[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy hobbici z Shire'u weszli, mieszkańcy Bree powitali ich przyjaznym chórem.Obcy goście, a zwłaszcza ci, którzy przyjechali Zieloną Zcieżką z południa, przyglądaliim się ciekawie.Gospodarz zapoznał nowo przybyłych ze swoimi rodakami, ale załatwiłto tak szybko, że nie mogli się zorientować, które nazwisko do kogo należy.Wszystkieniemal nazwiska ludzi z Bree przypominały nazwy botaniczne i brzmiały dla uszuhobbitów z Shire'u dość dziwacznie.Niektórzy spośród hobbitów nazywali się podobniejak ludzie.Większość jednak nosiła zwyczajne hobbickie nazwiska, a więc Banks,Brockhouse, Longhole, Sandheaver czy Tunnely, rozpowszechnione również w Shire.Znalazło się kilki Underhillów ze Staddle, a że nie wyobrażali sobie wspólnoty nazwiskabez pokrewieństwa, przygarnęli Froda od razu jak odzyskanego kuzyna.Hobbici z Breebyli z natury przyjacielscy i dociekliwi, toteż Frodo wkrótce zrozumiał, że nie wymiga sięod wyjaśnień na temat swoich poczynań.Wyznał więc, że interesuje się historią orazgeografią (co przyjęli kiwając z zapałem głowami, jakkolwiek żadne z tych słów nie byłopospolite w tutejszym dialekcie).Powiedział, że zamierza napisać książkę (na tooniemieli ze zdumienia) i że wraz z przyjaciółmi zbiera wiadomości o życiu hobbitówpoza granicami Shire'u, szczególnie w krajach wschodnich.Wówczas zaczęli gadać wszyscy naraz.Gdyby Frodo naprawdę chciał napisaćksiążkę i gdyby miał więcej niż jedną parę uszu, zebrałby w ciągu pięciu minut materiałdo kilku rozdziałów.Jeśliby mu to nie wystarczyło, gotowi byli sporządzić długą listęosób - z "kochanym starym Barlimanem" na czele - zdolnych udzielić bardziejszczegółowych informacji.Ponieważ jednak Frodo nie zdradzał ochoty tworzenia swegodzieła natychmiast i w sali gospody, hobbici powrócili do pytań o nowiny z Shire'u.Frodo odpowiadał niezbyt skwapliwie, toteż wkrótce znalazł się osamotniony w kącie izaczął się przysłuchiwać oraz przyglądać towarzystwu.Ludzie i krasnoludy mówili przeważnie o wydarzeniach odległych i powtarzalisobie wiadomości, z którymi Frodo zdążył się już aż nadto oswoić.Gdzieś daleko napołudniu szerzył się niepokój, ludzie, którzy przybyli Zieloną Zcieżką, wynieśli sięstamtąd i szukali, jak się zdawało, kraju, gdzie mogliby osiąść spokojnie.MieszkańcyBree wprawdzie szczerze im współczuli, lecz najwyrazniej nie mieli ochoty przyjmowaćwiększej liczby cudzoziemców do swojej małej ojczyzny.Jeden z podróżnych, człowiek122szpetny i zezowaty, prorokował na najbliższą przyszłość wielki napływ zbiegów zpołudnia.- Jeżeli im nie udzielicie miejsca, znajdą je sobie sami.Mają takie samo prawo do życiajak inni - powiedział głośno.Mieszkańcy Bree kwaśnymi minami pokwitowali tę przepowiednię.Hobbici puszczalimimo ucha te rozmowy, które na razie ich nie dotyczyły.Duzi Ludzie nie mogą przecieższukać kwater w hobbickich norach.Znacznie bardziej interesowali ich Sam i Pippin,którzy, zupełnie już w gospodzie zadomowieni, wesoło rozpowiadali nowiny z Shire'u.Pippin wywołał wiele śmiechu historyjką o zawaleniu się stropu ratusza w MichelDelving: burmistrz, Will Whitfoot, najgrubszy hobbit w całej Zachodniej wiartce,zasypany został tynkiem tak, że wylazłszy przypominał przyprószony cukrem pączek.Zadawano jednak także pytania kłopotliwe dla Froda.Jeden z miejscowych hobbitów,który widać nieraz bywał w Shire, koniecznie chciał wiedzieć, gdzie mieszkała rodzinaUnderhillów i jakie miała koligacje.Nagle Frodo spostrzegł, że siedzący w cieniu pod ścianą mężczyzna, z wygląducudzoziemiec, ogorzały od słońca i wiatru przysłuchuje się tej pogawędce z niezwykłąuwagą.Obcy człowiek popijał z wysokiego kufla i ćmił fajkę na długim, dziwnierzezbionym cybuchu.Nogi wyciągnął przed siebie pokazując buty z cholewamisporządzone z miękkiej skóry i zgrabnie przylegające do łydek, lecz mocno zniszczone izabłocone.Otulony był w dobrze wysłużony, gruby, ciemnozielony płaszcz i mimogorąca w izbie naciągnął kaptur na głowę tak, że twarz niknęła w jego cieniu, tylko błyskoczu zdradzał zainteresowanie, z jakim śledził hobbitów.- Co to za jeden? - spytał Frodo, gdy udało mu się szepnąć słówko panu Butterburowi.-Nie pamiętam, żebyście go nam przedstawili.- Ten tam? - również szeptem odpowiedział gospodarz zerkając nieznacznie spod oka.-Nie wiem nic pewnego.jeden z tych wędrowców, nazywamy ich Strażnikami.Małomówny gość, ale jeżeli się odezwie, zawsze ma coś ciekawego do opowiedzenia.Znika na miesiąc albo na rok, potem znów tutaj zagląda.Wiosną kręcił się tutajustawicznie, ale ostatnimi czasy jakoś go nie widziałem.Prawdziwego jego nazwiskanigdy nie słyszałem, znają go w okolicy wszyscy z przezwiska Obieżyświat.Chodziwielkimi krokami, nogi ma długie, ale nikomu się nie zwierza, dokąd mu tak pilno idlaczego.Kto by tam zresztą zrozumiał dziwaków ze wschodu i zachodu, jak się to mówiw Bree mając na myśli Strażników i hobbitów z Shire'u, z pańskim przeproszeniem.Zabawny zbieg okoliczności, że pan o niego pyta, bo.- Ale w tej chwili ktoś odwołałgospodarza domagając się piwa i pan Butterbur nie wytłumaczył Frodowi, co w tymwidział zabawnego.Frodo zauważył, że Obieżyświat patrzy teraz wprost na niego, jakby się domyślił,że o nim była mowa.Skinął ręką i kiwnął głową zapraszając Froda do swojego stołu.Kiedy hobbit przysunął się, obcy człowiek zrzucił kaptur odsłaniając potargane bujnewłosy, ciemne, lecz przetykane siwizną, i ukazując bladą, surową twarz o bystrych,szarych oczach.- Nazywam się Obieżyświat - rzekł ściszonym głosem.- Bardzo mi miło poznać pana,panie.Underhill, jeżeli stary Butterbur nie pomylił nazwiska.- Nie pomylił - chłodno odpowiedział Frodo.Bardzo nieswojo się czuł pod przenikliwymspojrzeniem tych szarych oczu.- Na twoim miejscu ciągnął Obieżyświat powstrzymałbym młodych przyjaciół,którzy zanadto rozpuszczają języki.Piwo, ogień na kominku, przypadkowe znajomości to rzeczy przyjemne, ale.ale nie jesteśmy w Shire.Kręcą się tu rozmaite dziwne figury.Pewnie myślisz, że kto jak kto, ale ja nie mam prawa tego mówić? dodał wykrzywiającusta w uśmiechu, zauważywszy widać wyraz oczu Froda. Pokazali się w ostatnichdniach jeszcze dziwniejsi goście w Bree powiedział, bystro patrząc w twarz hobbitowi.123Frodo odwrócił wzrok, ale nic nie rzekł, a tamten przestał nalegać.Całą uwagę poświęciłteraz Pippinowi.Frodo z przerażeniem uświadomił sobie, że lekkomyślny młody Tuk,zachęcony sukcesem, jaki odniosła jego anegdotka o grubym burmistrzu z MichelDelving, popisuje się z kolei humorystycznym opowiadaniem o pożegnalnym przyjęciuurodzinowym Bilba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]