[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po raz pierwszy zobaczyłżem samego cesarza, niedużego mężczyznę, jadącego naswoim słynnym białym koniu.Jeden ze strzelców prosił księcia o pozwolenie na zabi-cie Bonapartego, bo był wystarczająco, blisko, ale książę natarł mu uszu, mówiąc, że ofi-cerowie wrogich armii nie powinni się nawzajem mordować.Książę był prawdziwymdżentelmenem, czego nie można powiedzieć o Napoleonie.W ogromnym napięciu czekaliśmy na rozpoczęcie bitwy Przez całą ostatnią noc lało,było szaro i ponuro, a strzelcy musieli stać z bronią na ramieniu, a pod nogami mielibłoto.Nie baliśmy się, bo Wellington był z nami, chociaż wiedzieliśmy, że nasza armiajest znacznie mniejsza od napoleońskiej i nie mieliśmy pojęcia, gdzie jest wojsko pru-skie, które miało nam przyjść z pomocą, ale było rozproszone po całej Francji.Przez pięć godzin leżeliśmy, zwróceni twarzami do wroga, a Wellington, rozdraż-niony brakiem wiadomości o Blucherze i Prusakach, nawet odezwał się niegrzeczniedo lorda Uxbridgea, co przed bitwą prawie mu się nie zdarzało, bo zawsze był spokojnyi opanowany, i za co pózniej przeprosił jego lordowską mość, który stracił w walcenogę.Cóż, nie będę ci opowiadał szczegółowo o, bitwie, bo zanudziłbym cię tylko.Zresztą sam mało, co pamiętam, takie panowało zamieszanie.Gwardia broniła farmyHougomount i mój pan zostawił księcia w ogniu walki, żeby pomóc tamtemu bata-lionowi, bo Francuzi napierali i nasi tracili mnóstwo ludzi.Cała farma stała w ogniui trudno było dojrzeć, kto, z kim walczy, bo zarówno czerwone, jak i niebieskie mun-149dury pokryte były krwią i błotem.Marszałek Ney z jakiegoś powodu uznał, że musizająć Hougomount i rzucał tam jedną dywizję za drugą, chociaż jego oddziały przy-dałyby się bardziej w walce z główną armią Wellingtona.Ale nasi chłopcy się trzyma-li, chociaż słyszeliśmy, że inna farma La Maye Sainte, wpadła w ręce Neya, który omalnie przebił się przez linię frontu.Niewiele już brakowało mniej, niż myśli większośćludzi ale póznym popołudniem przybył Blucher i nas uratował.Ja długo przedtemprzestałem brać udział w bitwie.Pamiętam, że rozdzielono mnie z moim panem, wal-czącym na własnych nogach tam, gdzie kłębił się najgęstszy tłum, i ja też miałem bagnetna wierzchu i dzgałżem nim i odparowywałem ciosy, aż poczułżem potężne uderzeniew ramię i moja odcięta ręka upadła obok na ziemię.Potem nic nie pamiętam, obudził-żem się dopiero w polowym szpitalu; wokół leżało wielu mi podobnych, a obcięte nogii ręce były porozrzucane po całym namiocie.Zapach krwi, brudu i brandy był duszący,krzyki konających i rannych przejmujące; dano mi brandy, żeby uśmierzyć ból, ale za-nimżem zdążył poczuć działanie alkoholu, znów zemdlałem.W gorączce walki i zwy-cięstwa mój pan stracił mnie z oczu i znalazł mnie dopiero nazajutrz, bo zostałżem za-brany ze wszystkimi rannymi do Brukseli.Pułkownik płakał, kiedy zobaczył moją ranęi zrozumiał, że nie będę mógł mu dłużej służyć, bo zdążyliśmy się już dobrze poznać.Książę potrzebował go w Brukseli, więc pułkownik kazał mi wracać do domu i zapew-nił, że niczego mi nie będzie brakować.Ale jestem pewien, że ani mój pan, ani książę niewiedzieli, jak zle traktowano nas, żołnierzy w kraju, o który przez tak wiele lat walczyli-śmy.Kiedy wylądowaliśmy w Anglii, zostaliśmy rozpuszczeni, zanim nasze rany się wy-goiły i tak znalazłżem się w Londynie, gdzie napadli mnie bandyci i okradli.Nie mającsię dokąd zwrócić, ruszyłżem pieszo do domu, osłabiony z powodu rany, która się otwo-rzyła, a wszyscy po drodze brzydzili się widokiem świeżej krwi i nie chcieli mi pomóc.Mówię ci, dziewczyno, że cudem tylko przeżyłżem tę długą wędrówkę; czasem jakiśdobry człowiek podwiózł mnie wozem albo jakaś kobieta pozwoliła mi się gdzieś prze-spać i dała coś do zjedzenia.Nie potrafię powiedzieć, ile dni i tygodni szedłem, myśląccały czas o chwale, którążem dzielił z moim panem na polu bitwy i poza nim, bo służe-nie komuś, o kim dobrze myślą i jego ludzie, i dowódcy, jest zaszczytem.I oto, co mniena koniec spotkało: byłem bez pieniędzy, ubranie na mnie wisiało w strzępach i nogi mikrwawiły, bo podeszwy butów dawno się poprzecierały.Aż wreszcie zobaczyłżem nasz dom, wszedłszy na wzgórze i siły nagle mnie opuściły,tak jak po ciężkiej bitwie, kiedy człowiek się zastanawia, jak w ogóle dał radę walczyć;tak samo kiedym ujrzał chatę mojej matki i dym unoszący się z komina, zdziwiłżem się.Jak mi się udało przeżyć długą wędrówkę z Londynu.Brat znalazł mnie leżącego bezducha na polu, a resztę już wiesz.Zciskał mi dłonie i położył głowę na moich piersiach, bo opowiadanie go zmęczyło,150a mnie ogarnęła taka miłość i czułość, że łzy cicho spływały mi po twarzy, kiedy Rogerusnął w moich ramionach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]