Home HomeMichael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwaCollins Suzanne Igrzyska œmierci 01 Igrzyska œmierciHowatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różniTrylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharowwin2k SMann, Thomas Der ZauberbergChmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)Robert Ludlum Krucjata Bourne'a (2)Bachman Richard Regulatorzy (SCAN dal 871)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Miałem nadzieję zademonstrować mu, że nie boimy się podróżować sami.Skłonić go dozastanowienia się nad implikacjami.- Potrząsnął głową.- Ale ten dureń nie wyglądał naskłonnego do refleksji.- Być może wie.Wędrowiec spojrzał nagle na towarzysza.- W takim przypadku nic ich nie powstrzyma przed zaatakowaniem nas nocą.Rozbili obóz na osypisku głazów.Wędrowiec rozpalił małe ognisko, ale usiadł zwróconydo niego plecami.Ereko zajął miejsce po drugiej stronie.Czasami wpatrywał się w ciemność, a w innych chwilach spoglądał na przyjaciela.Wędrowiec trzymał na kolanach schowany wpochwie miecz.Czekał.Ereko po raz kolejny zastanowił się nad tym mężczyzną, którypotrafił okazać tak wiele dobroci oraz tego, co zwano ogólnie człowieczeństwem, a mimo tonie wahał się przed zaszlachtowaniem grupy marnie uzbrojonych i kiepsko wyszkolonychzbirów, wśród których byli również młodzi chłopcy.%7ładen z nich nie miał szans w starciu znim.- Po prostu się nie zatrzymujmy - nalegał Ereko.- Nie musimy tego robić.- Nie mam zamiaru oglądać się za siebie przez całą drogę do Północnej Cytadeli.Każdygłupiec może czasem trafić z łuku.Olbrzym przyjrzał się przyjacielowi ze zdziwioną miną.W jego przypadku z pewnościąbyła to prawda.Choć starzał się bardzo powoli, nadal mógł go zabić zwykły fizyczny uraz.Co jednak z Wędrowcem? Czy nie zostawił już takich spraw za sobą? Najwyrazniej nie.Nadal był człowiekiem.Nadal żył i obawiał się niespodziewanej strzały w plecach.Bezwzględu na niezwykłą - czy w jego przypadku nadzwyczajnie cudowną -umiejętność władania mieczem, przypadkowy bek albo strzała wciąż mogły położyć kres jegożyciu.Ereko rozciągnął swą świadomość w otaczającej ich ziemi i wyczuł zbójców.Garstkaludzi zebrała się w dole strumienia.Być może wahali się jeszcze, ponieważ Wędrowiec niechciał zasnąć.Czy będą czekali, aż obaj to zrobią? Modlił się, by tak nie postąpili.Zwłoka jużprzyprawiała go o cierpienie.Obejrzał się na siedzącego po drugiej stronie ogniska Wędrowca i zauważył, że jegoprzyjaciel doszedł do tego samego wniosku.Owinął się niedzwiedzim futrem i udawał, że śpi.Olbrzym podążył za jego przykładem.Osunął się na skałę, o którą się opierał, i - choć nieczuł ciepła i zimna tak ostro jak ludzie -podciągnął zszyte z wielu skór futro i opuścił głowę.Czekali.Wysoko w górach zawył wilk.Ereko zastanawiał się, czy to jeden ze stadakudłatych drapieżników, które podążały za nimi przez skute lodem pustkowia na północ odgór.Odezwały się sowy, a potem usłyszał jeszcze bardziej odległy łoskot schodzącej lawinylub pól lodowych pękających gdzieś pośród górskich stoków.Zza gęstych chmur wyłonił się bliski pełni księżyc.Ereko wyczuł, że zbójcy się zbliżają.Czekali, aż zrobi się jaśniej.Przeklął się za to, że o tym nie pomyślał.Wędrowiec rzucił się na bok.Strzały i bełt z kuszy uderzyły z łoskotem w jego posłanie.Ereko zdążył się już przetoczyć w cienie i przykucnąć.Unosił włócznię tępym końcem doprzodu, gdyż nie potrafił jeszcze zapomnieć o litości. W zimnym, nocnym powietrzu poniósł się zdumiony krzyk.Głos umilkł jednak niemalnatychmiast i olbrzym zrozumiał, że to Wędrowiec wpadł między napastników.Nie mogłojuż być mowy o zaskoczeniu, wszędzie więc rozbrzmiały nawoływania.- Gdzie on siępodział?- Pullen? Widzisz go?Sandały szurały o kamienie.Gałęzie trzaskały pod stopami.W srebrnym blasku księżycapojawił się zarys głowy.Erekouderzył tępym końcem włóczni i usłyszał głuchy łoskot.%7łelazo szczęknęło o kamień.Zadzwięczała kusza i nagły ból pozbawił go tchu w piersiach.Olbrzym zakołysał się i runąłna plecy.Leżąc, błogosławił skuteczność ludzkiej kolczugi, której nauczył się używać, iprzeklinał również wynalezione przez ludzi łuki oraz kusze.Ta broń była prawdziwą plagą.Ktoś stanął nad nim.Ereko ujrzał w blasku księżyca, że to jeden z młodzieńców.Wyciągnął rękę, zwalił go z nóg, a potem zamknął mu dłonią usta.- Psst! - wyszeptał iznieruchomiał, ukryty w cieniu.Ktoś podszedł do dogasającego ogniska i zatrzymał się przy nim.W dogasającym,migotliwym świetle Ereko zobaczył, że to Wędrowiec.W blasku czerwonego koloru wojnyprezentował się świetnie.W jednej ręce trzymał miecz o mokrej, błyszczącej klindze.Zrzuciłfutra, odsłaniając obcisłą, poczernianą kolczą koszulę.Podszedł do olbrzyma i dotknąłsztychem miecza piersi chłopaka.Krew, czarna w mroku, spływała po ostrzu, gromadząc sięna niewyprawionych skórach.Młodzieniec wybałuszył oczy.Jego gorący oddech ogrzewałdłoń olbrzyma.Ereko czuł się, jakby trzymał drżącego, przed chwilą narodzonego zrebaka.-Co z resztą? - zapytał.- Jeden uciekł.Wędrowiec cały czas patrzył na młodzieńca.Opuścił sztych miecza, przebijając futro.- Nie.Nie pozwalam.- Wróci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •