[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrzęczał znowu interkom i zachrypiał w nim drżący, starczy głos pani Frick. Panie Runciter, grupa naszych inercjałów czeka, aż pan zechce ich przyjąć.Mówią, że wezwał ich pan w związku z nowym planowanym zadaniem.Czy mapan dla nich teraz czas? Niech ich pani do mnie poprosi polecił Runciter.47 Zatrzymam ten pierścionek oznajmiła Pat, wskazując na ślubną obrącz-kę ze srebra i nefrytu, którą na innej ścieżce czasowej wybrali oboje z Joem.Zdecydowała się zachować ten jeden element alternatywnego świata.Zastana-wiał się, czy i jakie prawa wobec jego osoby mogła ponadto zachować.Miał na-dzieję, że nie ma żadnych, przytomnie nie odezwał się jednak.Lepiej było w ogólenie pytać.Drzwi gabinetu otworzyły się i zaczęli wkraczać inercjałowie; na chwilę nie-pewnie przystawali, potem zaczęli siadać, zwracając się w kierunku biurka Run-citera.Glen przyjrzał im się i zaczął przeglądać leżącą przed nim stertę dokumen-tów; najwyrazniej usiłował ustalić, czy Pat zmieniła w jakiś sposób skład grupy. Edie Dorn powiedział tak, to pani. Zerknął na nią i na siedzącegoobok niej mężczyznę. Hammond.W porządku, Hammond.Tippy Jackson spojrzał na nią badawczo. Przyjechałam najszybciej, jak mogłam odezwała się pani Jackson.Dał mi pan bardzo mało czasu, panie Runciter. Jon Ild odczytał kolejne nazwisko Runciter.Rozczochrany, kędzierzawy chłopak pomrukiem zgłosił swą obecność.Jegopewność siebie, stwierdził Joe, jakby się trochę zmniejszyła: wydawał się terazzamknięty w sobie i nieco oszołomiony.Ciekawe byłoby stwierdzić, ile on pamięta, pomyślał Joe.Co utrwaliło sięw pamięci ich wszystkich, pojedynczo i zbiorowo. Francesca Spanish mówił dalej Runciter.Odezwała się przystojna, podobna do Cyganki ciemnowłosa kobieta, od którejemanowało szczególnego rodzaju napięcie, Podczas ostatnich kilku minut, panie Runciter, kiedy czekaliśmy w pań-skim sekretariacie, usłyszałam tajemnicze głosy i dowiedziałam się od nich róż-nych rzeczy. Czy to pani jest Francesca Spanish? spytał cierpliwie Runciter.Wydawałsię znużony bardziej niż zwykle. To ja; zawsze się tak nazywałam i zawsze będę się tak nazywać w głosiepanny Spanish brzmiało głębokie przekonanie. Czy mogę panu powiedzieć, cooznajmiły mi te głosy? Może pózniej zaproponował Runciter, sięgając po akta następnej osoby. Ale ja muszę to powiedzieć oznajmiła drżącym głosem panna Spanish. W porządku zgodził się Runciter. Zrobimy kilka minut przerwy.Otworzywszy szufladę swego biurka, wyjął tabletkę amfetaminy i zażył ją bezpopijania. Proszę nam powiedzieć, co oznajmiły pani te głosy, panno Spanish. Zerknął w kierunku Joego i wzruszył ramionami. Ktoś zaczęła panna Spanish przeniósł nas wszystkich przed chwiląw obręb innego świata.Osiedliliśmy się w nim i żyliśmy tam jako jego miesz-kańcy, a potem za sprawą jakiejś wielkiej, wszechogarniającej potęgi duchowej48powróciliśmy na nasz własny świat. To zrobiła Pat wyjaśnił Joe Chip. Pat Conley, która właśnie od dziśzaczęła pracować w naszej firmie. Czy jest pan Tito Apostos? spytał Runciter.Wyciągając szyję, rozglądałsię wśród siedzących w pokoju osób.Aysy mężczyzna wskazując na siebie palcem, potrząsnął kozią brodą.Miałna sobie niemodne, obcisłe w biodrach spodnie ze złotej lamy, a jednak wyglą-dał dość elegancko.Może przyczyniały się do tego wielkie jak jajka guziki jegozielonej koronkowej bluzy; w każdym razie emanowała od niego wielka godnośći niezwykła wyniosłość.Joe poczuł, że ów człowiek zrobił na nim wrażenie. Don Denny przeczytał Runciter. Tu jestem, sir odezwał się pewnym siebie barytonem, przypominają-cym głos syjamskiego kota, szczupły, poważnie wyglądający mężczyzna, którysiedział na krześle wyprostowany, z dłońmi na kolanach.Miał na sobie tunikę zesztucznego włókna, skórzane kowbojskie spodnie przybrane gwiazdkami z imita-cji srebra i sandały.Jego długie włosy przewiązane były wstążką. Jest pan antyanimatorem powiedział Runciter, zaglądając do właściwe-go arkusza. Jedynym, jakiego zatrudniamy. Zwrócił się do Chipa: Mamwątpliwości, czy będzie nam potrzebny.Może powinniśmy wziąć na jego miejscejeszcze jednego antytelepatę; potrzebujemy ich jak najwięcej. Musimy być przygotowani na wszystko stwierdził Joe. Nie wiemyprzecież, z czym mamy do czynienia. I ja tak sądzę Runciter kiwnął głową. W porządku.Sammy Mundo.Młody człowiek o małym nosie i drobnej, przypominającej melon głowie,ubrany w spódnicę maxi, podniósł rękę niezdecydowanym, mechanicznym ge-stem, jak gdyby, pomyślał Joe, jego ciało zrobiło to bez udziału mózgu.Znał tegoczłowieka.Mundo wydawał się o wiele młodszy, niż był w istocie: proces roz-woju tak fizycznego, jak i umysłowego dawno już się u niego wstrzymał.Podwzględem inteligencji Mundo znajdował się na poziomie szopa: umiał chodzić,jeść, kąpać się, a nawet w pewien sposób mówić.Jego zdolności antytelepa-tyczne były jednak znaczne.Zdarzyło się kiedyś, że sam jeden przyćmił S.DoleMelipone a; gazetka firmy rozpisywała się o tym przez wiele miesięcy. Ach, tak powiedział Runciter. Doszliśmy do Wendy Wright.Joe jak zawsze skorzystał z okazji, by przyjrzeć się dokładnie dziewczynie,którą gdyby mu się to udało chętnie uczyniłby swą kochanką albo jeszczechętniej żoną.Wydawało się niemożliwe, żeby Wendy Wright składała się jakinni ludzie z krwi i organów wewnętrznych.W jej sąsiedztwie czuł się jak drobny,tłusty, spocony, niewykształcony żarłok o rozklekotanym żołądku i świszczącymoddechu.Zaczynał wtedy zdawać sobie sprawę z mechanizmów, które utrzymujągo przy życiu: pompy, rury, zawory, sprężarki i paski klinowe musiały z hałasemwykonywać w jego organizmie swą pozbawioną szans powodzenia pracę, skazaną49ostatecznie na klęskę.Widząc jej twarz, miał wrażenie, że jego własna jest krzy-kliwą maską, obserwując jej ciało, czuł się jak tandetna, nakręcana zabawka.Całabyła w subtelnych kolorach, jakby delikatnie podświetlonych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]