[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie myślą: Po co mamy przelewać krew, kiedy nasiprzeciwnicy wytłuką się nawzajem?".- W takim razie, dlaczego się ich nie pozbyliście?- Zgodnie z oceną Chossa Gwardziści nie są poważnym za-grożeniem, mimo że mają Zaprzysiężonych.Jest przekonany, że ichsiły są za małe.- Oceną? - powtórzył Imotan.- Opieracie się na ocenach, gdystawka jest tak wysoka?Toc wzruszył ramionami.- Każda bitwa jest ryzykiem.Podejmujemy decyzje i mamynadzieję, że nie popełniliśmy poważnych błędów.Szaman chrząknął, z niechęcią przyznając mu rację.- A Laseen? Gdzie ona jest? Toc spojrzał na wschód.- Jeszcze nie przybyła.Zapewne teraz przebywa na tyłach.Imotanryknął ochrypłym śmiechem.- Dlaczego nie miałbym tam wysłać swoich wojowników, by się odniej uwolnić?- Dlatego że zapewne pilnują jej wszystkie szpony i magowiekadrowi na kontynencie.- Ach, tak.- Szaman uśmiechnął się szyderczo.- Wasi sławetnimagowie.Gdzie oni teraz są? Gdzie się podziali Tay-schrenn, Loczek iNightchill? Po co w ogóle zbieramy żołnierzy, jeśli w dawnychczasach wasi magowie zamieniliby całą dolinę w gorejący koszmar?Toc przesunął się w siodle, spoglądając z ukosa na szamana.Jegomyśli zmierzają w bardzo dziwnych kierunkach.Może to po prostuniepokój przed nadchodzącą bitwą?- W dawnych czasach też formowaliśmy szyki, Imotan.Nawet gdymieliśmy Tayschrenna.Magowie nie mogą utrzymać terytorium.Wostatecznym rozrachunku zawsze rozstrzygają zwykli żołnierze,piechociarze albo włócznicy.To oni wygrywają wojny.- A ja sądzę, że jest inaczej.- Imotan zahaczył nogę o łęk siodła.-Uważam, że wy, Malazańczycy głupio zmarnotrawiliście swojetalenty.Wypaliliście je albo wpędziliście w obłęd, próbując pochwycićwięcej niż mogliście utrzymać.- Spojrzał Tocowi prosto w oczy.- Ateraz już nie macie nikogo, kto zasługiwałby na tę nazwę.Toc nie odwrócił wzroku.Zmarszczył mocno brwi.Nie był pewien,jak odpowiedzieć na te słowa, czy raczej - prowokację.Czy mógł jepodważyć? Do czego zmierzał Imotan?Szaman wskazał na pole bitwy.- Ach.Coś się dzieje.Toc spojrzał w dół.Na polu bitwy zapanował totalny chaos.Harcownicy Laseen nie czekali, aż ciężka piechota ustawi sięw formacje.Ruszyli naprzód następującymi po sobie falami.Klękali i strzelali, a potem cofali się za kolejny szereg, który zajmowałich miejsce.Na Złotych Moranthów spadał nieustanny grad pocisków.Wykazali się jednak zdumiewającą dyscypliną i ich formacje się nierozsypały.Taliańskie i falarskie falangi na ich skrzydłach równieżsformowały już szyki.Toc spojrzał na jednego ze swych oficerów.- Wyślij wiadomość do Urka.Niech da sygnał do ataku! -Zwróciłsię do Imotana.- To dziwne, że Laseen tak szybko wysłałaharcowników w pole.Możliwe jednak, że nie miała w tej sprawie nicdo powiedzenia.Twoje oddziały powinny odzyskać panowanie nadpolem bitwy.Jeśli łaska, Imotan.Szaman skinął głową i odesłał kolejnego ze swych strażników.Nadole oddziały Ligi gorączkowo wymieniały sygnały za pomocą flag.Złoci jak jeden mąż wyciągnęli ciężkie, zakrzywione miecze iruszyli do natarcia.Najwyrazniej Urko wydał już rozkaz albo V'thellpo prostu stracił cierpliwość.Falangi na obu skrzydłach równieżruszyły naprzód, osłaniając Moranthów.Harcownicy cofnęli sięwyraznie.Na drugim końcu niecki pojawiły się wysokie imperialnechorągwie, sygnalizujące obecność Gburki.To znaczy Laseen,poprawił się Toc.Towarzyszyła jej kolumna untańskiej kawalerii.Nadjezdzcami powiewały chorągwie wielu szlacheckich rodów.Po obustronach kolumny maszerowały oddziały ciężkiej piechoty.Do Toca podjechał taliański kurier.Jezdziec ściągnął gwałtowniewodze.- Głównodowodzący Urko pyta o rozmieszczenie Seti - wy-dyszałmężczyzna.Twarz miał zaczerwienioną z wysiłku.Nie wątpię, że pyta, chociaż raczej nie w tych słowach.- Za chwilę zaatakują nieregularne oddziały.Jezdziec zasalutował.- Tak jest.Zawrócił wierzchowca, wbił żelazne strzemiona w jego boki ioddalił się cwałem.Imotan spojrzał w oczy Toca, a potem na wzgórza.- Seti przybyli zgodnie z obietnicą, Tocu Starszy.Na wszystkich wzniesieniach na północy stał długi, falujący szeregzłożony z tysięcy lekkich lansjerów.Z ust nieregularnych untańskichżołnierzy wyrwał się chóralny jęk.Grad bełtów -chwilami tak gęsty, żeich chmury przesłaniały widok - osłabł, a po chwili zniknął zupełnie.Odsłonięci ludzie roili się niczym mrówki wokół trzech czworobokówpiechoty, szukając schronienia w ich wnętrzu.Toc potrafił sobiewyobrazić, jak się czują żołnierze zmuszeni do odpychania towarzyszybroni.Gdyby ich jednak wpuścili, szyki utraciłyby spójność.Niemniej jest ich bardzo wielu.Jeśli zdołają się przegrupować,podjąć walkę.- A teraz, Toc - ciągnął Imotan, podnosząc głos.Uniósł rękę.-Dowiedz się, że Seti są wolnym ludem i mają swobodny wybór.Dlatego postanawiamy odejść!Skinął na chorążego.Ten zatoczył krąg wysokim krzyżem,obwieszonym świeżo zdartymi białymi skórami oraz czaszkamizwierząt.Na nagą głowę Toca spadły kropelki krwi.Wzdrygnął się zniesmakiem.Odejść? Jak to, odejść?Czekający na niskich wzgórzach Seti odwrócili się nagle jak jedenmąż i odjechali.Toc wytrzeszczył oczy ze zdumienia, rozglądając sięna obie strony.Co to ma znaczyć?Odziani w białe futra strażnicy Imotana zajęli pozycje międzyTokiem a szamanem, który również zawrócił konia Co to ma znaczyć?- Zaczekaj, do cholery! Nie możesz tego zrobić!Sięgnął po miecz.Około dwudziestu najbliższych strażnikówwyciągnęło broń.Oficerowie Toca położyli dłonie na rękojeściach.Toc cofnął ostrożnie rękę.- Imotan! - ryknął do oddalającego się galopem szamana.-Popełniasz błąd! Możesz jeszcze ocalić honor! Imotan! Wysłuchajmnie! Wysłuchaj.- Powinniśmy zawiadomić Urka - odezwał się słabym głosem jedenz oficerów sztabowych.- Jestem pewien, że świetnie to widzi - sprzeciwił się Mech.Tocgapił się na uciekającego szamana.- Wracajcie do Urka - rozkazał.- Będzie pottzebował konnicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]