Home HomeAnderson Poul Zbior opowiadanSheckley Robert Zbior opowiadanSheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (SCAN dal 8Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (2)Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (3)Grisham John Lawa przysieglych (5)Jordan Robert Oko Swiata t.1Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (2)Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczemPagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Tak - powtórzył.Muszę.GABRIELA GÓRSKAINICJACJAObudził się jak zawsze, pięć minut przed siódmą, posłuszny maleńkiemu synchronizatorowi bioprądów umieszczonemu pod skórą (który tam tkwił tak dawno, że stał się w jakiś sposób składową częścią jego organizmu - przynajmniej dla niego, traktującego to małe, sztuczne uzupełnienie konstrukcji danej mu przez naturę jak coś zupełnie zwykłego, rozumiejącego się samo przez się) - od pierwszej chwili zupełnie trzeźwy i całkowicie wypoczęty.Przez chwilę leżał bez ruchu wpatrzony w światło dnia, pozwalając, żeby wczorajsza radość rozrosła się w nim i umocniła (wczoraj za bardzo był zmęczony, żeby odczuwać ją w pełni), a potem nacisnął włącznik magnetowidu.Matowoszebrny ekran zalśnił natychmiast jasnozielonym światłem, to światło rozjarzyło się i cofnęło - na ekranie zobaczył uśmiechniętą twarz Kett.- Cieszę się, Joy - powiedziała.- Strasznie się cieszę.Nie masz pojęcia, jaka jestem z ciebie dumna.Zawsze wiedziałam, że jesteś dobry - ta twoja teoria społeczeństw i w ogóle.Ale to, że okazałeś się najlepszy, z twojego roku, naprawdę mnie zaskoczyło.Koniecznie chcę cię zobaczyć i uściskać, Joy.Czy będziesz miał czas wieczorem? Daj znać, jak się obudzisz.Ekran znów przygasł i znowu się rozjaśnił - zobaczył teraz jakiś duży pokój z regałami na ścianach i zielonym dywanem, przy biurku siedział człowiek w obrotowym fotelu - odwrócił się z nim razem, obraz zbliżył się widocznie mieli tam coś w rodzaju kamery i ta kamera zrobiła najazd na siedzącego; twarz wypełniła ekran i to był Rob: twarde i mocne rysy, wysokie, prawie indiańskie kości policzkowe, zielone oczy, które w tej samej chwili potrafiły być drwiące, odpychająco chłodne i ironiczne.a zaraz potem: serdeczne, ciepłe (i teraz były właśnie takie).Powiedział:- Gratuluję ci, stary.Naprawdę szczerze ci gratuluję.Myślę, że się spotkamy.Więc teraz tylko tyle.Ekran zgasł, zszarzał - więcej wiadomości nie było.Odpowiedział Robowi i Kett, wiedząc, że magnetowid każdego z nich przechowa wiernie obraz i każde słowo.odtworzy je dokładnie w odpowiedniej chwili.Jedyny mankament takiego rozwiązania stanowiło to, że to nie była właściwie żadna rozmowa: wymiana informacji, nic więcej ale nie chciało mu się czekać na połączenie telefonowidem.Spieszył się, było już wpół do ósmej.Dopiero w chwilę później, stojąc w pobudzającej krążenie zawierusze drobniutkich kropel, pomyślał, że właściwie nie ma się dokąd spieszyć, że dziś mógł pospać dłużej pierwszy raz od ośmiu lat.Nie ma już zajęć na uczelni i wszystko, co pozostało mu do zrobienia, to zaewidencjonowanie w Centralnej Kartotece nowych danych o sobie - tego właśnie faktu, że 25 czerwca 2154 roku ukończył studia z wynikiem celującym, na co złożyła się nie tylko jego wczorajsza, kilkugodzinna obrona, ale i wyniki wszystkich egzaminów składanych w ciągu tych lat.Mógł jeszcze pospać, ale platynowe maleństwo wszyte pod jego skórę nie mogło o tym wiedzieć.Pomyślał: "To potrwa kilka dni.Kiedy dostanę pracę, stabilizator zostanie skorygowany na inny cykl dobowy.Ciekawe, jakie będę miał propozycje".Ubrał się szybko, pośpiesznie zjadł śniadanie i - gnany wciąż radosnym, zupełnie zbędnym pośpiechem (uniwersytecka podstacja Kartoteki Centralnej rozpoczynała pracę o ósmej) - wybiegł z mieszkania.W podstacji nie było jeszcze nikogo z testowanych, dyżurujący asystent czytał poranną gazetę; olbrzymie.stwarzające doskonałe złudzenie trójwymiarowości zdjęcia pokazywały jakiegoś idola - sławnego piosenkarza czy sportowca : Znany Człowiek niesiony na ramionach rozentuzjazmowanego tłumu, Znany Człowiek w ogrodzie swego domu, "na luzie", uśmiechnięty, ręka na łbie czarnego doga.Znany Człowiek przed kamerami TV i zaraz - znów roześmiany - jadący na nartach wodnych.Obok - reklama dezodorantu, jakiegoś środka anty i telewizji systemu super-extra-star; "Przeżyjesz wszystko nie wstając ze swojego fotela".Asystent odwrócił stronę, na rozkładówce zacz~mał się kolejny odcinek komiksu o Barrym Wspaniałym, asystent ziewnął i ze znużeniem odłożył dziennik.- Rok? Wydział? - spytał krótko.Nie był niesympatyczny, tylko zupełnie obojętny i jakby trochę znudzony.Wyszukał symbol Joya, włączył program, podał maszynie wstępne, identyfikujące dane, a potem wskazał ,boyowi kabinę - to wszystko było znane,.powtarzało się przecież corocznie - Joy usiadł w wysokim fotelu, odchylił głowę na wysokie, chłodne, obciągnięte czarną imitacją skóry oparcie.Półprzezroczysta kopuła hełmu nasunęła się na jego głowę i poczuł chłodny ucisk elektrod na czole i skroniach.- Jesteś gotowy?Potaknął i czarny ekran przed jego twarzą rozjaśniła zielona lekko drgająca linia.Wznosiła się i opadała trzepoczącą niespokojnie krzywą."To jestem ja" - pomyślał, nie po raz pierwszy żałując, że nie rozumie tego zapisu, będącego przecież nim samym, najistotniejszą częścią jego ciała: nie tylko pracą mózgu, ale także zapisem całej osobowości.I zaraz potem, jak zwykle - choć może tym razem znacznie silniej niż zwykle - przemówiła do niego celowość takiego urządzenia: gdzieś w Kartotece Centralnej, przekazane ze wszystkich jej oddziałów i podstacji, grupuje się dane o wszystkich bez wyjątku ludziach, co rok aktualizowane, najbardziej dokładne i ścisłe.Wszystko, co może być istotne w człowieku : zawód i wiek, zamiłowania, ambicje i cechy charakteru - tysiące informacji o wszystkim, z czego składa się jego indywidualność.Przychodzi chwila, kiedy do wypełnienia zadania, do wykonania określonej pracy potrzebny jest ktoś mający nie tylko oznaczone kwalifikacje i zainteresowania, ale też pewne cechy psychofizyczne.I Kartoteka Centralna z miliardów informacji podaje jedną - tę najwłaściwszą."I to warunkuje nie tylko przydatność każdego z nas, w możliwie jak najszerszym, ze społecznego punktu widzenia, znaczeniu - pomyślał.- To znaczy także, że nikt i nigdy nie musi już przeżywać codziennej, niepotrzebnej udręki, jaką jest praca wykonywana bez większych zainteresowań, wbrew sobie.Że każdy swoje zdolności, pragnienia i pasje może realizować w sposób dla niego najpełniejszy.Tylko że to osiągnąć można było dopiero w tym ustroju, gdy wszyscy są sobie równi i wszyscy mają zawsze te same prawa."Rozmyślał o tym, kiedy asystent wyłączył już komputer, i jeszcze później, stojąc na pierwszym stopniu szerokich, jasnych schodów wiodących do wyjścia.W otwartych drzwiach przed sobą widział odległe niebo i niżej, pod nim, jasnozielony trawnik, który omiatał deszczem przejrzystych kropel ogrodowy robot, kroczący wolno na sztywnych metalowych łapach.Patrząc na jego pracę, w nagłym porywie dumy Joy pomyślał, że czas, w którym przyszło mu żyć i działać, jest lepszy od minionych nawet w zupełnie drobnych codziennych sprawach.- Dobrze, że cię znalazłem.Odwrócił się i zobaczył profesora Tanczedi : siwa głowa, jasnoniebieskie oczy patrzące zawsze prosto, z ogromną szczerością.Stał przy nim, tylko o stopień wyżej, i Joy, kiedy się już odwrócił, widział te oczy dokładnie naprzeciw swoich.Tanczedi był tylko trochę niższy.Uśmiechnął się słysząc następne słowa uniwersyteckiej sławy- Szukałem cię, Joy.Muszę ci coś powiedzieć.Chodź ze mną."Może asystentura" - pomyślał, czując, jak serce przyspiesza w nim nagle (to było tylko nieznaczne przyspieszenie, na większe nie pozwoliłby mu stabilizator.ale i tak odczuł tę swoją, prawie fizyczną, radość).Być asystentem wielkiego Tanczedi - do wczoraj nie przyszłoby mu to nawet do głowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •