[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta informacja była nawet krótsza niż pierwszaNa obszarze wytworzonego trójkąta, którego wierzchołek.sięga wsi Little Hampton, a podstawą jest pięciokilometrowy, odcinek wybrzeża morskiego.nie zauważa się dostrzegalnych oznak życia ani wśród zabudowań, ani na polach.Liczbę martwego bydła na pastwiskach ocenia się na 300-400 sztuk.Poza tym trzy stada owiec, które także wydają się martwe.Zidentyfikowano siedem ciał ludzkich.Charakterystyczna pozycja zarówno ludzi, jak i zwierząt wskazuje, że śmierć.nastąpiła w konwulsjach.Przygotowuje się szczegółową analizę.Drugą połowę mojej whisky wypiłem także jednym haustem.Zupełnie jak wodę sodową, miała bowiem podobny do niej smak i skutek.- Co zamierza rząd? - spytałem.- Nie wiem - odparł Generał bezbarwnym głosem.– Oni sami też nie wiedzą.Mają podjąć decyzję przed dziesiątąwieczór.ale teraz chyba zrobią to szybciej, kiedy usłyszą twoją wiadomość.Ona wszystko całkowicie zmienia.Myśleliśmy, że mamy do czynienia z szalejącym, choć bardzo inteligentnym wariatem, a tu zamiast niego chyba mamy jakiśkomunistyczny spisek, który ma na celu zniszczenie najpotężniejszej broni, jaką kiedykolwiek dysponowała Anglia, a tak na dobrą sprawę jakiej nie miał jeszcze żaden kraj.Może to tylko początek spisku, którego celem jest zniszczenie Anglii.Cholera, dopiero teraz przyszło mi to do głowy i jeszcze nie miałem czasu wszystkiego przemyśleć.Czy to możliwe, żeby komuniści chcieli w ten sposób odkryć swoje karty Zachodowi i pokazać, jak bardzo są pewni, że mogą uderzyć tak mocno i skutecznie, by wykluczyć wszelki odwet? A tak by się niewątpliwie stało po wyeliminowaniu Mordon i wirusów.Bóg jedyny wie.Chyba wolałbym.Mieć do czynienia z wariatem.Poza tym, Cavell, nie wiadomo, czy twoja informacja jest prawdziwa.- Tylko w jeden sposób można to sprawdzić, panie generale - rzekłem wstając.- Widzę tam wolny radiowóz z kierowcą Jedziemy pogadać sobie z MacDonaldem?Dotarliśmy do Mordon w równe osiem minut po to tylko, by usłyszeć od wartownika przy bramie, że MacDonald wyszedł przeszło dwie godziny temu.Po następnych ośmiu minutach zatrzymaliśmy się przed frontowymi drzwiami jego domu.-Nigdzie nie paliło się światło i nie było żywej duszy.Gospodyni, pani Turpin, jeszcze nie powinna wyjść na noc, ale jednak wyszła.MacDonald również wyszedł, lecz nie na noc, tylko na zawsze.Nasz ptaszek wyfrunął.Opuszczając dom nawet się nie pofatygował, żeby zamknąć drzwi na klucz.Za bardzo się śpieszył.Weszliśmy do hallu włączyliśmy światło i naprędce przeszukaliśmy parter.Żadnego ognia na kominku, zimne kaloryfery, w powietrzu nie czuło się woni gotowanych posiłków ani papierosowego dymu.Jeśli ktoś tu był, to nie uciekł przez okno z tyłu domu, kiedy myśmy wchodzili frontowymi drzwiami.Wyszedł stąd bardzo dawno.Poczułem się stary, hory i zmęczony I głupi.Teraz bowiem zrozumiałem, dlaczego zniknął stąd w takim pośpiechu.Nie tracąc czasu, obeszliśmy cały dom, począwszy od ciemni na strychu.Drogi sprzęt fotograficzny stał tak samo jak podczas mojej ostatniej wizyty, lecz tym razem zobaczyłem go w innym świetle.Mając do dyspozycji w pewne fakty sprawie mojego wyjazdu do Paryża.Bóg jedyny wie, jak długo stała w drzwiach.Obserwowała mnie i widziała, że ,trzymam te listy.Na pewno wszystko zauważyła, łącznie z tym, że utykam, i zadzwoniła do MacDonalda.Powtórzyła o czym rozmawiałem.Od razu domyśliła się że to ja bez względu na to, czy utykałem, czy nie.Cholera, to wszystko moja wina - powtórzyłem.- Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby ją podejrzewać Uważam, że powinniśmy z nią porozmawiać.Oczywiście, jeśli jeszcze zastaniemy ją.Musiała podsłuchiwać, kiedy dzwoniłem do Generała nieodpowiednią ilość czasu, nawet Cavell może dojść do jakiegoś wniosku.Przeszliśmy do sypialni, lecz nie było tam śladów pakowania się czy pośpiesznej ucieczki.To dziwne Ludzie udający się w podróż, z której nie zamierzają wrócić, zwykle biorą ze sobą choć.trochę rzeczy bez względu na to, jak bardzo się spieszą Sprawdzenie łazienki dało równie intrygujące wyniki.Brzytwa, pędzel, krem do golenia, szczoteczka do zębów - niczego nie zabrano.Pomyślałem bez związku, że dawny dowódca MacDonalda nie będzie zbyt zachwycony, kiedy przyjedzie, a tu nie ma kogo identyfikować.Kuchnia jeszcze bardziej nas zaskoczyła.Wiedziałem, że pani Turpin zwykle wychodzi o pół do siódmej, kiedy Mac- bumy Donald wraca do domu.Zostawia mu przygotowany posiłek, a on sam się obsługuje i zostawia brudne naczynia, które ona zmywa następnego dnia rano.Lecz w kuchni nie było nawet śladu gotowania - ani rusztu w piekarniku, ani garnków z jeszcze ciepłym jedzeniem, elektryczna kuchenka zaś tak zimna, że z pewnością nikt jej nie używał od wielu godzin.- Ostatni z funkcjonariuszy, którzy robili tutaj rewizję, wyszedł najpóźniej o pół do czwartej powiedziałem.– Nie widzę żadnego powodu dla którego pani Turpin nie miałaby ugotować kolacji dla MacDonalda.a MacDonald wygląda mi na faceta, który by się wściekał, nie znajdując gotowego żarcia.A ona niczego nie przygotowała.Dlaczego? -Bo wiedziała, że nie będzie potrzebne- Musiała coś usłyszeć albo zobaczyć i zorientowała się, że nasz zacny doktorek nie zabawi tu zbyt długo, kiedy mu o tym powie.To znaczy, że była z nim w zmowie albo przynajmniej wiedziała o działalności MacDonalda.- To moja wina - przyznałem ze złością.- Przeklęta baba.Hardanger ruszył do telefonu a Generał udał się ze mną do gabinetu MacDonalda.Podszedłem do dużego biurka, w którym znaleziono korespondencję i fotografie MacDonalda.Było zamknięte na klucz.- Zaraz wrócę, panie generale - powiedziałem i wyszedłem na dwór.W garażu nie znalazłem nic odpowiedniego.Za garażem stała duża szopa z narzędziami.Włączyłem latarkę i rozejrzałem się.Narzędzia ogrodnicze, kupka szarych cegieł z żużlobetonu, sterta pustych worków po cemencie stół warsztatowy i rower.Nie znalazłem młotka ciesielskiego, którego szukałem, ale natknąłem się na spory toporek, niemal jak on przydatny.Wróciłem z nim do gabinetu i akurat zbliżałem się do biurka, kiedy wszedł Hardanger.Chcesz je rozwalić? - spytał.się Hardanger.A może MacDonald mi zabroni? ponuro odezwałem się.Zamachnąłem się dwa razy i szuflada poszła w drzazgi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]