że nic nie myśli, przynajmniej na razie nic nie myśli, lecz nagle odeszła go ochota od mówienia.Na pustyni coś błysnęło - prawdopodobnie to samo coś, co wcześniej dostrzegła Cynthia, wtedy, kiedy podjeżdżali do kampera, tylko że teraz nie poruszali się i to coś, co błyszczało na pustyni, pozostało na miejscu.Mika zawarta w skałach.nie, możemy się nawet założyć, że to nie mika zawarta w skałach.Steve po raz pierwszy tego dnia naprawdę się przestraszył, przestraszył się aż do bólu.Nim w ogóle uświadomił sobie, co chce zrobić, biegł już w stronę tego błysku, biegł na pustynię.- Hej, nie tak szybko! - krzyknęła dziewczyna, najwyraźniej zaskoczona.- Poczekaj!- Nie, zostań! - odkrzyknął Steve.Przebiegł pędem pierwsze sto metrów, kierując się wprost na błyszczący odbitymi promieniami słońca punkt (tyle że punkt robił się coraz większy i przybierał kształt, który wydał mu się straszliwie znajomy), gdy nagle zakręciło mu się w głowie.Po prostu musiał stanąć.Pochylił się z dłońmi opartymi na udach, tuż nad kolanami, pewny, że każde wypalone w ciągu ostatnich osiemnastu lat cygaro wróciło teraz do życia, by go prześladować.Zawrót głowy mijał powoli, powoli ustawało też huczące mu w głowie niczym młot pneumatyczny bicie serca.Pierwsze, co usłyszał, gdy był już w stanie słyszeć cokolwiek, to wyraźne, a przy tym jakoś dystyngowane i kobiece dyszenie.Odwrócił się.Cynthia biegła lekko, pocąc się mocno, lecz poza tym pozostała świeża i czyściutka.Tyle że loki na głowie trochę się jej spłaszczyły.- Widać cię.jak pryszcz.na nosie - wydyszał, kiedy zatrzymała się obok niego.- Niczego milszego nigdy jeszcze nie usłyszałam od faceta.Zapisz to sobie w swoim cholernym pamiętniku, dobra? I proszę, nie dostań na miejscu ataku serca.Ile ty właściwie masz lat?Steve wyprostował się z wysiłkiem.- Za dużo, żeby interesowały mnie twoje uroki, kurczaczku, i dziękuję, czuję się nieźle.Miło, że pytasz.- Jadący drogą samochód zatrąbił, nawet nie zwalniając.Obejrzeli się nań oboje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]